- Jak to możliwe, że pracowałaś aż w sześciu firmach, a jednocześnie było to jedno i to samo laboratorium?
- To może od początku. Po egzaminie magisterskim, zdanym 17 czerwca 1974, pracę zaczęłam falstartem - według planu miałam rozpocząć od sierpnia. Ale trafił się wyjazd wakacyjny, poszłam więc do dyrektora MPGK - Tadeusza Monkiewicza, by przesunąć ten termin na 2 września 1974. Tego dnia rozpoczęłam pracę w Miejskim Przedsiębiorstwie Gospodarki Komunalnej w Oławie, a konkretnie w Laboratorium Wodno-Ściekowym (jedna z koleżanek nazywała je laboratorium wodnym, bo "ściekowe" nieładnie brzmiało) przy ul. 1 Maja 41, na parterze budynku przyległego do dawnej gazowni (obecnie mieści się tam prokuratura). Biura MPGK, zajmujące wcześniej piętro, zostały już przeniesione do nowego obiektu przy ul. 3 Maja 30, natomiast niegotowe były jeszcze pomieszczenia dla laboratorium, przeprowadzka odbyła się po kilku miesiącach - na przełomie stycznia i lutego 1975. Po 25 latach, około 2000 roku kolejna przeprowadzka - tym razem na ul. Rybacką 31 na oczyszczalnię ścieków. Ale to nie koniec zmian. Pracując wciąż w tym samym laboratorium, w rubryce "miejsce zatrudnienia" pojawiały mi się kolejne firmy - począwszy od MPGK, które zajmowało się wodociągami i oczyszczaniem miasta, przez Rejonowe Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej czyli RPGKiM (po przyłączeniu zarządu mieszkaniami komunalnymi), potem firma z rejonowej zmieniła się w powiatową (PPGKiM), później w Miejską (MPGKiM). W trakcie tych zmian dołączono do przedsiębiorstwa zakład robót drogowych i zieleni. Po przemianie ustrojowej i po wyborach samorządowych w 1990 roku firma po raz kolejny zmieniła formę i nazwę - tym razem na Oławskie Zakłady Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej (OZGKiM), tym razem już bez drogówki i zieleni miejskiej. Trwało to do 2002 roku, kiedy nastąpił rozdział - powołano Zakład Wodociągów i Kanalizacji spółka z ograniczoną odpowiedzialnością w Oławie (ZWiK Sp. z o.o.), jako spółkę miejską, zarządzanie mieszkaniami komunalnymi włączono w strukturę Urzędu Miejskiego, a sprzątanie miasta wystawiono na przetarg. Reasumując - pracując w tym samym Laboratorium Wodno-Ściekowym przez 50 lat zmieniłam sześć firm i trzy adresy. Można się pogubić...
Lata 70. Podczas imprezy firmowej. Obok Grażyny Notz siedzi dyrektor Tadeusz Monkiewicz
- Kiedy powstało i czym się zajmuje to laboratorium, o którego istnieniu zapewne wielu mieszkańców Oławy nawet nie ma pojęcia?
- Laboratorium Wodno-Ściekowe, zorganizowane około 1966 roku i kierowane początkowo przez Tadeusza Monkiewicza, na początku lat siedemdziesiątych XX w. wykonywało badania próbek ścieków i wody z bardzo dużego obszaru - od Ząbkowic, Ziębic, Dzierżoniowa, Strzelina po Oleśnicę, Trzebnicę, Milicz, Twardogórę i oczywiście Oławę i okolice.
Pamiętam z tamtych czasów np. dziwne, jak na dzisiejsze czasy, praktyki związane z zaopatrzeniem w szkło laboratoryjne i odczynniki. Po szkło laboratoryjne, samochodem marki Żuk albo Nysa, jechał kierowca zaopatrzeniowiec i któraś z laborantek do hurtowni do Katowic, przywozili co się akurat trafiło. Odczynniki to też był niełatwy problem, bo zdarzało się, że zamiast potrzebnych nam dwóch - trzech litrów kwasu, dostępny był tylko w balonach 25-litrowych.
