Delikatna sprawa
Dwa tygodnie temu rolnik pojechał traktorem z nawozem na pole. Około godziny 13.00 zobaczył w oddali srebrny samochód, ale nie interesowało go, po co się tam zatrzymał. Zabrał się do pracy. Po pół godzinie stwierdził, że stoi tam za długo, więc jednak sprawdzi. - Myślałem, że to ktoś z firmy rolniczej przyjechał - mówi. - Czasami tak bywa, że podjeżdżają na pole i próbują mi coś sprzedać. Ale gdy podszedłem bliżej, zobaczyłem, czyj to samochód. Wszyscy we wsi wiedzą, jakim autem jeździ ksiądz. Podszedłem z tyłu, nie widzieli mnie i wyglądało tak, jakby byli przytuleni. Ksiądz tłumaczył, że oglądali zdjęcia. Ale trudno mi było w to uwierzyć, bo dlaczego akurat na polu? To jest bardzo dziwne. Przecież mogli się spotkać gdzie indziej.
Podobno ksiądz wspomniał, że wybrał to miejsce, bo tam są ładne widoki. - Jakie widoki?! Trochę rzepaku i krzaki - dodaje mężczyzna.
Dziwna sytuacja?
Kiedy rolnik ostro wyrażał swoje zdanie na temat całej sytuacji, duchowny podobno prosił, aby nie mówić o tym we wsi. Mężczyzna dwa dni bił się z myślami. Nie wiedział, co z tym zrobić. W końcu zdecydował, że o swoich obawach powiadomi matkę nastolatki: - Nie mogłem postąpić inaczej. 48-latek z 15-latką w polu, to była dla mnie naprawdę dziwna sytuacja. Uznałem, że należy to wyjaśnić...
Żona rolnika zaznacza, że nie chcą nikogo oskarżać, bo to bardzo delikatna sprawa, że od zbadania, czy tam się coś wydarzyło, są odpowiednie jednostki. Mimo tej niejasnej sytuacji, oboje chwalą księdza. Mówią, że zawsze był blisko ludzi i bardzo dobrze wykonywał swoje obowiązki.
Rozmawialiśmy z 15-latką, która była z księdzem w samochodzie. Zaprzecza, żeby kiedykolwiek próbował ją dotknąć w niewłaściwy sposób, a już na pewno nie molestował. Znali się od trzech lat. Duchowny zawsze był dla niej wsparciem i pomagał rozwiązywać typowe problemy nastolatki. - Mogłam mu się zwierzyć, a on radził, co zrobić - mówi. - Tym razem spotkaliśmy się w polu, żeby oglądnąć zdjęcia z wiejskiego festynu. Mieliśmy porozmawiać. Nic więcej. Gdy przyszedł tamten pan, byliśmy zetknięci głowami, bo oglądaliśmy zdjęcia. Ksiądz nic mi nie zrobił. Słysząc te oskarżenia, wybiegłam z samochodu, wsiadłam na rower i odjechałam. Było mi przykro.
Lawina
Wieść o tym zdarzeniu szybko rozeszła się po kilku wsiach i dotarła również do Oławy. Zaczęły się poważne oskarżenia. Historia wędrowała z ust do ust, a każdy dodawał coś od siebie. Czytelnicy dzwonili do redakcji i informowali, że doszło do gwałtu na nieletniej, ktoś inny mówił, że siedzieli w aucie zupełnie goli, że dziewczyna uwiodła księdza. Szybko okazało się, że to po prostu plotki. Rolnik, który zobaczył auto księdza, mówi, że nikt nie był nagi. Dziewczyna siedziała na miejscu pasażera, a ksiądz obok. Tyle że sytuacja była niezręczna.
Babcia nastolatki straciła sporo nerwów przez ten czas. Najbardziej zabolały ją plotki, które mieszkańcy rozsiewają między sobą: - Ludzie opowiadają takie rzeczy, że głowa boli! Wstyd wyjść na ulicę. Jak teraz spokojnie żyć?!
Kobieta mówi, że ksiądz był częstym gościem w ich domu. - Nawet czasem jadł z nami obiad - dodaje. - Nie mogę powiedzieć o nim złego słowa. Jeździł też z innymi dziećmi ze wsi, do kina, teatru. Nasze dziewczyny też zabierał. Oprócz tego organizował kolonie. Naprawdę się starał. Tylko źle zrobił, że na spotkanie wybrał akurat takie miejsce. Przecież te zdjęcia mogli oglądnąć nawet siedząc u nas na ganku. Ach... Ludzie mówią, żeby oddać sprawę do sądu. Jakiego sądu?! Przecież nic jej nie zrobił.
Sprawdziliśmy na policji, czy ktoś to zgłosił. Owszem, ale nie był to ani rolnik, ani matka dziewczyny. Zrobił to inny mieszkaniec wsi. Nastolatka została już przesłuchana. - Opowiedziałam policjantce po kolei, jak było naprawdę, że nic się nie stało - mówi. - Stwierdziła, że w takim razie zamyka sprawę.
