OŁAWA/BRZEG
Pod koniec lipca trafił do sądu akt oskarżenia, zarzucający zabójstwo 36-letniemu mieszkańcowi powiatu brzeskiego, Adamowi J., za co grozi mu nawet dożywocie. Wszystko będzie zależało od ostatecznej kwalifikacji czynu.
Jak wcześniej informowaliśmy, do zbrodni doszło w nocy z 20 na 21 kwietnia, w okolicach Brzegu, nad stawem, zwanym Babim Lochem. Z ustaleń brzeskiej prokuratury możemy się dowiedzieć, jak prawdopodobnie wyglądały ostatnie godziny życia kobiety.
Niedziela, 20 kwietnia, pierwszy dzień Wielkanocy. Adam i Aleksandra, zamiast siedzieć przy świątecznych stołach, ze swoimi rodzinami, spotkali się wieczorem. Dlaczego? Tego wciąż nie wiemy. Wiadomo na pewno, że 34-letnia kobieta wcześniej spotykała się z Adamem. Są świadkowie, którzy potwierdzają, że oboje znali się, istniały między nimi jakieś relacje, kiedyś bliższe. Pracowali w tym samym oławskim zakładzie, gdzie się poznali. Parę miesięcy temu brzeski sąd skazał mężczyznę za zniszczenie mienia oraz groźby karalne wobec Aleksandry K.
Feralnego wieczoru Adam kilkukrotnie próbował się do niej dodzwonić. Ostatni raz o 22.36, zatem spotkali się krótko przed 23.00. Wiadomo, że Adam pil alkohol, zanim spotkał się z Aleksandrą. Kobieta dobrowolnie wsiadła do jego czerwonego golfa i razem pojechali nad Babi Loch. Są świadkowie, którzy widzieli w takim aucie parę, jadącą w kierunku stawu. Ich rysopisy odpowiadają oskarżonemu i ofierze.
Zbrodnia
Co wydarzyło się nad stawem? Nikt nie widział zdarzenia, więc jego przebieg możemy ustalić tylko na podstawie śladów. Nie ma żadnych informacji, aby tego wieczora między Adamem a Aleksandrą doszło do jakichś intymnych kontaktów. Prawdopodobnie była jakaś gwałtowna sprzeczka, kłótnia, zakończona pobiciem kobiety.
- Według zebranych w sprawie dowodów, oskarżony miał pobić pokrzywdzoną, powodując u niej obrażenia głowy, twarzy, mózgu, mostka i ciała - wymienia Lidia Sieradzka, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Opolu.
Na ciele kobiety były liczne sińce, także głowy i twarzy, otarcia naskórka, rany tłuczone wargi, twarzy i żeber. Czym bił? Dokładnie nie wiadomo. W pobliżu nie znaleziono żadnego narzędzia, którym posłużył się sprawca, ale mogła to być pięść, mógł być but, kolano, jakiś okrągły kamień. Coś twardego o tępych krawędziach.
Czy bił ją w samochodzie, zaparkowanym nad wodą, czy tuż obok - tego nie wiemy. Ustalenia prokuratury mówią, że nieprzytomną zaciągnął do wody. Stąd ślady ciągnięcia po plaży bezwładnego ciała, widoczne na drugi dzień, gdy nad ranem zwłoki kobiety odnaleźli przypadkowi wędkarze. Co w tym wszystkim bardzo ważne - liczne obrażenia na ciele nie spowodowałyby skutków śmiertelnych. Miała szanse przeżycia. Gdyby Adam próbował ją wtedy ratować albo przynajmniej pozostawił bez wrzucania do wody, kobieta mogłaby przeżyć. Niestety, nieprzytomna Aleksandra, wrzucona do wody, utopiła się.
Nad ranem jej ciało znalazły przypadkowe osoby. Spódnica i bluzka nie były podarte, ale ślady na ciele bez wątpienia wskazywały, że wobec kobiety użyto przemocy. W jej krwi nie było śladów alkoholu.
Torebki Aleksandry nie odnaleziono do dziś, mimo przeczesywania dna stawu i dokładnego przeszukania brzegów. Być może ktoś ją ukradł, a może jeszcze jest gdzieś w mulistym stawie.
Samobójstwo?
Co się działo z Adamem po wrzuceniu ciała Aleksandry do stawu? Świadkowie widzieli mężczyznę, który w nocy z 20 na 21 kwietnia przyjechał golfem nad staw. Pół godziny później, już po północy, ten sam kierowca wjechał z impetem na skrzyżowanie w Pisarzowicach, wbijając się w budynek sklepu, 7 km od dzikiego kąpieliska Babi Loch.