Zachowała się korespondencja z 20 października 1978 roku ze Spółdzielnią Pracy "Warmel" w Olsztynie, w której "Rejonowe Laboratorium Wodno-Ściekowe przy RPGKiM w Oławie uprzejmie prosi o sprzedanie 2 szt. misek 2-komorowych do zlewozmywaka laboratoryjnego (...) mogą być wybrakowane. (...) Z uwagi na dużą odległość prosimy o przesłanie misek transportem okazyjnym lub też przesyłką (...)".
Spółdzielnia Pracy "Warmel" już 28 października 1978 odpisuje, że wyraża zgodę na sprzedaż dwóch misek dwukomorowych do zlewozmywaka laboratoryjnego, ale "z uwagi na brak transportu prosimy o odbiór własny z Zakładu Tworzyw Sztucznych z Wielbarka".
- Z tego, co wiem, w pewnym momencie laboratorium było przeznaczona do likwidacji...
- W latach osiemdziesiątych XX w. ograniczono zakres działalności oławskiego laboratorium. W piśmie z 30 maja 1985 roku, skierowanym do Zjednoczonych Zakładów Urządzeń Jądrowych POLON w Warszawie, czytamy: "Miejskie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Oławie w związku z ograniczeniem działalności laboratorium rezygnuje ze stołu wagowego (...) wg zamówienia nr (...) z dnia 29.10.1982 r przyjętego do realizacji na rok 83/84 (...)".
W następstwie tych ograniczeń, w latach dziewięćdziesiątych XX w. postanowiono o stopniowym wygaszaniu laboratorium - pracownicy dostawali przeniesienie na inne stanowiska w firmie, stopniowo mieli odchodzić na emeryturę itd. Częściowo działalność laboratoryjna była jednak podtrzymywana - przydawała się chociażby w czasie wdrażania do pracy urządzeń nowej miejskiej inwestycji - stacji uzdatniania wody w Nowym Otoku, wybudowanej według projektu niemieckiej firmy Preussag Noell.
Pamiętam z tych lat, że w laboratorium pojawiali się wciąż przedstawiciele handlowi, proponujący nowe urządzenia laboratoryjne, ale niestety nie było zgody na odnowienie wyposażenia, bo laboratorium się przecież wygaszało. Tymczasem na terenie Polski już wtedy wiele laboratoriów przystępowało do procesu przygotowania do akredytacji działalności laboratoryjnej.
Tu, na terenie oczyszczalni ścieków, mieści się laboratorium
Na dzisiejsze funkcjonowanie naszego laboratorium decydujący wpływ miała kolejna strategiczna miejska inwestycja - oczyszczalnia ścieków. Po wielu trudnych latach z początkiem 1999 roku przystąpiono do rozruchu instalacji, zmodernizowanej według projektu niemieckiej firmy von Nordenskjöld. Sercem nowej oczyszczalni jest komora biologiczna, w której należało wyhodować bakterie i inne mikroorganizmy tzw. osadu czynnego, aktywnie oczyszczającego ścieki w obecności odpowiednio dozowanego do ścieków tlenu. Proces ten trwał od lutego do czerwca1999 roku, kiedy wreszcie w ściekach na odpływie z oczyszczalni uzyskano odpowiednie, zgodne z przepisami wyniki. W ramach kontraktu niemiecka firma dostarczyła podstawowe wyposażenie laboratoryjne, pozwalające wykonywać niezbędne w czasie rozruchu, codzienne badania. Ich wyniki, a także zapisy z pracy dmuchaw natleniających ścieki, zanosiłam codziennie do Urzędu Miejskiego, skąd były faksowane do Niemiec.
Lata 70. Grażyna Notz podczas jednej z imprez firmowych.
- Rozumiem, że wraz z powstaniem oczyszczalni laboratorium znów stało się przydatne?
