- Hitler w 1945 roku zapomniał wystawić papiery, że to jest polder - miał usłyszeć wójt od jednego z dyrektorów Wód Polskich, gdy chciał dowiedzieć się, na jakiej podstawie prawnej istnieje polder powodziowy "Lipki-Oława".
Formalnie czy nieformalnie - w praktyce on cały czas istnieje. Gdy woda w Odrze przed Oławą podchodzi zbyt wysoko, w odpowiednim miejscu przelewa się przez wały, aby obniżyć falę powodziową. Gdy to nie wystarcza, mechanicznie (decyzją Wód Polskich) otwiera się specjalną śluzę i zwały wody rozlewają się między obwałowania polderu, ratując Oławę i Wrocław przed zatopieniem. Tym, że przy okazji zalewa się Stary Otok i Stary Górnik - dwie wsie, leżąca na środku polderu - praktycznie nikt się nie przejmuje, choć od lat z ust urzędników i polityków padają słowa "odszkodowanie", "wywłaszczenie" czy "przesiedlenie". Na razie nikt nie pofatygował się, żeby im kupić chociaż z 10 pomp, które powinny być na miejscu w pogotowiu. Nikt też nie pomyślał, jak dodatkowo zabezpieczyć zalewane domostwa. A może i pomyślał, ale żadna władza tego nie zrobiła, choć po uratowaniu Wrocławia czy Oławy nie brakuje chętnych do odbierania gratulacji.
Im nikt nawet nie podziękuje. Teraz chcą się bronić sami.
*
Przeżyli wystarczająco dużo kolejnych powodzi, aby nauczyć się, że chowanie głowy w piasek powoduje bezsensowne koszty. Decyzją administracyjną zalewane są dwie wsie, potem znacznym kosztem (wojsko, strażacy, ciężki sprzęt) za publiczne pieniądze ratujemy je, następnie organizujemy dla nich pomoc, wypłacamy odszkodowania, pozwalamy mieszkańcom się odbudować, aby przy kolejnej powodzi zalać ich ponownie. A potem znów ratować, pomagać... I tak w kółko.
Obecny wójt gminy Oława postanowił to przerwać.
- Jesteśmy w trakcie tworzenia planu ogólnego zagospodarowanie gminy, więc chciałem od Wód Polskich otrzymać dokument, który stwierdzałby formalnie, czy to jest polder czy nie - mówi wójt Artur Piotrowski. - Okazało się, że takiego dokumentu nie ma. Od 1945 roku taki dokument nigdy nie powstał.
Tymczasem cała Polska podczas powodzi kolejny raz słyszała, że dla ratowania Oławy i Wrocławia Wody Polskie wydały decyzję o otwarciu polderu powodziowego "Oława-Lipki", czyli wydały zgodę na zalanie go wraz ze wsiami Stary Otok i Stary Górnik.
Na jakiej podstawie?
- Nie wiem - mówi wójt. - Nie mam pojęcia.
Przed Hitlerem
Historia tej sprawy sięga wielu lat. Nawet jeszcze sprzed Hitlera. Przed wojną ten teren należał do Niemców, którzy na początku XX wieku postanowili problem wielkiej wody raz na zawsze rozwiązać. Kiedy w 1907 roku wiosenna powódź kolejny raz dotknęła wsie Bergel (Górnik) i Ottag (Otok) - dziś to Stary Górnik i Stary Otok - zaczęto planować ewakuację mieszkańców niżej położonych części tych wiosek i osiedlenie ich na bezpiecznych terenach na lewym brzegu Odry. Państwo do spółki z miastem kupiło tereny na drugiej stronie rzeki, gdzie od 1910 roku rozpoczęto przesiedlanie. W ten sposób powstały wsie Nowy Otok i Nowy Górnik. Na terenach zalewowych zaś utworzono polder, gdzie miała się wylewać Odra, aby ratować Wrocław przed zalaniem.
Po wojnie nikt nie pomyślał, aby to wszystko uregulować prawnie. Osadnicy ze Wschodu zasiedlali Stary Otok i Stary Górnik bez świadomości, że to tereny zalewowe, o czym wkrótce boleśnie mieli się przekonać. Na usprawiedliwienie mają to, że pod Oławę ze Wschodu przybyli osadnicy głównie z miejsc, gdzie nie było wielkich rzek, więc ludzie nie do końca zdawali sobie sprawę z tego, do czego służą wszystkie urządzenia hydrotechniczne, pozostawione przez Niemców - śluzy, kanały, zapory, jazy itp.
Choć od wojny minęło sporo lat, nadal formalnie nie uregulowano sprawy polderu.
- Gdy jest powódź i trzeba spuścić wodę z Odry, to wtedy jest tam polder. Gdy jednak nie ma powodzi, to nie ma polderu - mówi się o tym miejscu.