Dziewczyna chyba nie do końca zrozumiała policjantkę. Zapytaliśmy na jakim etapie jest postępowanie. Jeszcze trwa. Policja wciąż bada tę sprawę i przesłuchuje kolejne osoby. - Jeżeli zakończymy już swoje czynności, to ustalenia przekażemy prokuraturze i tu zapadnie decyzja co dalej - mówi Alicja Jędo, oficer prasowy KPP w Oławie.
Przebaczam i modlę się
O wszystkim wiedzą również władze wrocławskiej Kurii Metropolitalnej. A co myśli oskarżany ksiądz? Udało nam się go zastać w ostatniej chwili, ponieważ w sobotę opuścił na stałe parafię. Nie wzbraniał się przed rozmową. Powiedział, że nie ma nic do ukrycia: - Jestem gotów poddać się wszelkim czynnościom, zmierzającym do ostatecznego wyjaśnienia tej sprawy, które w razie potrzeby miałyby podjąć władze świeckie czy duchowne. Do tego czasu, zgodnie z wolą metropolity wrocławskiego, nie będę pełnił funkcji duszpasterskich. Odnosząc się do zarzutów, jakie są mi stawiane, chciałbym przedstawić zgodną ze stanem faktycznym wersję wydarzeń. Znam parafiankę, z którą związane są zarzuty, dotyczące mojej osoby. Wspólnie z innymi dziećmi z terenu parafii, brała ona udział w organizowanych przeze mnie letnich i zimowych rekolekcjach. Z tego powodu nasze kontakty były dość częste. Prezentowałem dość otwarty styl pracy duszpasterskiej. Często parafianie, ci młodsi i ci starsi, z własnej inicjatywy przychodzili do mnie ze swymi problemami. Zdarzało się również, że o radę prosiła mnie wspomniana parafianka. Tak było i tym razem. Z całą mocą zapewniam, iż nie kierowałem wobec tej osoby żadnych, podkreślam, żadnych sygnałów, wykraczających poza kierującą moim działaniem troską duszpasterską. Nigdy nie doszło do żadnego kontaktu fizycznego. Nie czyniłem też wobec tej osoby żadnych aluzji w tym zakresie. Mam nadzieję, że sprawa zostanie dokładnie wyjaśniona. Jednocześnie chciałbym zapewnić, że przebaczam i modlę się za osoby, które rzuciły na mnie bezpodstawne oskarżenie.
Ksiądz dodał, że gdy w polu rozmawiał z dziewczyną, chodziło o problemy nastolatki, związane z sytuacją, która wydarzyła się podczas festynu. Chciał jej pomóc i pewne rzeczy wyjaśnić.
Poleciały jaja
W podoławskich wsiach utworzyły się dwa obozy. Ludzi, którzy już osądzili i są pewni, że ksiądz jest winny oraz ci, którzy daliby sobie uciąć rękę, że ten człowiek nic złego nie zrobił.
Duchowny przekonał się, że nie mógłby zostać dłużej we wsi pod Oławą, bo niektórzy nie daliby mu spokoju. W nocy z 27 na 28 czerwca zabrała się pod plebanią grupa chłopaków, wykrzykiwali obraźliwe hasła. Godzinę później ktoś włamał się do środka. Ksiądz usłyszał hałas i zszedł do garażu sprawdzić, co się dzieje. Zastał tam zakapturzonego chłopaka z kijem bejsbolowym, który krzyknął: - Ty ch..., zabiję cię!
Chłopak prawdopodobnie chciał uszkodzić samochód, ale zdążył tylko wyrwać wycieraczkę. Na widok księdza uciekł. Były również inne incydenty - ktoś rzucał w plebanię jajkami i oczerniał duchownego podczas mszy.
15-latka też nie ma łatwo. Niektóre starsze osoby oskarżają ją o to, że ksiądz musiał odejść. Inni robią sobie żarty i w nocy pod jej oknem wykrzykują imię księdza.
- Te oskarżenia są straszne! - mówi mieszkaniec sąsiedniej wsi. - Znam księdza i wiem, że wyrządzono mu straszną krzywdę. Mieliśmy tu kilku kapłanów, ale ten był wyjątkowy. Starał się, żeby młodzież odpowiednio spędzała czas. Dzięki niemu wielu nauczyło się jeździć na nartach. To wspaniały człowiek. Szkoda, że oskarżający go, nie poznali jego psychiki. Karol Wojtyła też szczególnie traktował młodzież i dzieci. Rozmawiał z nimi, przytulał, całował, czy w tym było coś złego...? Niektórzy już się przekonali, że błędnie oskarżali księdza, przyszli nawet go przeprosić. Ale teraz to niewiele zmieni, bo on już tu nie wróci.
Agnieszka Herba
Napisz komentarz
Komentarze