- Okazało się, że likwidowane laboratorium staje się potrzebne, zarówno dla wewnętrznej kontroli wody produkowanej w Stacji Uzdatniania w Nowym Otoku, jak i dla nadzorowania pracy oczyszczalni ścieków. Postanowiono przenieść je z siedziby głównej firmy przy ul. 3 Maja 30 do części pomieszczeń na piętrze budynku administracyjnego w oczyszczalni ścieków. Niedługo potem w 2002 roku powołano spółkę ZWiK, a wkrótce w przepisach prawa pojawiło się wymaganie, że badania ścieków z oczyszczalni powinny być wykonywane przez akredytowane laboratoria. Pierwszy prezes ZWiK Piotr Wójcik zdecydował - rozpoczynamy starania o uzyskanie akredytacji. Przede wszystkim dla laboratorium przeznaczono całe piętro budynku na oczyszczalni. Wspólnie z koleżankami z laboratorium zaplanowałyśmy rozkład pracowni, po czym przystąpiono do remontu i dostosowania pomieszczeń do wymagań międzynarodowej normy regulującej zasady funkcjonowania akredytowanych laboratoriów. Przez ten czas laboratorium nieprzerwanie wykonywało niezbędne badania. Piotr Wójcik zmarł w styczniu 2007 roku, nie doczekawszy nawet końca remontu. Jego następca, obecny prezes Krzysztof Pękala nie okazywał na początku entuzjazmu dla całego przedsięwzięcia, ponieważ wiązało się to ze znacznymi kosztami - uzupełnienia wyposażenia, szkolenia personelu, a także kosztami ze strony Polskiego Centrum Akredytacji, związanymi z procesem akredytacji. Ale że cały proces już za daleko zaszedł, to i nie pora było się wycofywać. Chociaż nie czułyśmy się jeszcze gotowe, prezes zmobilizował nas do wysłania wniosku do PCA. W ten to sposób w marcu 2009 roku audytorzy PCA przeprowadzili ocenę naszego laboratorium, w wyniku której otrzymaliśmy certyfikat akredytacji nr AB 1081 (wraz z zakresem akredytacji), potwierdzający spełnienie wymagań międzynarodowej normy PN-EN ISO/IEC 17025. Od tej pory audytorzy PCA co roku prowadzą u nas tzw. ocenę w nadzorze, a co 4 lata ocenę ponowną, wyniki której są podstawą do przedłużenia akredytacji na kolejny czteroletni cykl. Jedno pozostaje niezmienne – norma wymaga od nas stałego doskonalenia zarówno kompetencji personelu, jak i używanego w badaniach wyposażenia, potwierdzania sprawności analitycznej przez udział w tzw. badaniach biegłości. A to kosztuje.
- Jak rozpoczęła się twoja zawodowa przygoda z pracą w laboratorium?
- Gdy kończyłam studia, nie myślałam o pracy w laboratorium, bo wydawała mi się nudna, jednostajna. Studiowałam biologię, promotorem mojej pracy magisterskiej był doc. dr Andrzej Wiktor, malakolog, czyli znawca mięczaków (w szczególności interesowały go ślimaki nagie - czyli te bez skorupek). Obok swoich głównych zajęć prowadził też wykład z ekologii dla studentów IV roku. Był to człowiek wielkiej kultury, o otwartym umyśle i szerokich horyzontach, a także znaczących osiągnięciach naukowych (kilka lat później otrzymał tytuł profesora). Moja praca dotyczyła mięczaków (czyli ślimaków i małż) występujących na terenie Oławy i okolic, przy czym miałam możliwość porównania moich wyników z pracą niemieckiego badacza z 1894 roku na temat mięczaków występujących na Śląsku. Pierwszy etap pracy to było zbieranie mięczaków od wiosny do jesieni w rozmaitych środowiskach na badanym terenie, z jednoczesnym opisaniem charakteru każdego stanowiska, w tym również pod względem występujących tam roślin (co wymagało rozpoznawania gatunków przy użyciu klucza do oznaczania roślin), a także określenia, czy stanowisko jest bardziej zbliżone do naturalnego, czy też znacznie zmienione przez działalność człowieka. Ta ostatnia cecha ma znaczący wpływ na bioróżnorodność danego obszaru. Kolejny etap - to uśmiercenie zebranych okazów w ostudzonej przegotowanej (odtlenionej) wodzie, a następnie umieszczenie ich w szklanych pojemnikach z alkoholem, oznakowanych etykietą zawierającą identyfikację miejsca i datę zbioru oraz nazwisko osoby, która je zebrała. W okresie zimowym zebrane okazy oznaczałam w pracowni przy użyciu klucza do oznaczania. Potem dopiero następuje końcowy etap, czyli opracowanie wyników, sformułowanie wniosków i opisanie wszystkiego w formie pracy magisterskiej.
