Pochodzi z Polwicy, gdzie nie ma kościoła, więc do dziś widzi siebie, gdy jako mała dziewczynka stoi przed nią i się modli. Dziś chciałaby, aby dla kolejnych pokoleń zachować elementy dawnej tradycji, aby stare kapliczki pozostały w naszym krajobrazie, bo zanikają.
- Chciałabym, aby z pokolenia na pokolenie lokalne kapliczki przetrwały, bo zbyt często zapominamy, że one tu są, i po co są. Tymczasem to przecież namiastka kościoła.
Ratowanie kapliczek zaczęło się parę lat temu od wyjazdu do Opola z Józkiem, kolegą.
- Nasze dzieci ćwiczą podnoszenie ciężarów, więc trzeba było im szybko wyrobić paszporty na zawody - opowiada Anna Kasielska, fryzjerka z Wierzbna, która ma swój zakład w Oławie. Po drodze zwrócili uwagę na tamtejsze przydrożne kapliczki. Wyglądały jakoś inaczej niż te w ich wsi. Były bardziej zadbane, jakby ładniejsze, czystsze odnowione... A tutaj w Wierzbnie wszystko ich drażniło, bo tynk się sypał, pękały, były brudne, a oryginalnych obrazów od dawna w nich nie było.
- Ania, to może razem coś zróbmy - zaproponował kolega i od razu zadeklarował, że jest chętny do pomocy. Remigiusz, mąż pani Ani, przyklasnął pomysłowi.
- Uznaliśmy wtedy, że najwyższy czas coś z tym zrobić - opowiada pani Ania.
To było w 2021 roku, ruszyli z robotami papierkowymi, bo od tego wszystko, się zaczyna, ale potem przyszła pandemia, która opóźniła procedury. Na dodatek okazało się, że kapliczki stoją na terenach różnych właścicieli, a trzeba było przecież uzyskać ich zgodę na jakiekolwiek prace. Ale fryzjerka nie odpuściła. Przy dokumentach pomógł jej kolejny kolega - Lucjan Kucharski, choć to ona formalnie wszystko wzięła na siebie, bo przecież "ktoś musiał".
I tak powstała pięcioosobowa nieformalna "grupa od kapliczek". Ania i Remigiusz Kasielscy, Józef i Monika Szymańscy oraz Lucjan Kucharski.
- Myślałam wtedy, że to będzie taki jeden mały remoncik tej głównej kapliczki na skrzyżowaniu w Wierzbnie, że odmalujemy ją i to wszystko, ale okazało się, że to nie jest wcale takie proste - opowiada pani Ania. - Bo kapliczka jest przecież zabytkiem, więc trzeba było skontaktować się z konserwatorem zabytków, aby uzyskać pozwolenie i wskazówki. No i się zaczęło. Skoro robimy, to trzeba już zrobić porządnie, na lata, z najlepszych materiałów. Nie miałam świadomości, że to będzie aż takie przedsięwzięcie.
Konserwator narzucił pewne rozwiązania i nagle okazało się, że samo pomalowanie nie wystarczy, że trzeba to zrobić solidnie, zgodnie z regułami. I tu już koszty zaczęły rosnąć. Ostatecznie remont trzech z czterech miejscowych kapliczek pochłonął ponad 50 tys. zł.
Najpierw z grupą znajomych zorganizowali festyn, aby wioska też w jakiś sposób się zrzuciła na naprawę kapliczek. Udało się - z festynu zyskali parę tysięcy. Dobry początek, ale to jednak wszystko było za mało, ledwo wystarczyłoby na jedną kapliczkę, a przecież było ich więcej. Ksiądz przyklasnął pomysłowi odnowienie kapliczek, ale sam się do remontu nie dorzucił.

