- Startując na burmistrza w 2018 roku zdobył pan 22,23% głosów, co nie wystarczyło na wejście do drugiej tury. Nie ma pan obaw przed ewentualnym kolejnym rozczarowaniem?
- Zawsze jest jakaś obawa, ale ostatecznie o wszystkim zdecydują wyborcy. Wtedy, podobnie jak i teraz, byłem kandydatem niezależnym, ale obecnie jest ze mną dużo większy zespół ludzi zaangażowanych w cele, które wspólnie chcemy osiągnąć. Przez ostatnie pięć lat nabrałem większego samorządowego doświadczenia, ponadto utrzymywałem kontakty z różnymi innymi samorządami, starając się czerpać z ich doświadczeń. Najistotniejsza jest jednak drużyna, która patrzy na sprawy miasta i gminy Jelcz-Laskowice podobnie jak ja. Wierzę, że w tych wyborach osiągniemy sukces.
- Podczas konwencji wspomniał pan o tym, że decyzja o starcie w wyborach na burmistrza zapadła już kilka lat temu. Część obserwatorów życia publicznego mogła się tego domyślać, bo od dłuższego czasu jest pana sporo w różnych miejscach - na imprezach sportowych, charytatywnych czy festynach. Ta aktywność była czasami odczytywana jako przedwyborcza, pojawiały się nawet głosy, że "zaczyna pan wychodzić z lodówki". Słyszał pan takie zarzuty?
- Może nie zarzuty, ale na pewno słyszałem, że jest mnie bardzo dużo. Spójrzmy na to jednak inaczej - urzędujący burmistrz również powinien być wszędzie, często pojawiać się między mieszkańcami na różnych imprezach. Nie widzę więc w tym nic złego, że bywam tam, gdzie jestem zapraszany.
- Czy tym zdaniem o burmistrzu chce pan powiedzieć, że na wielu wspomnianych spotkaniach brakuje Bogdana Szczęśniaka?
- Daleki jestem od takiej oceny. Mówię po prostu o tym, jakim sam chciałbym być burmistrzem. Stojącym między ludźmi, rozmawiającym z nimi, by w ten sposób poznawać ich problemy. Proszę pamiętać, że jestem radnym, co traktuję jako zaszczyt. Gdy różne organizacje to doceniają i zapraszają mnie do siebie, jest to dla mnie znak, że potrafię zrobić coś dobrego dla społeczeństwa. Moje uczestnictwo w różnych wydarzeniach nie było ukierunkowane kampanią. Taki wybrałem styl pracy radnego, bo jestem przekonany, że warto być między ludźmi.
- Czy będzie pan lepszym burmistrzem niż swój dawny przełożony Kazimierz Putyra?
- Nie wiem, skąd to pytanie. Nie chciałbym się porównywać ani do Kazimierza Putyry, ani do Bogdana Szczęśniaka. Współpracę z burmistrzem Putyrą wspominam pozytywnie, ale daleki jestem od oceniania i porównywania się z kimkolwiek. Doceniam obu, zarówno obecnego jak i poprzedniego burmistrza, znam ich dokonania, zaangażowanie i to, co zrobili dla gminy. Każdy z nas na pewno jest inny, więc jeśli otrzymam poparcie mieszkańców, będę zarządzał gminą inaczej, a ostatecznie to ludzie ocenią, czy ten styl im odpowiada.
- Ostatnie wybory, w których brał udział Kazimierz Putyra, wygrał Bogdan Szczęśniak. Jeśli teraz mieszkańcy mają wybrać Piotra Stajszczyka, to muszą uwierzyć, że będzie lepszym burmistrzem od wspomnianej dwójki.
- Nie namówi mnie pan do tego, bym zaczął się porównywać. Od 2014 roku wiele się zmieniło - w samej gminie, w społeczeństwie, a nawet w sposobie zarządzania. Ja również jestem inną osobą, nabrałem dodatkowego doświadczenia, idę do wyborów z konkretną wizją rozwoju naszego samorządu i wierzę, że przekonam mieszkańców.
- Dlaczego zdecydował się pan na przedstawienie kandydatów na zastępców już podczas konwencji wyborczej? To nie jest najbardziej typowy ruch w kampanii wyborczej.
- Powiem więcej - nie pamiętam, żeby ktoś taki ruch w naszej gminie wykonał.
- Kazimierz Putyra w 2014 roku na bilbordach pozował z panem i Aleksandrem Mitkiem, otwarcie informując, że po wygranych wyborach, wciąż będziecie jego zastępcami.
- Faktycznie, tak było. Uważam, że uczciwość wobec mieszkańców nakazuje, by to zrobić. Pięć lat temu wielu mieszkańców, z którymi rozmawiałem, chciało, by Bogdan Szczęśniak pozostał na stanowisku, ale oczekiwało zmian wśród zastępców. To się nie wydarzyło, a osobiście uważam, że w takiej kwestii należy być transparentnym od samego początku. Wyborcy powinni mieć świadomość, co się zmieni, bo 7 kwietnia nie zagłosują tylko na burmistrza, ale też na ludzi, którzy z nim stoją, na jego zespół. Dlatego wraz z moją drużyną Wspólnoty Samorządowej Lokalnych Patriotów odkryliśmy wszystkie karty.
- To taki ruch, który może zarówno dodać, jak i odjąć punktów wyborczych.
- Myślę, że w tym przypadku doda. Michał Wolski i Mariusz Hass to osoby lokalnie znane, które budzą sympatię. Oczywiście każdy z nas może mieć jakiś elektorat negatywny, ja również. Chcę jednak, by wyborcy patrzyli na nas jak na zespół i wiedzieli dokładnie, jakie władze gminy wybiorą, zakreślając krzyżyk przy moim nazwisku.
- Dlaczego akurat ta dwójka?
- Z Michałem znam się od dawna, zwłaszcza że startował na radnego ze "Wspólnoty Samorządowej" pięć lat temu. Mariusza znałem, ale bliżej poznaliśmy się przy organizacji pomocy Ukrainie po wybuchu wojny. Obserwując ich zaangażowanie społeczne i wiedzę, uznałem, że będą najlepszymi kandydatami na zastępców. Burmistrz powinien mieć obok siebie ludzi kompetentnych i zaufanych, którzy będą potrafili współpracować nie tylko z nim, ale także ze sobą. Propozycję przedstawiłem im kilka tygodni temu, byli zaskoczeni, musieli to oczywiście przedyskutować z rodziną, ale bardzo cieszę się, że się zgodzili.
- A konkretnie, dlaczego to oni są pana zdaniem najlepsi?
- W przypadku Michała Wolskiego wystarczy spojrzeć na to, jakim jest radnym. Jego podejście do spraw związanych z lokalną społecznością, jego zaangażowanie i determinacja w dążeniu do celów, zdecydowanie go wyróżniają. Mariusz jest osobą zaangażowaną społecznie, miałem okazję zobaczyć, w jaki sposób pracuje na rzecz ludzi i nie mam wątpliwości, że to świetny wybór. Dlatego jeśli wygram wybory, zastępcą ds. inwestycji będzie Michał Wolski, a ds. oświaty i ochrony środowiska Mariusz Hass.
- Co w sytuacji, gdy wejdzie pan do drugiej tury i kandydat, który będzie trzeci, zaproponuje panu publiczne poparcie w zamian za stanowisko zastępcy?
- Pokazując kandydatów na zastępców chciałem zamknąć temat ewentualnego dogadywania się za poparcie. Poza tym to, że ktoś ogłosi poparcie dla danego kandydata, nie oznacza, że mieszkańcy pójdą w taki sposób zagłosować. Głosy naszych wyborców nie są naszą własnością. Z mojej strony temat zastępców jest zamknięty. O ile sami nie zmienią swojej decyzji, to nie ma takiej możliwości, by po wygranych przeze mnie wyborach zastępcami zostały inne osoby niż Michał Wolski i Mariusz Hass.
- Centrum Sportu i Rekreacji powstało w czasach, gdy był pan wiceburmistrzem. Inwestycja była potrzebna, ale do dziś nie brakuje głosów, że została zbudowana w nieprzemyślany sposób. Jak się pan do tego odniesie?
