Do dziś ludzie z Jankowic dbają o swój mały ołtarzyk. Cztery lata temu zawaliła się część kapliczki, ale mieszkańcy szybko ją odremontowali. W zeszłym roku zebrano ponad 1800 kilogramów złomu, dzięki temu jeden z mieszkańców wykonał płot i zadaszenie. Obecnie kapliczką opiekują się młodzi mieszkańcy, wnuki jej budowniczych.
Inne ważne miejsce jest kilkaset metrów poza Jankowicami. To pozostałości starego krzyża pokutnego. Do naszych czasów nie zachowały się ramiona. Jego wysokość wynosi ponad dwa metry. To drugi pod względem wielkości taki obiekt na Dolnym Śląsku.
Kolejny historyczny kamień, to obelisk upamiętniający ofiary pierwszej wojny światowej. Do 2011 roku leżał zaniedbany. Obecnie stoi w miejscu pierwotnej lokalizacji, przy niedawno wybudowanym placu zabaw.
Druga fala repatriacji
Józef Biegus urodził się w 1949 roku, w Biskowicach, powiat Sambor. Od wielu lat interesuje się historią Jankowic. Jest skarbnicą wiedzy, a opowieściami potrafi zainteresować każdego. W swoim życiu pełnił wiele funkcji społecznych, m.in. był radnym Rady Gminy oraz dwie kadencje sołtysem. Jednak Jankowice stały się jego domem dopiero pod koniec lat pięćdziesiątych.
- W naszej rodzinnej wsi z około tysiąca rodzin tylko osiemdziesiąt było ukraińskich - mówi Biegus. - Wioskę ogradzała rzeka, dlatego mieszkańcy nie musieli się bardzo obawiać banderowców. Ojciec walczył na wojnie, odznaczono go za udział w walkach o Kołobrzeg i Berlin. W 1945 roku część rodziny matki wyjechała do Jankowic. Moi najbliżsi zostali w Biskowicach. Dopiero w 1956, w tak zwanej drugiej fali repatriacji, skorzystaliśmy z ich zaproszenia. Było nas w sumie 7 osób: matka, ojciec, cztery siostry i ja. Po różnych perypetiach ostatecznie trafiliśmy do Jankowic, 13 lutego 1957.
Póki nie zrobiło się ciepło, Biegusowie mieszkali u rodziny. Dopiero w lecie zajęli jeden z niewielu pustostanów. Józef mieszka tam do dziś. Dom zajmują obecnie dwie rodziny, a wyróżnia się tym, że w narożniku jest okrągła, wieża przywołująca skojarzenia z zamkiem. To jedyny taki budynek we wsi. Biegus próbował dociec, skąd taka budowla.
- Słyszałem dwie różne teorie na ten temat - mówi. - Od Józefy Lubczyńskiej, która w czasie wojny była na przymusowych robotach w Jankowicach, a potem tu zamieszkała, wiem, że nasz dom zajmowała bardzo bogata rodzina. Okoliczne gospodarstwa również należały do nich. Podobno właściciel wchodził na wieżę i doglądał, jak jego ludzie pracują. Inna wersja mówi o tym, że w domu mieszkał jakiś mówca, może pastor lub ksiądz. Wchodził na wieżę i przemawiał do zgromadzonego tłumu. Czy któraś z tych historii jest prawdziwa - tego nie wiadomo.
Tekst i fot.: Piotr Turek [email protected]
Napisz komentarz
Komentarze