- Zacznijmy od końca. Czy Sylwestrowi Chęcińskiemu podobałby się film "Sami swoi. Początek"? Pytamy, bo była Pani niedawno na warszawskiej premierze tego filmu.
- Tego nikt nie może wiedzieć... Pan Sylwester Chęciński był bardzo ostrożny w wypowiadaniu jakichkolwiek sądów i jeżeli nawet by mu się coś nie podobało, to by tego nie powiedział, ewentualnie by dyskretnie zasugerował, nad czym można jeszcze popracować. Szanował twórców i na pewno nie chciałby nikogo urazić. Przecież wiedziałby, że to zmierzenie się z fenomenem "Samych swoich", z dziełem, które ma ponad 50 lat, kształtującym polskie charaktery, to wielkie wyzwanie! Prawdopodobnie nie powiedziałby niczego niepochlebnego. Zawsze starał się zauważać walory i doceniać cudzą pracę, chociaż wobec siebie był bardzo krytyczny. Był perfekcjonistą! Zresztą tu i tak nie ma się do czego przyczepić, bo film zaskakuje. Zdaję sobie sprawę, że mogą się pojawić zjadliwe czy złośliwe komentarze, ale przecież nie wszystkim musi się podobać.
- Pani się podobał?
- Bardzo. Byłam wzruszona, zachwycona wyjątkowym klimatem życia wielokulturowej wsi z początku XX wieku, a także zadumana nad dramatami, wynikającymi z wojen, sąsiedzkimi kłótniami i godzeniem się, i miłością...
- Odnalazła w nim Pani ducha "Samych swoich", choć to podobno zupełnie odrębny film?
- Tak początkowo mówiono, że twórcy odcinają się od słynnej trylogii, że to jest zupełnie inny film, ale - według mnie - tam czuć ducha "Samych swoich". Doskonale robi to młody Pawlak, czyli Adam Bobik. Rewelacja! Inni aktorzy również, a nawet grające dzieci! Żmijewski poprowadził Pawlaka z taką pasją, jakby był reżyserem od dawna, a przecież to jego pierwszy pełnometrażowy film. Gdy na premierze podeszłam z gratulacjami, powiedziałam, iż obawiałam się, że - mierząc się z takim dziełem - może oberwać. Ale wierzę, że nie oberwie, choć film może zaskoczyć. Polacy kojarzą "Samych swoich" z komedią i prawdopodobnie byli na to nastawieni. To nie jest komedia, ale film o poważnych sprawach, o dramacie ludzi, którzy muszą opuścić swoją ziemię. Owszem, były momenty, kiedy wszyscy się śmiali, ale i takie, że można było zastanowić się i uronić łzę... Ta malownicza przedwojenna wieś, polska szkoła. Pięknie, kolorowo, chociaż ze znaną nam już zaciętością bohaterów, z bronieniem miedzy, z rywalizacją... Film zaczyna się w 1913 roku, czyli w czasie zaborów. W Krużewnikach mieszkają Polacy, Ukraińcy, Żydzi, taka mieszanka kulturowa i wynikają z tego problemy, dramaty. Dziejowe i osobiste... Na premierze był obecny scenarzysta wszystkich filmów o Kargulu i Pawlaku, także tego nowego, pan Andrzej Mularczyk i widziałam, że się wzruszył. To musi być bardzo wielkie przeżycie zobaczyć na ekranie losy stryja, zawarte w jego książce pt. "Każdy żyje jak umie", na podstawie której powstał ten scenariusz.
- Wiem, że na tę premierę wybierała się Pani z własną książką...
- Tak. Wręczyłam ją paru osobom, m.in.: Arturowi Żmijewskiemu, Adamowi Bobikowi, Zbigniewowi Zamachowskiemu, a także Jerzemu Matuli - to II reżyser i aktor z "Nie ma mocnych" oraz "Kochaj albo rzuć". Przekazałam też egzemplarz dla jednego z producentów Krzysztofa Łojana.
- Jak zareagował Artur Żmijewski?
- Bardzo się ucieszył. On zresztą wiedział, że książka będzie mu wręczana. Rozmawiałam wcześniej z producentem, od którego dostałam indywidualne zaproszenie na premierę. To niesamowite wrażenie, kiedy podchodzi się do stolika z listami zaproszonych, a nie ma mojego nazwiska, a chwilę potem: "Pani jest na specjalne zaproszenie produkcji". Zaproszenie to zawdzięczam panu Igorowi Chęcińskiemu, synowi Mistrza.
Autorka z Arturem Żmijewskim na premierze filmu "Sami swoi. Początek"
- Jaki jest Pani najlepszy film z trylogii?
- Cała jest genialna, ale chyba jednak to "Sami swoi", ponieważ mam z tą pierwszą częścią związki osobiste i lokalne. Teraz, po obejrzeniu filmu "Sami swoi. Początek", widzę, że jest podpowiedź dla tych, którzy w ogóle nie oglądali tych starych filmów (a są i tacy wśród tych młodszych - choć trudno w to uwierzyć!), by zaczynali od obejrzenia "Początku". Wprawdzie produkcja odcinała się, że to nie jest żadna kontynuacja, ale... to stanowi całość. Poznajemy losy tych samych bohaterów z ich młodości, a de facto losy rodziny Andrzeja Mularczyka. Jest miedza, której broni się i która pozostaje w mentalności Polaków do dziś. Jest też płot...
- Na mapie fanów trylogii Chęcińskiego nasza ziemia jest wyjątkowa, bo i Dobrzykowice czy Czernica, gdzie kręcono film, i muzeum "Samych swoich" w Gostkowicach, jest nawet oławski lokal "Sami Swoi"...
- To prawda. Można by powiedzieć, że to zagłębie Kargula i Pawlaka.
- A gdyby tak porównać je z Lubomierzem, gdzie też kręcono film, a teraz odbywają się cykliczne festiwale komedii i też jest muzeum tego filmu, to kto wygrałby w tej szlachetnej rywalizacji na pamięć o Kargulu i Pawlaku?
- To są dwa równorzędne i uzupełniające się światy, które nie są dla siebie konkurencją. Owszem, były kiedyś takie żartobliwe spory o to, kto "jest bardziej", ale teraz to nie ma znaczenia. Chęciński jest dobrem narodowym wszystkich Polaków i nie tylko w tych miejscach ma swoich wiernych fanów.
- Ale gdzie tych planów filmowych było więcej?
Napisz komentarz
Komentarze