Weronika Religa, z domu Bujak, wieloletnia mieszkanka podoławskich Kotowic, a obecnie Groblic. Urodziła się 3 lutego 1925 roku w miejscowości Brzeziny, w dawnym województwie rzeszowskim. Jej dzieciństwo było bardzo trudne. Miała trzy lata, gdy straciła mamę. Zostało troje dzieci, a ich ojciec Antoni Bujak ożenił się ponownie. W nowym małżeństwie ojca pojawiła się kolejna czwórka rodzeństwa.
- Mama często wspominała przednówek, mówiąc że gdy już zasadzili ziemniaki i zboże, to nie było co jeść - opowiada jej córka, ponieważ pani Weronika ma już problemy z mówieniem.
Przednówek to określenie oznaczające trudny okres w roku, przypadający na czas wczesnej wiosny, kiedy kończyły się zapasy żywności z poprzedniego roku, a nowe plony jeszcze nie były gotowe do zbiorów. W dawnych czasach, zwłaszcza na wsiach był to czas głodu i niedostatku. Ludzie musieli oszczędzać jedzenie, a czasem wręcz żyli na skraju wytrzymałości, czekając na pierwsze warzywa, młode zboże czy nowo zasiane ziemniaki. Wspomnienia o przednówku często pojawiają się w relacjach starszych ludzi, którzy przeżyli trudne czasy w latach międzywojennych czy podczas wojny. To symbol ubóstwa, ale też zaradności i wytrwałości w walce o przetrwanie.
Jako młoda dziewczyna Weronika trafiła do Oświęcimia. Rodzina nie wie dokładnie w jakich okolicznościach, ale była tam trzy miesiące. Z opowieści pani Weroniki wynika, że zapamiętała wielki głód i dramatycznie ciężkie warunki. Przewieziono ją pociągiem, nigdy nie wiedziała w jakim konkretnie celu. Przez trzy miesiące była bardzo głodna, co często przywoływała we wspomnieniach.
Któregoś dnia wraz z grupą ludzi wyjechała do Niemiec. Pociągiem jechała bardzo długo, była jeszcze niepełnoletnia, miała bowiem zaledwie 16-lat. Początkowo nikt nie chciał jej ani innych dzieci, które jechały w tej grupie. Na ludzi patrzono bowiem jak na tanią siłą robocza. Kto nadawał się do roboty w polu, ten miał wartość.
- Mama była chuda, bardzo drobna - słyszymy od Wandy, córki pani Weroniki. - Nikt takich dzieci nie chciał. W końcu z pomocą jakiegoś sołtysa udało jej się złapać pracę. On przekonywał, że jeśli wróci do obozu, to zostanie spalona. W ten sposób trafiła w końcu na roboty przymusowe na wsi, gdzie spędziła kolejnych kilka lat.
Tam poznała też Stanisława Religę, swojego przyszłego męża. Zakochali się w sobie i ślub kościelny wzięli w małej miejscowości w okolicach Ulm. Choć w Niemczech zaczęło się ich wspólne życie, zawsze chcieli wrócić do Polski. Po wojnie słyszeli: - Wracajcie do kraju, domy stoją puste...
No i wrócili, choć nie było to takie oczywiste: - Ojciec chciał wyjechać do Ameryki albo do Francji w poszukiwaniu lepszego życia. Ostatecznie podjęli jednak decyzję, że przyjadą do Polski. Najpierw ruszyli w rodzinne strony taty, który mieszkał w okolicach Sandomierza. Potem trafili na Dolny Śląsk i osiedlili się niedaleko Oławy, w Kotowicach. Tato chyba trochę tego żałował, bo często wspominał, że była szansa, aby osiedlili się w Ameryce lub we Francji.
Na początku mieszkali w małym domku przy ulicy Cmentarnej. Pan Stanisław pracował w hucie, pani Weronika zajmowała się gospodarstwem i wychowaniem rodziny. Mieli trochę pola, hodowali krowy i drób, co pani Weronika uwielbiała. Owocem ich małżeństwa było siedmioro dzieci, prawie wszystkie przyszły na świat w domu. Roboty w domu było bardzo dużo.
Dziś pani Weronika ma 12 wnuków i 20 prawnuków. Rodzina jest więc bardzo duża.
