Historię Grzegorza poznali chyba wszyscy. Media bombardowały informacjami o pierwszym takim przeszczepie na świecie i niezwykłych dokonaniach lekarzy. Niektórzy mówili wprost, że zdarzył się cud. Później sprawa przycichła, a mieszkaniec podoławskiej wsi rozpoczął kosztowną walkę o to, aby mógł w miarę normalnie funkcjonować. O Grzegorzu przypomniał sobie Bronisław Paszyński zarządca nieruchomości z Oławy. Usłyszał, że w Brzegu, gdzie mężczyzna jest rehabilitowany, będzie prowadzona zbiórka pieniędzy.
Wystarczy impuls
Dlaczego do tej pory nikt w Oławie nie zainteresował się sprawą i nie pomyślał, żeby tu zrobić taką akcję? Paszyński stwierdził, że nie ma na co czekać i trzeba działać: - Grzegorza poznałem dwa miesiące temu - mówi. - Postanowiłem, że chcę zrobić coś dobrego i pomóc. Niektórzy pytają czy to moja rodzina i za ile to robię? Za darmo, tak po prostu, bez powodu. W naszym mieście nikt o tym nie pomyślał, a wiadomo, że rehabilitacja jest bardzo kosztowna. Chcę pokazać innym, ze czasem wystarczy tylko impuls, by zrobić naprawdę wiele.
Paszyński nie miał konkretnego pomysłu, ale wiedział, że dobrze byłoby zorganizować festyn lub koncert. Szybko nadarzyła się okazja. 30 sierpnia odbędzie się na oławskim Miasteczku festiwal muzyki hip-hop. Organizatorzy nie widzą przeszkód, aby wtedy przeprowadzić zbiórkę. - Cieszę się, że trafiłem na tak życzliwe osoby - dodaje Paszyński.
6 września o godzinie 16.00 będzie kolejna szansa, aby włączyć się w akcję pomocy. Na oławskim stadionie zagrają WKS Śląsk i MKS Oława. To prawdziwa gratka dla fanów piłki nożnej. Cena biletu - 10 złotych. Całkowity dochód będzie przekazany na rehabilitację i leczenie. - Do tej pory wszystko idzie po mojej myśli - mówi Paszyński. - Honorowy patronat nad imprezą objął burmistrz Oławy, a stadion jest do dyspozycji całkowicie za darmo. Cieszę się, że wszystko zmierza w dobrą stronę. Wierzę, że mnóstwo ludzi przyjdzie zobaczyć ten mecz.
Wsparcie mieszkańców jest bardzo potrzebne. Zbiórkę pieniędzy prowadzono już w internecie, na portalu siepomaga.pl. Na konto fundacji wpłynęło 50.110 złotych. - Wiele osób zapyta: po co ci więcej, przecież masz już uzbierane konkretne środki? - mówi Grzegorz. - Owszem, ale to starczy zaledwie na rok, a przede mną jeszcze trzy lub cztery lata intensywnej rehabilitacji. Nie można zapomnieć o tym, że nie wiemy, co będzie dalej. Nawet lekarze tego nie wiedzą. Mogę podać prosty przykład. W maju została przeprowadzona drobna korekta twarzy i znów trzeba było zacząć wszytko od zera. Każda najmniejsza zmiana, to cofanie się do punktu wyjścia.
Mógłbym góry przenosić
Grzegorz ma w sobie niezwykłą moc. Wie, że wielu, będąc na jego miejscu, poddałoby się już na samym początku. On idzie do przodu i nie dopuszcza do siebie złych myśli. Wciąż powtarza, że musi być dobrze. Codziennie jeździ do Brzegu, na rehabilitację twarzy i leczenie odleżyn, które wciąż nie mogą się zagoić. Do tego dochodzą wizyty u psychologa i wyjazdy na badania do kliniki, w Gliwicach. Tam, co trzy tygodnie zajmują się nim hematolodzy, którzy sprawdzają m.in. jaki wpływ na organizm mają leki. Dodatkowo, każdego dnia spisuje, gdzie był, ile kilometrów przejechał, dokumentuje wszystko, związane z leczeniem. To informacje dla fundacji, która pod koniec miesiąca zwraca koszty.
- Ciężko mówić o takim zwykłym dniu. Przed wypadkiem jechałem do pracy, wracałem i robiłem coś wokół domu - dodaje. - Teraz jest inaczej. Ostatnio kupiłem narzędzia do ręcznych robót, bo zawsze bardzo to lubiłem. Jeżeli mam możliwość, to próbuje coś robić, ale na ten moment jest to trudne i uzależnione od mojego samopoczucia. Mam zupełnie inny rytm dnia niż kiedyś.