Przy takim charakterze pracy porównując swoje wyniki z wcześniejszymi (jak w moim przypadku) można np. próbować ocenić wpływ zmian środowiska na skład występujących tu mięczaków, przesuwanie się zasięgów występowania lub też zanikanie na danym obszarze. Oczywiście - jak mówił mój promotor - niezbyt często się zdarza, by praca magisterska zawierała istotne "odkrycia". Jej celem jest raczej nauczenie studenta, jak prowadzi się pracę naukową, jak się ją dokumentuje, jak się ją przygotowuje do publikacji. Jednym z dodatkowych elementów przygotowania pracy naukowej jest sporządzanie ilustracji nadających się do druku - uczyliśmy się takich rysunków w ramach ćwiczeń. Do mojej pracy sporządziłam rysunek, wykonany tuszem na kalce techniką kropkową, przedstawiający ślimaka z nietypowo rozmieszczonymi narządami wewnętrznymi. Kolejnym, niezbędnym elementem pracy, jest załączona bibliografia. W moim przypadku była to głównie literatura niemieckojęzyczna. Ponieważ nie znam niemieckiego, musiałam sobie sporządzić słowniczek najistotniejszych terminów dotyczących np. opisania stanowisk występowania mięczaków. Istotnym elementem pisania pracy magisterskiej jest poczucie odpowiedzialności za prowadzone mniej lub bardziej samodzielne badania i za ich solidność - tego też od nas oczekiwano.
- Czy to właśnie wtedy pojawił się pomysł na pracę w laboratorium?
- Nie. Mój promotor uczył nas szerokiego spojrzenia na świat, który cząstkową pracą opisujemy. Pokazywał, że ślimaczy świat jest częścią całego ekosystemu i zarówno "ma wpływ" jak i "podlega wpływowi" wszystkiego, co składa się na środowisko, a na tle tych doświadczeń praca w laboratorium wydawała mi się niezbyt interesująca. Po kilku miesiącach dyr. Monkiewicz zaproponował mi wyjazd na miesięczne szkolenie z mikrobiologii - ale odmówiłam, ponieważ nie wiązałam swojej przyszłości z laboratorium. Uczciwie powiedziałam, że lepiej, żeby pojechał ktoś inny, kto tu zostanie na dłużej. Pojechała moja ówczesna kierowniczka (pod jej nieobecność przeprowadzałyśmy laboratorium do nowej siedziby). Ona od lat już nie pracuje w laboratorium, wróciła do pierwotnego zawodu, prowadzi z sukcesem własną działalność. Ja zastąpiłam ją na stanowisku kierownika i właśnie dobijam do 50 lat stażu w laboratorium, w którym nie miałam pracować.
Dziś zupełnie inaczej postrzegam pracę naszego zespołu w laboratorium - widzę jej głęboki sens jako pomoc dla technologów odpowiedzialnych za produkcję bezpiecznej wody do picia i za odprowadzanie oczyszczonych ścieków niezagrażających środowisku. Ponadto wykonujemy badania na zlecenia klientów prywatnych (mieszkańców Oławy i okolic) i instytucjonalnych spoza ZWiK - są to badania wody wymagane przez Sanepid czy badania ścieków dla potrzeb służb ochrony środowiska. Nie wykonujemy natomiast badań wody powierzchniowej np. z Odry, do tego powołane są inne organizacje (np. WIOŚ).
I jeszcze jedno spostrzeżenie po latach pracy - tak się jakoś składa, że gdy ktoś trafi do pracy w wodociągach, to bardzo często (nomen omen) "wsiąka" tu na długie lata, zazwyczaj do emerytury. Dzięki temu gromadzi nieocenioną wiedzę na temat funkcjonowania miejskiego systemu wodno-kanalizacyjnego, który jest jak krwioobieg w żywym organizmie. Doświadczeni i odpowiedzialni pracownicy to nieoceniony i powszechnie niedoceniany skarb firmy, dziś zwanej ZWiK. Od naszej pracy zależy dobrostan mieszkańców i w jakiejś mierze również dobrostan Odry. Zazwyczaj mówi się, że wodociągi dobrze pracują, gdy mieszkańcy nie zauważają ich istnienia. Ale czasem to "niezauważanie" doprowadzane jest do absurdu - przecież "woda leci ze ściany".
Napisz komentarz
Komentarze