Jubilatka od wielu już lat żyje bez męża. Pan Stanisław zginął w 1970 roku w hucie w Siechnicach po tym, jak został poparzony.
Jak sobie poradziła po śmierci męża?
- Radziła sobie, jak mogła. Została sama z dziećmi, ale nigdy się nie poddała. Utrzymywała dom, wszystkim wesela wyprawiła. Pamiętam, jak szykowała jedzenie, zawsze dbała o to, by niczego nikomu nie brakowało. Gdy tylko szykowała się duża uroczystość, to jakąś świnkę obrobiła i zawsze była gotowa, by wyprawić przyjęcie. Ona zasługuje na złoty medal, choć myślę, że i to byłoby mało. Miała ciężkie życie, ale zawsze o nas dbała, najlepiej jak mogła. Cieszymy się, że wciąż jest z nami i wierzymy, że będzie jak najdłużej!
Jaki jest jej przepis na długoletnie życie? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Zawsze ciężko pracowała. Jej życie to była ciągła praca i gonitwa. Gdy kury nie miały co jeść, to wsiadała na rower, sierpem ścinała snopek i przywoziła im na rowerze. Zresztą jeździła na nim bardzo długo, dopóki sprawność jej na to pozwalała. Bliscy nigdy nie widzieli jej z czekoladą. Mleko zawsze piła wiejskie, od swojej krowy albo sąsiadów. Na tyle, na ile mogła, jadła naturalną nieprzetworzoną żywność. Nie paliła papierosów, nie nadużywała alkoholu. Czasem wypiła kieliszek wina i to wszystko.
- Praca, ruch, naturalne jedzenie - podkreśla jej córka. - Nigdy nie brała tabletek przeciwbólowych. Dopiero teraz przyjmuje leki na rozrzedzenie krwi. Wcześniej, gdy bolała ją głowa, to ograniczała się do witaminy C. Jak coś jej dolegało, zawsze szukała naturalnych rozwiązań problemu. Nigdy od niej nie słyszałam, żeby na coś narzekała. Rok temu upadła w Wigilię, potem zachorowała na zapalenie płuc i lekarze sugerowali, że już z tego nie wyjdzie. Dzięki Bogu poradziła sobie także z tym. Najwyraźniej jej organizm wciąż ma dużo woli walki. Jest silna i się broni. Chcę też podkreślić, że mamy bardzo dobrą pielęgniarkę środowiskową, na którą zawsze możemy liczyć.
Niedawno pani Weronika obchodziła setne urodziny. Do wspólnego świętowania zaproszono najbliższą rodzinę. Były dzieci, wnuki i prawnuki. Otrzymała też list, podpisany przez premiera Donalda Tuska: - Szanowna Pani, z podziwem zwracam się do Pani w dniu 100. rocznicy urodzin. Gratuluję niezwykłego jubileuszu i jednocześnie składam płynące z głębi serca życzenia, aby kolejne lata mijały w dobrym zdrowiu i były wypełnione codzienną życzliwością osób Pani najbliższych. Obchodzenie tak imponującej rocznicy jest przywilejem którego dostępują tylko nieliczni. Możliwość obserwowania i przeżywania ludzkich losów dała Pani niepowtarzalną perspektywę oraz bogactwo życiowej mądrości. Wierzę, że dzielenie się tym doświadczeniem było radością zarówno dla Pani, jak i wszystkich, którzy mieli sposobność z niego korzystać. Seniorzy są i pozostaną strażnikami nieprzemijających wartości oraz zbiorowej pamięci. Państwa dojrzałość, umiejętność spojrzenia z dystansem na ludzi i wydarzenia pozostają istotne zarówno dla obecnych, jak i przyszłych pokoleń. Dlatego ważne jest, aby osoby starcze były otaczane szacunkiem i zajmowały w społeczeństwie należne im miejsce. Z wdzięcznością patrzę na trud Pani życia i wytrwałość w pokonywaniu kolejnych jego etapów. Dziękuję za wskazywanie drogi, wiodącej ku dobru i mądrości.
Był też list od wojewody.
Pani Weronice życzymy zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia!
(27).jpg)
Napisz komentarz
Komentarze