- Ten samolot był trudny w pilotażu - opowiada Pawłowicz. - Trzeba było stateczność kierunkową korygować ustawieniem statecznika. Konstruktor liczył, że będzie łatwo, ale prosto nie było.
(4).jpg)
Samolot Lisieckiego przed hangarem w Skarbimierzu
I tłumaczy. W samolotach dwusilnikowym śmigła pracują najczęściej w przeciwnych kierunkach, co powoduje stabilizację maszyny. Kiedy pan Jan dołożył silniki od trabanta do swojego samolotu, oba śmigła kręciły się w jedną stronę, bo bardzo trudno przebudować silnik, aby obracał śmigło w przeciwną stronę. Ostatecznie samolot nie trzymał kierunku, skręcał przy starcie, nawet mimo maksymalnego wciśnięcia steru kierunku.
Silniki były raczej zbyt małej mocy. Sterowanie było również odmienne od ogólnie przyjętego, np. "pełny gaz" był do tyłu (dźwignią), a nie do przodu. Ponoć Lisiecki to później przerobił z uwagi na oczywiste wymogi i nawyki pilotów.
(6).jpg)
Dwusilnikowy samolot jeszcze przed malowaniem
Pawłowicz wspomina, że kiedyś na pasie startowym w Skarbimierzu doszło do lekkiego zderzenia samolotu Lisieckiego z mercedesem konstruktora. Auto jechało obok rozpędzającej się maszyny, którą jednak ściągało w bok i doszło do kontaktu.
- Silniki od trabanta okazały się za słabe i dlatego pan Lisiecki poszedł w stronę Prząśniczki, bo dokumentacja projektowa była dostępna, to sprawdzona maszyna, prostsza, z jednym silnikiem i większą pewnością na latanie.
Zanim przejdziemy do Prząśniczki, spróbujmy jednak ustalić, co się stało z pierwszym samolotem Lisieckiego.
- Drewno i szmaty się popaliły, a reszty... nie ma - mówi pani Wandzia.
(21).jpg)
Jan Lisiecki na podwórku z wnuczką Kariną (córką Elżbiety) przy swoim samolocie (arch. rodzinne)
Więcej światła rzuca na sprawę Lila, córka Lisieckiego: - Raz pojechałam do Skarbimierza, bo taty długo nie było w domu, nie wracał. Pojechałam z mężem zobaczyć, co się stało, że tak długo go nie ma. Było już ciemno, druga w nocy. Na miejscu usłyszałam, że jakiś hangar się pali. Potem okazało się, że faktycznie był pożar, prawdopodobnie podpalenie. Nie tylko samolot ojca się wtedy spalił. Tata bardzo się po tym załamał, bo nigdy go nie zdążył wypróbować tak mocniej, gdzieś dalej nim polecieć.
Córka wylicza, że samolot istniał 2-3 lata.
Prząśniczka
Po kłopotach z pierwszym samolotem, przy drugim Lisiecki sięgnął po sprawdzoną konstrukcję. J-1. Prząśniczka to jednomiejscowy samolot amatorski, górnopłat o prostej i lekkiej, drewnianej konstrukcji ze stałym podwoziem i silnikiem pchającym umieszczonym za kabiną pilota. Samolot zaprojektował i zbudował pod koniec lat 60. konstruktor amator Jarosław Janowski z Łodzi. Dokumentacja maszyny została udostępniona i każdy, kto chciał, mógł sobie coś takiego skonstruować. Oczywiście przez lata PRL takie pomysły były zwalczane przez władze, którym nie podobała się idea prywatnych samolotów, bo łatwo można by nimi uciekać na zachód, ale z czasem powstało kilka, może nawet kilkanaście Prząśniczek.
Lisiecki budował swoją w latach, gdy już nie było już ograniczeń politycznych, tylko materiałowe, bo jednak trzeba było się postarać o odpowiednią stal, o silniki, płótno itp.