Po powodzi cisza
Oficjalnie sprawa wróciła z przytupem po 1997 roku i "powodzi tysiąclecia", a jeszcze głośniej w 2010 roku, gdy sytuacja z zalanymi domami się powtórzyła. Powstało wtedy nawet stowarzyszenie mieszkańców Starego Górnika i Starego Otoku, pokrzywdzonych w wyniku zalania.
- Minęła powódź i nikt już się nami nie interesuje. Wysłałem za pośrednictwem gminy dwa pisma do wojewody z prośbą o wyjaśnienie statusu prawnego polderu i o zapewnienie nam bezpieczeństwa, ale pozostały bez odpowiedzi - mówił nam wtedy były sołtys Starego Górnika Witold Kuriata, zapowiadając walkę o odszkodowania za bezprawne zalewanie miejscowości. - Tyle lat nas oszukiwano, ale teraz będziemy dochodzić swego! Wojewoda nie miał prawa nas zalewać, skoro to nie jest polder.
Kuriata wspominał, że toczą się już postępowania cywilne o odszkodowania za straty poniesione w czasie powodzi, ale w tej sprawie Urząd Marszałkowski kierował do Urzędu Gminy Oława pisma z prośbą o wskazanie podstawy prawnej, według której sporny teren uważany jest za polder zalewowy, bo to nie było jasne.
- Chcemy wyjaśnić, czy otworzenie śluzy i zalanie obu miejscowości było działaniem legalnym - mówił w 2011 roku reprezentujący stowarzyszenie Artur Świderski. - Jeśli obszar, o którym mówimy, jest polderem, było to działanie zgodne z prawem wodnym, ale jeśli nie - było podjęte nielegalnie. Nie przekonuje nas tłumaczenie, że wojewoda podjął decyzję w stanie wyższej konieczności.
O status prawny polderu pytała wtedy na sesji Rady Gminy sołtys Starego Górnika Teresa Bałuk, a ówczesny wójt Jan Kownacki tłumaczył: - Polder służy do naturalnego przelewu wód przez wał, a nie przez śluzę otwartą ludzką ręką. Gdyby woda przelewała się naturalnie, to potrzeba tygodnia, aby polder się zapełnił. A jeżeli otwiera się śluzę, to w ciągu 24 godzin musimy zabezpieczyć mieszkańców, bo w takim tempie woda zalewa obie miejscowości. Dzieje się tak z powodu działania człowieka.
Przerzucanie piłeczki
W 2011 roku na tereny zalewowe wybrał się wojewoda wrocławski Marek Skorupa, zapoznał się ze sprzecznymi opiniami na temat odpowiedzialności za szkody powodziowe na terenach zalewowych i przyznał, że najważniejszym problemem jest nieuregulowany status prawny polderu Oława-Lipki. Jego zdaniem jest to zadanie gminy Oława, która powinna ustalić stan prawny odpowiednimi zapisami w planie zagospodarowania przestrzennego.
W ślad za tym rok później na spotkaniu z mieszkańcami ówczesny wójt gminy Oława Jan Kownacki obiecał, że zrobi wszystko, by zapis o polderze znalazł się w planie ogólnym zagospodarowania przestrzennego. Zapis o polderze wprowadzono do dokumentu, ale plan nie wszedł w życie, bo wojewoda go uchylił. By uniknąć powtórki, gmina zaczęła tworzyć plany miejscowe dla poszczególnych miejscowości i określonych terenów, a nie dla całej gminy. Na sesji Rady Gminy w 2017 roku - a więc dopiero sześć lat od powodzi w 2010 - uchwalono plan zagospodarowania przestrzennego dla wsi Stary Górnik i Stary Otok. Nie było w nim jednak wprost zapisu o istniejącym polderze zalewowym. Plan wprowadził za to zakaz budowy nowych obiektów w obu miejscowościach i rozbudowy oraz znacznej modernizacji już istniejących w związku z "objęciem opracowaniem obszaru pełniącego funkcję polderu Lipki-Oława" - czytamy w dokumencie. Nie bardzo wiadomo, co dokładnie ten zapis miałby znaczyć, ale nadal nie były to konkretne zapisy, które precyzyjnie regulowałyby status prawny polderu. Uchwalony przez gminę plan pozwalał jedynie ograniczyć liczbę poszkodowanych. W Starostwie Powiatowym mieli zaś podstawę, aby nie wydawać tak łatwo jak do tej pory zezwoleń na budowanie się w tym miejscu. Do tej pory, owszem, też generalnie odmawiano zgody, jednak gdy ktoś nalegał, straszył sądem i prosił o dokumenty dotyczące polderu, zgodę wydawano, bo urzędnicy nie mieli podstaw prawnych co do istnienia polderu.
Napisz komentarz
Komentarze