- 37-letni kierowca volkswagena golfa z nieustalonej przyczyny zjechał z drogi i uderzył w budynek - informował dyżurny Komendy Powiatowej Policji w Brzegu. Poważnie ranny mężczyzna został zakleszczony w pojeździe. Brzescy strażacy musieli go uwalniać przez dach. Po godzinnej reanimacji kierowcę w ciężkim stanie przetransportowano do Wojewódzkiego Centrum Medycznego w Opolu.
W rozbitym golfie policjanci odnaleźli pasek z torebki Aleksandry. Niemal od początku łączyli wypadek z Pisarzowic z odnalezionym nad ranem ciałem kobiety. Według mediów mężczyzna zabił ją, a potem, pod wpływem silnych emocji, próbował popełnić samobójstwo.
Przeciwko Adamowi J. prowadzone jest odrębne postępowanie w sprawie prowadzenia pojazdu w stanie nietrzeźwości (miał ok.1,5 promila alkoholu we krwi) oraz umyślnego zniszczenia budynku. Z materiałów, zebranych przez policję, wynika, że kierowca świadomie wjechał w sklep, być może właśnie próbując popełnić samobójstwo. Właścicielka budynku oszacowała straty na ok. 200 tys. zł, więc na pewno wystąpi przeciwko Adamowi J. z pozwem cywilnym o naprawienie szkody, co w przypadku skazania go za zabójstwo dodatkowo obciąży jego rodzinę.
W sieci
Po ostrych komentarzach internautów na temat sprawcy wypadku w Pisarzowicach parę dni po wydarzeniu ktoś usunął jego profil z Facebooka. Jeden z ostatnich wpisów: Najwięcej o twoich problemach dyskutują ci, co tak naprawdę gówno o tym wiedzą.
- Nad staw jechał jeszcze z Olą, potem już sam - napisał w komentarzu do tekstu o wypadku internauta o nicku "kolega". Inni szczegółowo opisują związek, jaki łączył żonatego mężczyznę (ma dzieci) z Aleksandrą K.
Kobieta osierociła dwoje dzieci. Jej strona na Facebooku funkcjonuje do dziś, ale komentarze prawdopodobnie zostały usunięte. Można jednak przeczytać sentencję, którą Aleksandra umieściła pół roku przed śmiercią: Potrzeba chwili nieuwagi, aby wpaść na kogoś w tłumie. Jedna godzina wystarczy, aby kogoś polubić, a jeden dzień, by się w kimś zakochać. Aby o kimś zapomnieć, potrzeba całego życia.
Co na to Adam?
- W trakcie postępowania przygotowawczego 36-latek nie przyznał się do winy i odmówił składania zeznań - mówi prokurator rejonowy w Brzegu Agnieszka Mulka-Sokołowska. - Powoływał się na niepamięć.
Jest jednak opinia biegłych, która jednoznacznie wskazuje, że mężczyzna w ten sposób symuluje chorobę psychiczną, co może być jego linią obrony. Podaje bowiem objawy różnych chorób, co jest niespójne.
Adam J. jest tymczasowo aresztowany, przebywa w więziennym szpitalu, kontaktuje się z żoną. Leży, ma unieruchomioną nogę, ale nie istnieją żadne przeciwwskazania, aby zawiesić postępowanie karne. Może uczestniczyć w procesie.
Dlaczego miałby zabić? Być może tego dokładnie dowiemy się z procesu, który wkrótce rozpocznie się przed Sądem Okręgowym w Opolu. Motyw zbrodni nie był majątkowy, na pewno też nie na tle seksualnym. - Motywem działania oskarżonego miały być jego osobiste relacje z ofiarą - podaje rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Opolu Lidia Sieradzka. - Po zakończeniu znajomości z Adamem J., kobieta miała się spotykać z jego strony z nękającym i agresywnym zachowaniem.
Szykuje się proces poszlakowy. Akt oskarżenia nie zarzuca Adamowi działania z premedytacją, czyli zaplanowanego. Zdaniem prokuratury raczej był to nagły impuls, związany z silnymi emocjami. Nie ma osób, które widziałyby moment zabójstwa, nie ma narzędzia zbrodni, ale jest szereg poszlak, wskazujących, kto był sprawcą. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, jest także pewien świadek, którego zeznania mogą być kluczowe dla oceny sprawy. Nie jest wykluczone, że prokuratura wystąpi z wnioskiem o utajnienie procesu.
Jerzy Kamiński
Reklama
Zbrodnia nad stawem
Gdyby pobitej do nieprzytomności kobiety nie wrzucił do stawu, mogłaby przeżyć. Wkrótce przed opolskim sądem rozpocznie proces Adama J., oskarżonego o zabójstwo Aleksandry K, pracownicy oławskiego Autolivu
- 03.09.2014 07:52 (aktualizacja 27.09.2023 15:59)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze