- Dziękuję za okazane wsparcie - pisze Grzegorz Galasiński na portal Zrzutka.pl. - Wiem, że wielu z was wydaje się to dziwne, że proszę o pieniążki, a nie wezmę się do pracy. Niestety mój stan zdrowia nie pozwala mi podjąć jakiejkolwiek pracy, a renta, którą otrzymuję, ledwie wystarcza na podstawowe rachunki. Nie jest mi łatwo prosić kogokolwiek o pomoc, ale pnie mam wyjścia. Bardzo proszę, pozdrawiam wszystkich i z góry dziękuję za każdą złotówkę.
Tu możesz pomóc:
A tu przypominamy świetny reportaż Grażyny Notz z 2014 roku o panu Grzegorzu:
Trzeba zbić tę szklaną kulę
Pewnego razu zły los rzucił człowieka na bezludną wyspę, bez szans na przeżycie. Opatrzność zesłała ratownika, który podarował mu łódkę. Aby skorzystać z szansy ratunku, rozbitek musi jeszcze tylko... przepłynąć ocean
Grzegorz Galasiński: - Rehabilitacja to najtrudniejsza droga. Ciężka, długotrwała, kosztowna. Możliwa dzięki wsparciu rodziny i specjalistek rehabilitantek, które się tego zadania podjęły. Efekty są - pojawiają się powoli, ale są. Ważne jest, że wierzymy w te pozytywne efekty. Ja chcę się rehabilitować.
Monika Wilczyńska-Szmit (rehabilitantka, specjalistka PNF): - Gdyby nie było chęci pacjenta, terapia nie miałaby sensu.
*
O wypadku Grzegorza mówiły wszystkie krajowe media. O ratującym jego życie przeszczepie twarzy - dokonanym przez specjalistów z Gliwic, pod kierunkiem prof. Maciejewskiego - głośno było także poza granicami Polski. Zrekonstruowano zgruchotaną żuchwę, wszczepiono implant części kostnych i chrzęstnych nosa, przeszczepiono skórę i mięśnie twarzy wraz z naczyniami i nerwami, łącząc je z uszkodzonymi tkankami pacjenta. Niedawno uznano ten zabieg za najlepszy na świecie w ubiegłym roku - w tej dziedzinie medycyny.
Od prawie czterech miesięcy Grzegorz uczestniczy w rehabilitacji, prowadzonej w Gabinecie Fizjoterapii w Brzegu, przez terapeutkę Monikę Wilczyńską-Szmit. Druga terapeutka - Małgorzata Wilczyńska-Jasińska - pełni funkcję obserwatora; w czasie zabiegów obecny jest też zawsze ktoś z rodziny pacjenta - zazwyczaj Barbara, siostra Grzegorza.
*
- Czy można określić, zaplanować czas trwania rehabilitacji Grzegorza?
Monika: - Elementy rehabilitacji będą potrzebne do końca życia. Teraz zabiegi prowadzone są codziennie, trwa praca nad odbudową nerwów - to długotrwały proces, od sześciu miesięcy, nawet do dwóch lat. Odbudowa nerwów, przywrócenie ich przewodnictwa (choć nie będzie to tak dokładnie, jak przed wypadkiem) - musi potrwać. Pracujemy metodą wyznaczania małych, ale realnych celów.
- Na czym opieracie się w waszej pracy - na wiedzy, na doświadczeniu?
Małgorzata: - Punktem wyjścia dla zapoczątkowania zabiegów była specjalizacja Moniki, która jest dyplomowaną terapeutką PNF.
Monika: - Jest to terapia neurofunkcjonalna. Zgodnie z filozofią PNF, oparta na kontakcie werbalnym, manualnym i wykorzystująca zasady neurodynamiki. Mając podstawy teoretyczne i własne doświadczenia, dotyczące np. rehabilitacji stawów skroniowo-żuchwowych, dostosowujemy metodę do potrzeb Grzegorza.
