Pani Janina to wspaniała nauczycielka - doskonale znana starszemu pokoleniu Oławian, a szczególnie mieszkańcom Zwierzyńca. Urodziła się na kresach 25 czerwca 1905 r. w Papierni, powiat Trembowla. Po ukończeniu szkoły podstawowej w Kalinowszczyźnie (pow. Czortków) rozpoczęła naukę w Seminarium Nauczycielskim w Czortkowie - mieście malowniczo położonym w jarze Seretu. Ukończyła je w 1923 roku. Pracowała w szkołach w Zwiniaczu i Kosowie.
13 kwietnia 1940 r. została deportowana do Kazachstanu. Szczęśliwie udało się jej wrócić do Polski w 1946 r. Zamieszkała w Oławie i tu, na Zwierzyńcu, rozpoczęła pracę w Szkole Podstawowej nr 3, w której też wraz z rodziną zamieszkała. Nauczała w klasach 1-3 będąc również wychowawczynią tych klas.
Miałem szczęście być jej uczniem w klasach 2 i 3. Tu powinienem opisać mnóstwo jej zalet, ale zapewne nie sprostałbym temu - było ich zbyt wiele. Wspomnę jedynie o dwóch faktach, które trwale zadomowiły się mej pamięci. "Nasza Pani" obchodziła imieniny 24 czerwca, tuż przed wakacjami. Uczniowie kilka dni wcześniej biegali po Zwierzyńcu wypatrując, w którym ogródku są najładniejsze kwiaty i rezerwowali je u właścicieli - nie było ich dużo, a kwiaciarni nie było. Nie wszystkim udawało się je zdobyć. Pozostawał kwitnący w tym czasie głóg, ale przecież był kłujący. Pani Janina ten głóg z rozczuleniem przyjmowała, jakby to były najpiękniejsze storczyki czy róże.
Osobiście odczułem jej dobroć, gdy jesienią 1949 powrócił z internowania w Szwajcarii mój Ojciec, którego nigdy wcześniej nie widziałem, a miałem już 9 lat. Z tej okazji Pani Janina zwolniła mnie na dwa dni z zajęć lekcyjnych.
Niedawno w przypadkowej rozmowie dowiedziałem się, że moja wychowawczyni miała brata - wspomnianego na początku - Antoniego Wczelika, który zginął w połowie kwietnia 1942 r., a więc dokładnie 80 lat temu.
Osobom znającym "moją Panią" i jej potomnym, a także tym nielicznym, którzy wiedzieli nieco o losie jej brata, zależało, by o jego krótkim życiu napisać wspomnienie. Grono osób związanych z biblioteką "Koronka" zasugerowało, bym zrobił to ja. Zgodziłem się, nie będąc pewnym, czy podołam zadaniu. Argumentem, by podjąć ten temat, było to, iż uznałem, że będzie to wyraz hołdu i podziękowania za trud nauczania i wychowania złożony "Naszej Pani", a pośrednio jej bratu.
*
Pan Antoni urodził się 4 października 1906 roku w Kalinowszczyźnie. W wieku 20 lat został przyjęty do Szkoły Oficerskiej Lotnictwa w Dęblinie. Ukończył ją w roku 1929 z drugą lokatą i jako podporucznik trafił do pułku lotniczego we Lwowie. Pierwsze loty wykonywał na Breuegtach i Potezach. Od 1932 roku służył w 2. Pułku Lotnictwa w Krakowie. Pełnił funkcję dowódcy klucza, a później eskadry, latając na samolotach P-7 i P-11.
We wrześniu 1939 roku jako kapitan brał udział w obronie Dęblina. 17 września przekroczył granicę z Rumunią i trafił do obozu dla internowanych. Uciekł z niego do Bukaresztu, skąd - zaopatrzony przez polską ambasadę w paszport - wyjechał do Paryża. Z niego trafił do Polskiej Bazy Lotniczej w Lyon-Bron. Pełniąc tu służbę brał udział w wielu lotach bojowych, zestrzeliwując kilka samolotów wroga. W połowie czerwca 1940 roku odpłynął do Anglii, a już w sierpniu został pilotem Dywizjonu 302, wykonując wiele lotów osłaniających konwoje morskie. Często zajmował się szkoleniem młodych pilotów.
1 kwietnia 1941 roku odznaczono go Krzyżem Walecznych, 1 sierpnia mianowani majorem, a 30 sierpnia został dowódcą Dywizjonu 306.
Feralnego 14 kwietnia 1942 roku dywizjon pod dowództwem mjr Wczelika wystartował jako osłona 12 samolotów "Boston", które miały zbombardować elektrownię w Mondeville. W drodze powrotnej został zaatakowany przez Messerschmitty. Inni piloci dywizjonu widzieli spadający do wód kanału La Manche samolot ich dowódcy.
Swój ostatni lot wykonywał na samolocie Supermarine Spitfire. Na liście Bajana zajmuje 112 pozycję z kilkoma zestrzelonymi lub uszkodzonymi samolotami wroga.
*
Szanowni Czytelnicy, Pani Janina nigdy nie usiłowała upowszechniać bohaterskich dokonań brata, ale znający ją są przekonani, że przypomnienie żołnierskiej, lotniczej życiowej drogi brata byłoby miłe jej sercu.
"Nasza Pani" całe powojenne życie zawodowe poświęciła młodzieży i jej nauczaniu. Była żoną Stanisława Drelichowskiego, kierownika Szkoły Podstawowej nr 3. Wychowała dwóch synów. Romana i Janusza - absolwentów Politechniki Wrocławskiej. Cały czas troskliwie opiekowała się swoim ojcem Zygmuntem Wczelikiem.
Boleśnie przeżyła moment, gdy jako emerytka musiała opuścić swoje mieszkanie w budynku szkoły. No cóż, nie wszystkie decyzje władz w subiektywnej ocenie są zasadne, choć formalnie zgodne z prawem i realiami.
Zygmunt Piskozub
Sulejówek kwiecień 2022
Napisz komentarz
Komentarze