Na festynie
Skontaktowali się z wójtem Domaniowa, którym wtedy był Wojciech Głogulski. Ania pojechała do niego z ówczesnym sołtysem Wierzbna Adamem Kraską, który też się zaangażował w sprawę.
Wójt był zaskoczony. Mówił, że to bardzo fajna inicjatywa. Docenił, że zanim przyszli do niego po pomoc, sami zakasali rękawy i zabrali się do działania. Obiecał pomóc i słowa dotrzymał. Najpierw jednak były schody, gdy okazało się, że gmina może dać pieniądze jedynie na obiekty, które do niej należą. Na szczęście dwie z kapliczek leżą na gminnym terenie, w tym ta, której remont wymagał najwięcej pieniędzy.
Na trzecią poszły pieniądze z festynu, ale szybko okazało się, że też paru tysięcy zabrakło. Poszli więc do nowego wójta - Doroty Sali. Dorzuciła tyle, żeby wystarczyło.
- Nie mogło być inaczej, bo Dorotka z Wierzbna jest przecież, zresztą znała sprawę, bo od dawna pracowała w naszym urzędzie gminy - mówi pani Ania. Rada Sołecka, choć nie ma wielkich pieniędzy, też dorzuciła trochę grosza.
- Wszystkim, ale to dosłownie wszystkim, którzy nas wsparli, dali pieniądze, w jakikolwiek sposób pomogli, należą się wielkie słowa podziękowania - mówi pani Ania.
*
Wszystkie kapliczki są przedwojenne, ceglane, trzeba było skuwać tynk i na nowo je otynkować, usunąć pęknięcia, dorobić albo odtworzyć brakujące gzymsy, pomalować, uporządkować otoczenie.
Te trzy już zrobione czeka jeszcze jeden element. Kapliczki były z krzyżami, ale bez figurek, za to pierwotnie w specjalnie przygotowanych wgłębieniach umieszczano obrazki świętych, skierowane na cztery strony świata. Po wojnie, gdy mieszkańcy jeszcze w jakiś sposób kapliczkami się opiekowali, wkładali do nich jakieś "święte obrazki", ale o niewielkiej wartości artystycznej. Pani Ania ma już pomysł i lokalnych artystów, gotowych uzupełnić tę lukę. 16 obrazów do kapliczek namalują po połowie Krystian Okolita - policjant-artysta z Jelcza-Laskowic, o którym wiele razy już pisaliśmy, oraz Joanna Junak z Wierzbna.
Przez miejscowe kapliczki niszczały, ludzie o nich zapominali, coraz rzadziej ktoś przy nich przystawał. Od remontu kapliczki ponownie ożywają. Podczas ubiegłorocznej procesji na Boże Ciało przy tych odnowionych ponownie były ołtarze, modlono się, zatrzymywali się wierni, sypano kwiaty.


*
Podczas remontu tej najbardziej znanej kapliczki na głównym skrzyżowaniu w Wierzbnie doszło do wypadku. - Mieliśmy szczęście w nieszczęściu - opowiada pani Ania. - Chyba jednak Matka Boska nas broni. Bus z ludźmi uderzył w rusztowanie wokół kapliczki, ale jej nie uszkodził. Nikogo na szczęście na rusztowaniu akurat nie było. W busie też nikt większych obrażeń nie odniósł. A gdy zaczynaliśmy pracę przy tej kapliczce, rozmawialiśmy o tym. "Miejmy nadzieję, że gdy tu będą prace, to nikomu nic się nie stanie, bo to przecież droga krajowa" - mówiliśmy. Żartowaliśmy sobie, że tyle lat tu nic się nie zdarzyło, ale teraz to kto wie. I proszę, akurat był wypadek.
*
Nie, to nie koniec. Ania z Wierzbna jest uparta i gdy już coś zacznie, doprowadza do końca. Jest przecież jeszcze czwarta kapliczka wymagająca natychmiastowego remontu. Stoi przy drodze powiatowej, więc fryzjerka po cichu liczy na to, że Starostwo Powiatowe dorzuci się do prac konserwatorskich. Szacuje, że "ta czwarta" może kosztować około 20 tys. zł, bo ostatnio "wszystko poszło w górę".
- Chciałabym zrobić ją jeszcze w tym roku - mówi. - Wszystko jednak zależy od pieniędzy.
(10).jpg)


Napisz komentarz
Komentarze