Małgorzata: - Nie ma podobnych przypadków, nie ma literatury - to są nieporównywalne sytuacje. Nie ma więc jednego szablonu postępowania. U Grzegorza było ratowanie życia, rekonstrukcja kości, mięśni, nerwów. Był szok pourazowy i szok poszpitalny. W 23-letniej historii naszego gabinetu (Monika pracuje tu 13 lat) zdarzały się różne przypadki. Najbardziej podobne to porażenia powirusowe - uszkodzenia twarzy, wynikające z uszkodzenia nerwów. Takich pacjentów było dużo, głównie po neuroboreliozie. Tuż przed podjęciem terapii u Grzegorza zakończyłyśmy rehabilitację pacjentki z żuchwą, połamaną w wyniku upadku na głowę z wysokości 8 metrów. Właśnie w takich przypadkach szukamy podobieństw. Grzegorz miał zniszczone połączenia nerwowe, połamaną żuchwę, ale doszedł też inny czynnik ryzyka - nie wiadomo było, jak się zachowa przeszczepiona tkanka. W naszej praktyce miałyśmy już pacjenta z przeszczepioną ręką - rehabilitowałyśmy ją, ale tak naprawdę każdy przypadek jest inny.
- W jakiej kondycji jest teraz uszkodzona tkanka nerwowa Grzegorza?
Monika: - Grzegorz ma zachowany centralny system nerwowy, nie ma natomiast ciągłości nerwów obwodowych.
Grzegorz: - Rehabilitacja wygląda jak budowa wrocławskiej obwodnicy - brakuje jednego elementu, żeby zadziałało...
Monika: - Na początku nie mógł mówić, musiał przytrzymywać ręką wargę (widać to było w czasie telewizyjnego wywiadu), mówienie na leżąco w ogóle było niemożliwe. Teraz mowa jest na tyle sprawna, że gdy potrzebuję telefonicznie coś uzgodnić z Grzegorzem w sprawie zabiegów, to nie korzystam z pośrednictwa rodziny (jak to wcześniej było), wolę rozmawiać bezpośrednio z nim - w kontakcie telefonicznym jego mowa jest nawet wyraźniejsza, bo Grzegorz się bardziej mobilizuje.
Małgorzata: - Stan Grzesia po wyjściu ze szpitala to nie tylko problem z przeszczepioną twarzą. Na początku miał trudności z połykaniem i oddychaniem. W wyniku uszkodzeń u nasady języka dławił się nim - poradziliśmy sobie z tym po 2-3 tygodniach zabiegów. Początek naszej pracy to było przywrócenie funkcji wegetatywnych, dopiero potem można się było zająć całością.
- Jak to się robi, jak się te nerwy pobudza?
Monika: - Wykorzystujemy ogólną wiedzę z neurodynamiki globalnych połączeń nerwowych. Organizm jest całością. Na przykład, pracując nogami wpływa się na pas barkowy, wykorzystując tzw. łańcuchy kinematyczne. Przez pierwsze dwa miesiące pracowaliśmy z Grzegorzem, wykorzystując siłę nóg i miednicy..
*
W tym momencie Monika przeprowadza mały eksperyment. Prosi mężczyznę, który akurat jest w gabinecie, by usiadł prosto, kładąc ręce na kolanach. Koryguje jego postawę, aby kręgosłup był wyprostowany, a szyja wyciągnięta w górę, po czym swoimi dłońmi uciska mocno jego leżące na kolanach ręce, polecając jednocześnie, by próbował kolana unieść do góry. Na pytanie, co czuje, odpowiedział, że poczuł jakąś reakcję pod brodą i w okolicy barków. Praca mięśni w obrębie kolan dała efekt w postaci skurczów mięśni w okolicy pasa barkowego.
*
Monika: - To była właśnie ilustracja łańcuchów kinematycznych. Na twarzy Grzegorza nie ma tzw. punktów spustowych, muszą się dopiero wytworzyć. Prowadzimy różne ćwiczenia - też na urządzeniach rehabilitacyjnych, by odtworzyły się mięśnie, ponieważ długi okres po wypadku spowodował, że Grzegorz stracił masę mięśniową.