(11).jpg)
Jednosilnikowa Prząśniczka już prawie gotowa
- Często zaglądałem wtedy do garażu pana Janka - mówi Pawłowicz. - Mimo że pomysł był gotowy, to jednak wykonanie i pewna myśl techniczna Lisieckiego w tym wszystkim była, choćby samo dostosowanie silnika z volkswagena garbusa na potrzeby samolotu. Dlaczego akurat taki silnik? Bo jest chłodzony powietrzem, lżejszy, a stosunek mocy do wagi odpowiedni do takiego małego drewnianego samolotu. W układzie też wspaniałym, bo to tzw. bokser, cztery cylindry wystają (po dwa) na boki, a więc łatwo się chłodzą powietrzem. Taki silnik jest optymalny dla samolotu, wzajemne znoszenie się sił układu korbowego powoduje, że w silniku nie trzeba stosować mas wyważających, całość jest lekka, dynamiczna, o niskim poziomie drgań. Samolot jest w wersji pchającej, silnik i śmigło, jest za pilotem, co daje pewne ułatwienia konstrukcyjne.
Według Pawłowicza Lisiecki zbudował swoją Prząśniczkę, piękne pomalowaną w biało-zielone pasy, zaledwie w ciągu roku. To było możliwe, bo maszyna jest udana, dobrze przeliczona, a przede wszystkim prosta. Znany jest przykład konstruktora z Łodzi, który na drugim piętrze zbudował swoją Prząśniczkę, a potem trzeba było maszynę wyciągać... przez okno.
(4).jpg)
Prząśniczka przed hangarem w Skarbimierzu
Jedna z Prząśniczek, jest obecnie do obejrzenia w Muzeum Lotnictwa w Krakowie - niemal identyczna jak ta Lisieckiego.
- Widziałem jej próbne loty - mówi Pawłowicz. - Za mercedesem wieźliśmy ją wtedy na lotnisko w Skarbimierzu. Pamiętam dobrze rozmowy po oblocie Prząśniczki. Pan Jan zaprosił nas wtedy do siebie na obiad, który żona przygotowała. To było takie swoiste podsumowanie projektu. Długo wtedy rozmawialiśmy.
Pilotem wykonującym pierwsze próby był Stanisław Pasternak (ur. 1937), znakomity pilot, instruktor w Aeroklubie Wrocławskim, historyk sztuki, literat, konstruktor lotniczy. Znacząca postać lotnictwa, pilot agrolotnictwa w Afryce i Iranie. Miałem okazję wykonać kiedyś z nim lot na An-2, to ważne wspomnienia. Tego dnia był również obecny Marcin Pasternak, syn pilota.
Co się stało z drugim samolotem Lisieckiego? Nie wiadomo.
- Obdzowniłem całe środowisko, dzwoniłem też do pilota, który oblatywał samolot Lisieckiego, do jego znajomych, ale nikt nie wie, co się z stało z tą Prząśniczką - mówi Pawłowicz.
Szkoda, bo - jak zapewnia Tomasz Jurczak - zrobiłby wiele, aby obok "oławskiego jelcza" w Muzeum Motoryzacji Wena stanął "oławski samolot". - To byłby nasz kolejny wyjątkowy eksponat i pamiątka po niezwykłym konstruktorze Janie Lisieckim, który za życie nie był doceniany tak, jak na to zasłużył.
Pani Władzia wylicza, że już w 2008 samolotu w domu nie było: - Jak się skończyły prace przy samolotach, zaledwie parę lat później odszedł, bo on nie mógł spokojnie usiedzieć.
Jan Lisiecki zmarł 21 marca 2011 roku. Pochowany jest w Oławie.
Jerzy Kamiński
*
Autorska konstrukcja Lisieckiego (dane z samolotypolskie.pl)
Dwumiejscowy górnopłat.
Skrzydła mają klapy i lotki.
Kabina zakryta z miejscami obok siebie.
Statecznik pionowy, poziomy klasyczny.
Podwozie trójpodporowe z kołem przednim, stałe.
Wyposażenie: - system ratunkowy.
Napęd - 2 silniki Trabant o mocy 17 kW (23 KM). Planowane było zastosowanie silników Victor lub Rotax 447.
Dane techniczne: rozpiętość - 11 m, długość - 5,5 m, wysokość - 2,5 m, powierzchnia nośna - 15,5 m2. Masa własna - 315 kg, masa całkowita - 475 kg.
Napisz komentarz
Komentarze