- Dlaczego powstała "Akademia Siatkówki Kadziewicz, Siezieniewski, Dobrowolski"?
- Bo byliśmy najlepsi na świecie i postanowiliśmy przekazać swoją wiedzę. Oczywiście żartuję! Prawda jest taka, że przez całe życie bawiliśmy się w zawodowy sport i na początku swojej drogi też spotkaliśmy pasjonatów, którzy pokazali nam, że sala to fajne miejsce do spędzenia wolnego czasu. Gdy zaczynaliśmy, nie było doby internetu, tylko doba trzepaka i grania w piłkę od rana do wieczora. Chcemy więc tym dzieciakom pokazać ciekawy sposób rozrywki. Salę sportową, na której też można się świetnie bawić. I mamy nadzieję, że zobaczą to nie tylko dzieci, ale też rodzice. Oni muszą wiedzieć, że szkolny WF to jedno, a zajęcia pozalekcyjne, które sportowo aktywizują młodzież, to drugie. Warto brać udział i w tym, i w tym.
- Jak trafiliście do naszego powiatu?
- Urodziłem się na Warmii i Mazurach, w małej miejscowo Dobre Miasto. Zawsze wiedziałem, że jeśli po zakończeniu kariery będę coś robił dla innych, to głównie w małych miasteczkach. We Wrocławiu czy w Warszawie każdy dzieciak może robić to, co chce. W Jelczu-Laskowicach - nie umniejszając nikomu - nie ma do dyspozycji rugby, futbolu amerykańskiego i wielu innych dyscyplin. My jesteśmy siatkarzami, wy macie piękną halę i duży potencjał, jeśli chodzi o młodzież. To naturalne, że trafiliśmy akurat tutaj. Duży ukłon w stronę włodarzy miasta, którzy zainteresowali się naszym pomysłem, dostrzegli plusy tego projektu i chyba są zadowoleni ze współpracy. - Powiedziałeś kiedyś, że jesteś zdruzgotany kondycją polskiej młodzieży. Dlaczego? - Bo od wielu lat bawię się z dzieciakami poprzez różne akcje, takie jak "Stop zwolnieniom z WF" albo "Lekcja z mistrzem". Nie opieram się wyłącznie na moich spostrzeżeniach. Raport Najwyższej Izby Kontroli pokazuje, że w szkole podstawowej czynnego udziału w lekcjach wuefu nie bierze 15% uczniów, w gimnazjach - 23%, a w szkołach ponadgimnazjalnych - 30%. Nie wygląda to dobrze i nie jest to wina dzieci, tylko nasza - rodziców. Mówię nasza, bo sam jestem ojcem dziewięcioletniej córki i wiem, jak momentami ciężko jest ją wygonić z domu. Ja nie miałem "Playstation 4", a na "Commodore" nie zawsze gra wchodziła, bo taśma się zacinała. Spędzałem więc czas na trzepaku. Dziś dzieci zastanawiają się, czy trzepak to aplikacja na telefon. Trudno, żebym nie był zdruzgotany ich kondycją. Każdy oczekuje drugiego Lewandowskiego, Wlazłego, czy hegemonii w jakiejś dyscyplinie sportowej. To nie jest takie proste. I nie ukrywam, że dlatego też powstała nasza akademia.
Rozmawiał KAMIL TYSA [email protected]
Napisz komentarz
Komentarze