Twarz Grzegorza z miesiąca na miesiąc wygląda coraz lepiej. Ale to tylko wizerunek. Nieco gorzej jest z motoryką. Bywają dni, gdy mięśnie po prostu nie domagają. - Nie odczuwam zmęczenia. Fizycznie mógłbym góry przenosić - mówi. - Ale pojawia się coś takiego, jak niezgodność dwóch części ciała, dwóch półkul. Twarz chciałaby mówić, ale nie może. Przy dłuższym mówieniu jest to męczące dla twarzy, ale nie dla mnie.
Grzegorz robi wszytko, aby było coraz lepiej: - Niektórzy pytają, jak to możliwe, że jem całe posiłki, nie mając zębów? Gdybym miał o tym myśleć, to w ogóle nie ruszałbym szczęką. Po prostu radzę sobie, nie muszę mieć mielonego mięsa. Jem normalnie.
Za jakiś czas będzie miał założone protezy. To może ułatwić spożywanie posiłków lub utrudnić. - To nie jest zwykła wymiana zęba - podkreśla. - Moja żuchwa złożona jest z dziewięciu części. Podniebienie jest od dawcy. Protezę robią specjaliści, którzy każdy element muszą idealnie dopasować. Wcale nie jest powiedziane, że wszytko zadziała tak jak trzeba.
Po to, żeby inni widzieli
Grzegorz mieszka z matką, która wspiera go na co dzień. W domu nietrudno zauważyć symbole religijne. Na ścianie wisi krzyż i duży obraz z postaciami świętych. Jakie znaczenie w życiu 34-latka ma religia? - Jestem wierzący i bogobojny, ale nie praktykuję. Chodzę do kościoła, jeśli odczuwam wewnętrzną potrzebę. Moja mama jest praktykująca i wiele razy słyszałem, że jestem diabeł - żartuje Grzegorz. - Wiem, że wielu chodzi do kościoła, klęka przed ołtarzem, a po chwili wychodzą i obrabiają innym przysłowiowe cztery litery. Najbardziej cenię tych, którzy potrafią być szczerzy. Niektórzy chodzą do kościoła dla ludzi, a nie dla Boga. Po to, żeby inni widzieli. To jest obłudne i nie ma sensu. Zdarzało się, że jak przyszedłem na mszę, to ludzie zamiast na ołtarz patrzyli na mnie, szukając sensacji.
Zadośćuczynienie
Sytuacja, w której znalazł się Grzegorz jest efektem wypadku w podoławskiej fabryce. Maszyna do cięcia kostki brukowej nagle ruszyła i zerwała mu twarz. Już wiadomo, że nie będzie rozprawy sądowej. Została zawarta ugoda między zakładem pracy a Grzegorzem. 34-latek nie może jednak mówić o pieniądzach. Podpisał klauzulę poufności.
W ciągu ostatniego roku spotkał na swojej drodze wielu życzliwych ludzi. Wie, że cały czas mu kibicują i mocno ściskają kciuki. W mniejszości są również twierdzący, że pomoc mu się nie należy. - Oni uważają, że jestem sprawny fizycznie i nie są w stanie pojąć całej sytuacji. To przecież nie jest rehabilitacja kończyny. Jestem świadomy, jak bardzo potrzebuję tej pomocy, ale tego nie jestem w stanie udowodnić takim ludziom, którzy wątpią. Nie dziwię się im, bo doskonale wiem, że są chorzy, którzy całe życie leżą, nie mogą nic z tym zrobić i też nie mają pomocy.
Bronisław Paszyński wierzy, że do oławskiej akcji "Druga twarz" włączy się wielu mieszkańców. Zaprosił do współpracy Ośrodek Kultury, Wydział Promocji, policję, straż miejską, piłkarzy MKS Oława i WKS Śląsk oraz innych. Pieniądze, zebrane na festiwalu hip-hop i podczas meczu, zostaną w całości przeznaczone na rehabilitację i leczenie. Paszyński ma już kolejne marzenie związane z Grzegorzem: - W całym domu jest boazeria. To dla niego duże zagrożenie, bo wszystko powinno być sterylne. Pomieszczenia muszą mieć odpowiednią szczelność. W przyszłym roku chcemy zrobić tu remont generalny i potrzebne jest wsparcie sponsorów. W tej chwili mamy już pomoc od Tomasza Butwickiego i Jerzego Pawlaka, którzy robią projekt remontu za darmo. Tak naprawdę będzie zmieniany cały dom, wszytko zbite do gołych ścian, położy się nowe tynki. We wszystkim bardzo pomaga specjalna fundacja z Gliwic, która działa na rzecz chorych.
O czym marzy Grzegorz? - Nie mam marzeń. Nie myślę o tym, co będzie się działo za kilka lat. Żyję z dnia na dzień i nie wybiegam w przyszłość. Po prostu będę robił to, na co życie pozwoli. Wiem, że będzie dobrze.
Skąd ma w sobie tyle sił? - O to trzeba zapytać psychologa - mówi z uśmiechem.
Wszystko o Gram HIP HOP Festiwalu, podczas którego będą zbierane pieniądze - pod tym linkiem:
Agnieszka Herba
Napisz komentarz
Komentarze