- Z perspektywy czasu wiemy, że problemem jest zbyt mała siłownia. Od początku należało zaprojektować ją na całej górnej kondygnacji, choć trzeba też pamiętać, że w tamtych czasach - ponad 10 lat temu - siłowni prywatnych w gminie było bardzo dużo i wydawało nam się, że nie będzie tylu chętnych. Na pewno widzimy też, że zbyt mało miejsca w hali ma Miejsko-Gminne Centrum Kultury. W ostatnich kilku latach ta instytucja bardzo się rozwinęła. Zaczynaliśmy projektować halę w momencie, gdy MGCK miało swoją siedzibę w kilku wynajętych pomieszczeniach, więc byliśmy przekonani, że te sale w CSiR, które przeznaczymy na MGCK, będą wystarczające. Obecnie widzimy, że tego miejsca wciąż jest za mało. Przez lata były też problemy w kwestii współpracy MGCK i CSiR, ale to się zmieniło na plus w momencie przyjścia nowego prezesa CSiR i teraz wygląda tak, jak powinno. Czasami, żeby rozwiązać problem, wystarczy rozmowa, komunikacja między ludźmi. W hali oczywiście brakuje jeszcze kilku sal, które mogłyby być wykorzystywane przez Centrum Kultury, ale cieszy mnie to, że pani dyrektor i pan prezes potrafią współpracować i w pewnych kwestiach się dogadywać.
- Wspomina pan o dwóch konkretnych osobach - prezesie Przemysławie Olechowskim i dyrektor Dorocie Miś-Hanys. Jako burmistrz chciałby pan dokonać na tych stanowiskach jakichś zmian?
- Nie mam zastrzeżeń co do ich zaangażowania, uważam, że świetnie wykonują swoją pracę. Na pewno żadnych zmian nie będzie. Powiem więcej - myślę, że nie ma lepszych ludzi na te stanowiska.
- Podczas kampanii wyborczej w 2018 roku zapowiadał pan przebudowanie OSiR-u przy ul. Partyzantów i stworzenie tam siedziby MGCK. Pomysł nieaktualny?
- Był to punkt mojego programu, bo uważałem to za szybkie, możliwe do zrealizowania i realne. Dziś nieco inaczej patrzymy na wykorzystanie OSiR-u i inne oczekiwania ma Centrum Kultury. Dlatego od tego pomysłu odszedłem. Zdaję sobie sprawę, że wszyscy kandydaci mówią o wybudowaniu nowego budynku MGCK, ale ja staram się patrzeć realnie w kontekście możliwości gminy, ale też pozyskania środków zewnętrznych. Budowa MGCK to inwestycja bardzo duża, z pewnością potrzebna, więc jeśli zostanę burmistrzem, to spotkam się z panią dyrektor i osobami zainteresowanymi, by raz jeszcze przedyskutować, jak to zrobić, by taki obiekt, który w przyszłości miałby powstać, spełniał wszystkie oczekiwania. Dopóki go jednak nie mamy, należy się zastanowić jak pomóc Centrum Kultury, by tego miejsca na różne inicjatywy było więcej.
- Podczas jednej z ostatniej sesji RM dyskutowano na temat planowego stworzenia wizualizacji obiektu MGCK i Biblioteki Publicznej. Uważa pan, że obecna władza rozpoczęła drogę, która w ciągu kilku lat zakończy się budową Centrum Kultury?
- Wystarczy spojrzeć do wieloletniej prognozy finansowej, o czym na komisjach i sesjach sygnalizowaliśmy. Mamy przeznaczoną pewną kwotę, która jest za mała na projekt, a jednocześnie trochę za duża na samą koncepcję. W perspektywie kilku lat nie ma jednak nawet złotówki na realizację tego zadania. Myślę, że to jest odpowiedź na pytanie, czy mówimy o koncepcji "na dziś", czy o realnym planie budowy w najbliższej przyszłości. Wraz z moimi kandydatami na zastępców mamy pewien pomysł, jak rozwiązać problem MGCK, ale jeszcze dziś nie chciałbym tego odkrywać.
- Jakie są trzy najważniejsze punkty pana programu wyborczego?
