Oława. Z sesji RM
70 mieszkańców domagało się w niej od burmistrza, aby zwolnił radcę W. z pracy w Urzędzie Miejskim. Okazuje się, że co najmniej cztery osoby z grona sygnatariuszy apelu nie przyznają się do tego. Twierdzą, że ktoś sfałszował ich podpisy... Sprawa wyszła na jaw po tym, jak burmistrz zdecydował się wysłać każdemu z podpisanych swoją odpowiedź. Na majowej sesji mówił, że zawarł w niej trzy elementy. Po pierwsze - przypomniał swoje prezentowane już wcześniej publicznie stanowisko, że czyn radcy W. uważa za jak najbardziej naganny, ale moralną odpowiedzialność ponosi za to tylko i wyłącznie sam sprawca zdarzenia. Po drugie - owe zdarzenie miało miejsce poza godzinami pracy i nie miało żadnego związku z wykonywaniem zawodowych czynności, a w dodatku jeszcze sąd warunkowo zawiesił postępowanie karne wobec Jacka W. Burmistrz nie ma więc podstaw prawnych do tego, aby skutecznie rozwiązać stosunek pracy z niegodnie się zachowującym urzędnikiem. Trzecim elementem było podważanie przez mieszkańców kompetencji zawodowych radcy W. Szef miasta napisał w odpowiedzi, że w tej kwestii ma zupełnie odmienne zdanie. Dzięki skutecznym działaniom radcy W. miasto Oława odzyskało niedawno 180 tys. zł, które musiało wydać w czasie kadencji poprzedniego burmistrza, w ramach sporu z podwykonawcami budowy krytego basenu (sprawa tzw. "podwójnych płatności"). Zdaniem burmistrza, dzięki umiejętnościom i zaangażowaniu radcy Jacka W. wrocławski Sąd Apelacyjny kilka dni temu uchylił niekorzystny dla miasta wyrok Sądu Rejonowego, dotyczący sporu o prawa autorskie przy realizacji Ośrodka Współpracy Europejskiej "Odra".
- Gdyby ten wyrok się utrzymał, to groziłoby nam dalsze roszczenie, sięgające około miliona złotych - podkreślił na sesji Tomasz Frischmann. Następnie burmistrz poinformował, że w reakcji na wysłaną odpowiedź zgłosiły się do Urzędu Miejskiego cztery osoby, które stwierdziły, iż nigdy nie podpisywały się pod petycją w sprawie radcy. Najprawdopodobniej więc ich podpisy zostały sfałszowane i dlatego burmistrz zdecydował się zawiadomić o tym fakcie prokuraturę. Petycję mieszkańców na kwietniowej sesji Rady Miejskiej odczytał Piotr Regiec, szef klubu radnych Prawa i Sprawiedliwości. Teraz jednak nie zareagował na oświadczenie burmistrza. - Zostałem tym zupełnie zaskoczony! - wyjaśnił nam po zakończeniu majowych obrad oławskiego samorządu. Pytany o to, kto przygotował petycję i kto zbierał podpisy, Regiec tak to wyjaśnia: - Nie pamiętam już dokładnie kto, co i kiedy. To było chyba po kolejnym artykule w "Gazecie Powiatowej" o tej sprawie. Na którymś z zebrań w oławskim PiS ktoś powiedział, że trzeba coś z tym zrobić, bo w mieście aż huczy i ludzie są tym mocno zbulwersowani. Powiedziałem wtedy: - Ok! Przygotujcie jakieś stanowisko albo apel, zbierzcie podpisy, a ja to przedstawię na Radzie Miejskiej. I tak też się stało. Osobiście nie miałem wpływu na treść petycji, bo po prostu nie miałem na to czasu. Nie zdążyłem się też pod nią podpisać, bo przyniesiono mi dokument tuż przed kwietniową sesja, a może i nawet w jej trakcie. Wiem tylko tyle, że podpisy zbierały trzy lub cztery osoby. Sądzę, że stosowne organy dojdą do tego, czy i kto ewentualnie zawinił i jeśli tak jest, jak mówi burmistrz, to pewnie winna osoba lub osoby poniosą określone konsekwencje, przewidziane w polskim prawie... - Zostałem totalnie zaskoczony tym, co burmistrz przekazał na majowej sesji - mówi radny PiS Piotr Regiec
(KAT)
Napisz komentarz
Komentarze