- Czy na tym etapie prowadzicie jakieś masaże twarzy?
Grzegorz: - Teraz głównie to jest "oliwienie" twarzy.
Małgorzata: - Jest specjalna technika masażu twarzy, ale teraz chodzi przede wszystkim o odżywianie tkanki twarzy. Najtrudniejsza sytuacja jest z nosem, w którym jest implant - nie ma naturalnej chrząstki i stale pojawia się coś w rodzaju lekkiego, wodnistego kataru. Grzegorz musi często wycierać nos, czym podrażnia skórę w jego okolicy - jak przy katarze. Prawa strona twarzy jest w dużej mierze zachowana, natomiast cały lewy policzek to płat przeszczepu. Prowadzimy ćwiczenia, by uruchomić mięśnie - nie tylko twarzy, Grzegorz wyraźnie zmężniał, masa ciała wraca do poprzedniego stanu.
- Czy stosowane są jakieś inne rodzaje terapii?
Małgorzata: - Nie korzystamy z innych terapii, np. elektrostymulacji - by nie mieszać technik rehabilitacyjnych. Wtedy nie byłoby wiadomo, co działa, co przynosi efekty. Poza tym Grześ jest w stałym kontakcie z lekarzami z Gliwic, którzy nadzorują terapię lekami przeciw odrzuceniu przeszczepu. Ponadto będziemy przygotowywać Grzegorza do obciążeń fizycznych, które działają wspomagająco na funkcjonowanie organizmu. To sprzyja tzw. rei nerwacji, czyli odtworzeniu tkanki nerwowej.
- Czy możemy teraz powiedzieć, jaki jest cel końcowy i przewidzieć efekt rehabilitacji Grzegorza?
Monika: - Cel ostateczny nie jest do określenia. Pamiętajmy, że tkanka przeszczepu to dla Grzegorza nowa tkanka, więc wciąż jest zagrożenie odrzutu. No, ale na to Grzegorz bierze odpowiednie leki.
Grzegorz: - Teraz w domu nie mam już takich restrykcyjnych warunków sterylności, jak na początku. Dla mnie ważne jest, by móc wychodzić do ludzi, nie ukrywać się przed światem i zagrożeniami. Siedzeniem w domu - osłabiam się. Wychodząc - stawiam czoło zagrożeniom bakteryjnym, ale i społecznym.
- Czy uda się całkowicie zatrzeć różnicę tkanek skóry?
Monika: - Ta różnica już się bardzo zmniejszyła. Pamiętajmy, że PNF to ustalanie małych celów - ale realnych. Pierwszym było połykanie pokarmów i napojów, niedławienie się językiem - osiągnęliśmy to. Inna sytuacja - Grzegorz schudł bardzo, więc tatuaż na jego ręce wyglądał jak jaszczurka. Teraz znowu jest smokiem.
- Czy Grzegorz będzie mógł gwizdać?
Monika: - Na pewno, to wymaga ćwiczeń i czasu. Nie mówimy o granicach - cele ustalane są kolejno, w miarę postępu rehabilitacji.
Grzegorz: - Musi być porozumienie między pacjentem a rehabilitantem. I my to porozumienie osiągamy.
- Jak pan ocenia rekcję otoczenia?
Grzegorz: - Moi znajomi, sąsiedzi są bardzo życzliwi, akceptują mnie i cieszą się z postępów. Dwa tygodnie temu byłem na otwarciu pewnego sklepu z produktami dla kulturystów - ludzie oczywiście patrzyli się na mnie, ale w ich oczach widziałem raczej podziw i niedowierzanie, że tyle osiągnęliśmy. Zachowywali dystans - ale to normalne, ludzie boją się czegoś odmiennego.
Małgorzata: - Nie tyle boją się Grzegorza, ale obawiają się, że wyrządzą mu krzywdę, sprawią przykrość. Traktują go, jakby był w szklanej kuli. Trzeba tę kulę zbić.
