Jelcz-Laskowice
Sprawa jest bardzo ciekawa, bo - jak się okazuje - nagle może się okazać, że nie jesteś właścicielem swojego auta, gdy ktoś przerejestruje je na siebie posługując się sfingowaną umową. A potem trzeba się sporo nagimnastykować, aby je odzyskać z udziałem policji i prokuratury.
Jak to było w tym przypadku?
Chodzi o nietypowe auto, bo zabytkowe - to citroen z 1929 roku, wyceniany przez panią Dorotę z Jelcza-Laskowic aż na ok. 200 tys. zł, bo - jak zapewnia - jest idealnie przez męża odrestaurowane, ma nawet szklany dach. W internetowych ogłoszeniach podobne auta wyceniane są na 30-90 tys. zł, ale wszystko zależy od modelu, oryginalnych części lub stopnia odtworzenia elementów.
Właścicielem auta był Piotr, mąż pani Doroty, który zmarł w 2016 roku. Po jego śmierci to ona wraz z córką odziedziczyły zabytkowy samochód.
- Stał w moim garażu w Jelczu-Laskowicach, ale niedawno zdecydowałyśmy, aby auto sprzedać - opowiada pani Dorota. - Zadzwoniłam do wydziału komunikacji w oławskim starostwie, żeby o coś spytać, a tam usłyszałam, że... już nie jestem właścicielką citroena, że teść przerejestrował auto na siebie.
Było to pięć lat po śmierci jej męża, a teść przy rejestracji posłużył się umową darowizny, którą miał podpisać z synem jeszcze przed jego śmiercią, czyli co najmniej 5 lat wcześniej. Ani żona, ani córka pana Piotra nie wiedziały o takiej umowie, więc zakwestionowały ją i zgłosiły sprawę policji, która prowadzi ją pod nadzorem oławskiej prokuratury.
- Mamy sprawę o przywłaszczenie tego zabytkowego pojazdu - potwierdza prokurator Michał Budny z Prokuratury Rejonowej w Oławie. - Biegły z zakresu pisma ustalił, że podpis męża pani Doroty nie został nakreślony przez niego.
Zatem przez kogo? Z opinii biegłego to nie wynika - w każdym razie to nie teść podrobił kwestionowany podpis. Dokument, którym się posłużył, nie jest jednak wiarygodny.
Na obecnym etapie nikomu jeszcze nie przedstawiono zarzutów, ale wydaje się, że to tylko kwestia czasu, bo w tej sprawie mamy do czynienia z podejrzeniem co najmniej trzech przestępstw - sfałszowania dokumentu, posłużenia się nim i przywłaszczenia sobie mienia.
Za samo tylko posłużenie się sfałszowanym dokumentem (art.270 par.1 kk), a ten zarzut wydaje się tu najbardziej prawdopodobny, grozi kara pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat.
- Dopiero po zebraniu materiału dowodowego będziemy rozważać, komu i jaki zarzut przestawić - mówi ostrożnie prokurator Budny.
Grzegorz, 74-letni teść pani Doroty, był przesłuchiwany na razie tylko w charakterze świadka i to przed wydaniem opinii przez biegłego z zakresu pisma. Nie był więc pytany, czy to on się podpisał za syna. Próbowałem sam się tego od niego dowiedzieć. Początkowo pan Grzegorz zgodził się porozmawiać i nawet zaprosił mnie do siebie do Jelcza-Laskowic, ale gdy byłem w połowie drogi do niego, zadzwonił, że jednak z dziennikarzem nie chce rozmawiać. Przyznał przez telefon, że ma problemy z synową, która kwestionuje umowę darowizny i podpis jej męża. Teść jednak zapewniał mnie, że syn podpisywał umowę darowizny przy nim, a on to widział.
- Zaraz po śmierci męża teść chciał nam odebrać to auto - opowiada pani Dorota. - Chwalił się nawet, że ma wejścia w wydziale komunikacji w oławskim starostwie i bez problemu przerejestruje na siebie auto.
Generalnie wydział komunikacji nie sprawdza autentyczności podpisów na umowie darowizny w sensie grafologicznym (czyli nie analizuje, czy podpis należy do danej osoby). Zadaniem urzędnika w takim przypadku jest sprawdzenie kompletności dokumentów (czy są wszystkie wymagane dane, podpisy stron itp.), weryfikacja danych z dowodu rejestracyjnego, umowy darowizny i dowodu tożsamości nowego właściciela, a na koniec rejestracja pojazdu na podstawie dostarczonej dokumentacji. Tak właśnie się stało w tym przypadku.
- I to jest dziwne, bo to ja mam wszystkie dokumenty, dotyczące citroena, czyli np. dowód rejestracyjny, więc ktoś jednak musiał mu pomóc - mówi pani Dorota.
Parę dni temu otrzymała informację z Policji, że w ubiegłotygodniowy czwartek odebrano jej teściowi auto i stoi teraz zabezpieczone na policyjnym parkingu. Jak usłyszała pani Dorota, zabytkowy citroen ma być jej przekazany w przyszłym tygodniu.
*
Już po tym wszystkim teść zadzwonił do pani Doroty i zaoferował za citroena 100 tys. zł licząc, że wycofa sprawę.
Napisz komentarz
Komentarze