- Tylko trzy? Po pierwsze opieka zdrowotna i społeczna. Chcemy uruchomić weekendową i świąteczną pomoc w przychodni, a także stworzyć dom dziennej opieki zarówno dla starszych jak i dla osób z niepełnosprawnościami. Odsetek osób starszych to obecnie ponad 20% mieszkańców gminy i cały czas rośnie, a jeszcze 12-14 lat temu było to ok. 11%. To stwarza nowe potrzeby, na które trzeba odpowiedzieć.
Po drugie - edukacja i rozwój młodzieży, czyli problem zarówno uczniów, jak i nauczycieli, którzy się wypalają, potrzebują większej motywacji, żeby podnosić poziom kształcenia. Chcemy wyjść naprzeciw potrzebom, umożliwić rozwój i wprowadzać innowacyjne metody nauczania w szkołach i w przedszkolach. Planujemy też możliwość organizacji wyjazdów studyjnych do różnych ciekawych instytucji czy innowacyjnych zakładów. To już dzieje się w Zespole Szkół, ale warto byłoby, gdyby mogło się także odbywać w najstarszych klasach szkół podstawowych.
Po trzecie - infrastruktura techniczna. Największą bolączką są drogi. Jako radny wielokrotnie rozmawiałem z ludźmi, wiem, gdzie te inwestycje są potrzebne. Nie jest możliwe wyremontowanie wszystkich dróg w okresie jednej kadencji. Chciałbym opracować realny, wieloletni plan budowy, przebudowy, modernizacji i remontów dróg w gminie. Wtedy każdy mieszkaniec wiedziałby, w jakim czasie będzie mógł oczekiwać inwestycji na swojej ulicy. Każdy musi wiedzieć, nawet podejmując decyzję o zakupie nieruchomości, ile będzie musiał czekać na dobrą drogę. Ważne będzie również uruchomienie Inkubatora Przedsiębiorczości, gdzie młodzi ludzie lub osoby planujące rozpoczęcie działalności będą mogli skorzystać z pomieszczeń, czy doradztwa, m.in. księgowego, prawnego i podatkowego.
- Skąd pomysł na to, by stworzyć fuzję z "Lokalnymi Patriotami"?
- Wszyscy poznawaliśmy się przez ostatnie lata. Doskonale wiemy, że pierwsze plotki o potencjalnych kandydatach na burmistrza były różne...
- ...doprecyzuję. Mówiło się, że Jacek Załubski z "Lokalnych Patriotów" będzie startował na burmistrza, co się ostatecznie nie potwierdziło.
- Nie wiem, dlaczego się na to nie zdecydował, ale obserwując siebie w Radzie Miejskiej i rozmawiając o różnych sprawach, które były nam przedstawiane, często dochodziliśmy do wniosku, że mamy na wiele kwestii podobne spojrzenie. W pewnym momencie zaczęliśmy z "Lokalnymi Patriotami" dyskutować o wspólnym starcie w wyborach, doszliśmy do wniosku, że razem będziemy silniejsi i stworzymy drużynę, która będzie w stanie zmienić naszą gminę.
- Jak pan ocenia swoich kontrkandydatów?
- O burmistrzu Bogdanie Szczęśniaku mówiłem już wcześniej - wielki szacunek za to, jak wpłynął na rozwój gminy. Annę Witkowską cenię za to, co robi, jeśli chodzi prowadzenie przedszkola, za to jak wspiera osoby z niepełnosprawnościami, uzupełniając w ten sposób pewne braki placówek publicznych. Pozostałych kolegów również znam, mamy dobry kontakt, ale niech to wyborcy zdecydują, który z nas będzie najlepszy dla gminy.
- Dlaczego wierzy pan w to, że wyborcy zaufają właśnie panu?
- Od wielu miesięcy, a nawet lat, jeżdżę i spotykam się z ludźmi. Wielokrotnie słyszałem głosy poparcia i motywacji, dlatego wierzę, że jest duża szansa na dobre zmiany w gminie, z jednoczesnym docenieniem wszystkiego, co do tej pory zostało zrobione.
Napisz komentarz
Komentarze