*
Na początku w gabinecie zachowywano sterylne warunki, zabiegi odbywały się w maskach na twarzy, terminy wizyt ustalano tak, by nie kontaktował się z innymi pacjentami. Później było coraz "normalniej" - a już w grudniu wchodził do poczekalni i głośnym "dzień dobry" witał oczekujących pacjentów, jak każdy inny. Nastąpiło przełamanie kolejnej bariery. Grzegorzowi bardzo pomaga jego pozytywne nastawienie, od początku mówił - to jest moja twarz, a jeśli ktoś tego nie akceptuje, to jego problem.
*
- Czy pracujecie nad odtworzeniem kształtu twarzy?
Małgorzata: - Rama twarzy będzie podobna, bo zarys żuchwy (choć była złamana na dziewięć kawałków) jest zachowany. Reszta będzie odtwarzana w miarę możliwości.
*
Monika demonstruje kilka ćwiczeń obrazujących, jak ćwiczenie odległych partii ciała wpływa na pracę mięśni twarzy. Grzegorz siada na taborecie, po skorygowaniu postawy pacjenta terapeutka uciska mu dłońmi obręcz barkową, a efekt widzimy na jego twarzy -wyraźne drżenie w kącikach ust. - Ta praca nad obręczą barkową to jest "poszukiwanie źródeł irradiacji" - wyjaśnia Monika. Następnie Grzegorz kładzie się na wznak, z podgiętymi kolanami. Próbuje przechylać kolana na boki, przy czym Monika dłońmi stawia opór. Przy takim zmiennym wysiłku znowu widać wyraźną pracę mięśni twarzy Grzegorza - pracują mięśnie okrężne ust, obniżają się kąciki ust, podkurcza się podbródek (tzw. mięsień podgnykowy). To świadczy o odtwarzającym się przewodnictwie nerwowym.
*
Monika: - Teraz mamy kolejny cel - otworzyć oko, które jest sprawne, ale zakryte powieką z przeszczepu. Powoli ta powieka już się zaczyna uchylać.
Grzegorz: - No i jeszcze jest sprawa uzębienia, zniszczonego w wypadku.
Małgorzata: - Czekają nas kolejne etapy rehabilitacji. Lekarze przewidywali, że dopiero po sześciu-dziewięciu miesiącach będą pewne efekty. My rehabilitujemy niecałe cztery i już mamy postęp.
Grzegorz: - Zakładano, że w szpitalu będę około ośmiu miesięcy, wyszedłem po trzech. Poza szpitalem czuję się zdecydowanie lepiej.
*
Skończył się szum medialny, pacjent został sam.
*
- Mogę funkcjonować dzięki rodzinie i ludziom dobrej woli - mówi Grzegorz. Rodzina wozi go codziennie na terapię, bo na tym etapie regularność zabiegów jest niezbędna, aby ćwiczone połączenia nerwowe mogły się utrwalać. Wyboru gabinetu dokonano pod kątem spełnienia kilku warunków - zgody terapeutów na podjęcie się terapii, niezbyt daleka odległość od miejsca zamieszkania, możliwość odpowiedniego ustalenia godzin codziennych zabiegów, zapewnienie - w pierwszym okresie - warunków aseptycznych i dyskrecji.
*
- Czy proces rehabilitacji Grzegorza może stać się podstawą opracowania naukowego?
Małgorzata: - Niewykluczone, że na tej podstawie powstanie opracowanie naukowe, oparte na tym konkretnym przypadku - może dzięki temu ktoś, pracujący z podobnym problemem, będzie mógł znaleźć w nim jakiś punkt odniesienia.
Grzegorz: - Na koniec chcę powiedzieć - nie bójcie się mnie. Ja siebie zaakceptowałem, ale potrzebuję też waszej akceptacji. Potrzebują jej ludzie "inni", tacy jak ja.
Grażyna Notz
fot. Jerzy Kamiński
Napisz komentarz
Komentarze