Czym są "Wakacje na dwóch kółkach"?
To konkurs dla młodzieży, organizowany od 1970 roku. Nietypowy i nietradycyjny - bez pytań i odpowiedzi. Masowa akcja, która do dziś porywa tłumy. Wtedy też porywała, bo był to czas, w którym polscy kolarze święcili największe tryumfy, wynikami w Wyścigu Pokoju żył cały kraj, turystyka rowerowa była w świetnej kondycji, niemal każdy jeździł na rowerze lub o tym marzył. Organizatorem jest Henryk Sytner - redaktor "Programu Trzeciego" Polskiego Radia. Bez niego konkurs nie miałby szans przetrwać 43 lata.
Żeby wziąć udział w "Wakacjach na dwóch kółkach", trzeba było zorganizować wycieczkę rowerową i udokumentować ją zdjęciami. Waldek i Zbyszek startowali po raz drugi. Rok wcześniej otrzymali wyróżnienie, co zmobilizowało ich do dalszej pracy. - Pisali nawet listy do Henryka, z prośbą o podpowiedzi. Chcieli wiedzieć, co zrobili nie tak i na co nie zwrócili uwagi. Na rowerach zaczęli jeździć, mając kilka lat, a "smak turystyki kolarskiej poznali już w szkole". Zamiast regulaminowego minimum, wynoszącego 60 kilometrów, w wakacyjnym rozpędzie przejechali ich nieco ponad dwa tysiące. A wszystko po Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie, częściowo też po województwach: zielonogórskim, poznańskim, kaliskim, sieradzkim i łódzkim - pisze Robert Maciąg w swojej książce. Przejechane kilometry robiły wrażenie, ale nie o to w tym wszystkim chodziło. Sytner zawsze powtarzał, że najbardziej ceni wkład pracy oraz wytrwałość startujących. Byli tacy, którzy startowali po raz czwarty, wciąż wierząc w swoją szansę na nagrodę. Waldkowi i Zbyszkowi udało się za drugim razem. W ich albumie znalazło się 160 fotografii, ilustracje, ręcznie robione mapki i 130 pocztówek. - Zależało nam na tym konkursie jak na niewielu rzeczach w życiu - przyznają. Rodzina odradzała im startu. Twierdziła, że to konkurs dla dzieci prominentów, dyrektorów i prezesów, a nie dla kogoś z małego miasteczka. Jak tłumaczy Maciąg, była w błędzie: - Ich rodziny nie wiedziały jednak, że to właśnie wśród młodzieży z małych miasteczek "Wakacje na dwóch kółkach" zawsze miały największe wzięcie. Na swoje szczęście Zbyszek i Waldek nie słuchali nikogo oprócz Henryka. Stosując jego rady, napisali kolejną, tym razem zwycięską kronikę. Henryk do dziś pamięta, że "była to duża, monumentalna praca". Gdy Zbyszek odbierał wyrobiony w ekspresowym czasie paszport, urzędnik, który go wydawał, nie zapomniał mu przypomnieć, że swoim zachowaniem będzie reprezentował w Bułgarii całą Polskę, a przed redaktorem Polskiego Radia i innymi laureatami - Oławę.
Napisz komentarz
Komentarze