Oleśnica Mała
- Gdy miałam 10-11 lat napisałam wierszyk, który nie był o miłości do mamy czy taty, tylko o miłości do Oleśnicy Małej - mówiła Anna Borkowska-Szwarc. - To pokazuje, w jakim domu się wychowywałam.
Jej tata, nasz wieloletni redakcyjny współpracownik, zmarł dziesięć lat temu - pozostawił po sobie mnóstwo artykułów, materiałów, planował wydanie książki. Teraz jego córka wciela w życie plany ojca.
- Mija 10 rocznica śmierci taty - mówiła. - Pomyślałam, że to świetna okazja, aby wydać książkę ze zbiorem jego tekstów. Bardzo się cieszę, że w końcu udało się wszystko dopiąć i książka ukaże się za parę tygodni. Niektóre artykuły trzeba było uwspółcześnić, dorobić aktualne fotografie, pewne teksty połączyć w jeden.
Ostatecznie z około 100 tekstów, publikowanych w naszej gazecie w latach 1991-2003, powstała 112-stronicowa publikacja, zawierająca ok. 40 tekstów. Książka ukaże się na początku lipca w nakładzie 1000 egzemplarzy. Jej wydanie było możliwe dzięki wsparciu unijnemu z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich, a także samorządów i Banku Spółdzielczego.
Borkowska wspominała pracę ojca: - Tata miał żal, i to przebija się z niektórych jego tekstów, że pewne dobra poniemieckie są niszczone tylko dlatego, że należały do Niemców. A przecież, jak uważał, powinniśmy na historię, na pewne wartości, patrzeć całościowo. Mam poczucie, że to się teraz zmienia, że zaczęło się zmieniać także za sprawą takich ludzi, jak mój ojciec. Zmienia się świadomość mieszkańców, ich stosunek do historii, do tego, co tu kiedyś było, także do poprzednich właścicieli tych ziem.
W czerwcu rozpoczniemy publikację najciekawszych artykułów z książki "Historia nie z pierwszych stron gazet"
(CK)
Pisał prosto i celnie
Wszedł do redakcji z marszu. Jakby był z nami od zawsze. Jego pierwszy tekst z dziesiątego numeru gazety mówi oczywiście o ukochanej Oleśnicy Małej, o której mógł opowiadać godzinami. Wcześniej drukowaliśmy coś o innych parkach, a on wstrzelił się w ten cykl. Bez jakiegoś przydługiego wstępu, że oto zaczyna, że oto chce, że oto ma zamiar. Nie. Tak po prostu od razu przeszedł do rzeczy. Bo taki był Staszek Borkowski. Nie owijał w bawełnę. Nie mnożył słów, jak to często czynią początkujący dziennikarze czy domorośli dziejopisarze. Nie epatował fachowymi określeniami, co zwykle jest przekleństwem tekstów historycznych. Nie popisywał się bibliografią, przypisy zachowywał dla siebie. Pisał prosto, ale celnie. Wybierał to, co mogło zainteresować przeciętnego czytelnika. Wydawać by się mogło, że to po prostu lekka gawęda, usłyszana gdzieś przy ognisku. Z mnóstwem ciekawostek, by nikomu się nie nużyła. Ale my wiedzieliśmy, że Staszek sięgał do cennych i sprawdzonych informacji historycznych. Że czasem sam tłumaczył materiały źródłowe. Że to jego "bajanie" zawsze miało podstawy naukowe. Że wiedział, co pisze i skąd ma informacje. Że gdyby chciał, każdy lekko podany tekst do gazety mógłby mieć drugie tyle przypisów. Tylko po co? Staszek rozumiał ideę gazety lokalnej. Rozumiał potrzebę dzielenia się wiedzą w sposób przystępny. Sam robił to wielokrotnie, oprowadzając po oleśnickim pałacu każdego, kto chciał. Występował wtedy w roli historyka-przewodnika, który z pasją, czasem z dumą, opowiadało tym, co sam ustalił, co sam wydobył z zapomnienia.
Gdy teraz oprowadzam swoje dzieci po oleśnickim parku, łapię się na tym, że "mówię Borkowskim". Że to od niego wiem, gdzie jest nagrobek konia feldmarszałka, gdzie była pałacowa "lodówka", gdzie chowano zakonników.
Gdy jeszcze sam dowoziłem gazety do sklepów w Oleśnicy Małej, jeden egzemplarz zawsze zostawiałem dla Staszka. Teraz, gdy Go zabrakło, co roku we Wszystkich Świętych staramy się dowieźć najnowsze wydanie na oleśnicki cmentarz, gdzie leży pod płytą nagrobną z kamienną księgą. Bo wiem, że niektóre kartki z tej zapisanej przez Niego księgi życia, pochodzą z naszej gazety.
Jerzy Kamiński
W poszukiwaniu... utraconego czasu
To nic innego, jak swoista wędrówka po ziemi oławskiej, którą przed laty na łamach gazety "Wiadomości Oławskie", mogliśmy odbyć dzięki kronikarskiej wręcz pracy Stanisława Borkowskiego (1952-2003)
Jako wytrawny badacz, regionalista i popularyzator naszej małej ojczyzny potrafił jak mało kto barwnie, a przy tym z ogromnym zamiłowaniem i pasją opowiadać o czasach minionych. Stasio Borkowski - mój wieloletni przyjaciel - posiadł także rzadką umiejętność prezentowania ciekawych postaci oraz miejsc mało znanych i nieco zapomnianych. Zapewne wynikało to nie tylko z jego bogatej wiedzy, ale przede wszystkim z umiłowania ziemi, na której przyszło mu żyć. Swoją wszechstronną wiedzę znakomicie przelewał na papier. Publikował nie tylko w "Gazecie Powiatowej-Wiadomości Oławskie", ale również w "Nowym Kurierze Wiązowskim", "Naszej Ziemi Strzelińskiej", "Kurierze Powiatu Strzelińskiego", ogólnopolskim miesięczniku "Mówią Wieki". W sposób szczególny traktował Oleśnicę Małą, z którą związany był jako mieszkaniec oraz pracownik Instytutu Hodowli i Aklimatyzacji Roślin. W pamięci sąsiadów, współpracowników, znajomych i kolegów zapamiętany został jako dobry, bezinteresowny człowiek, przykładny mąż i ojciec czworga dzieci. Wśród turystów, krajoznawców i miłośników historii dał się poznać jako specjalista od dziejów Oleśnicy Małej i okolicznych miejscowości. Istotne i ważne jest to, że tej wielkiej wiedzy nie skrywał wyłącznie dla siebie, ale potrafił się nią dzielić. W dużej mierze to właśnie dzięki Stasiowi wielu z nas mogło, niejednokrotnie po raz pierwszy, dowiedzieć się o wielu interesujących wątkach i osobliwościach, związanych z historią podoławskich wsi. W poszukiwaniu utraconego czasu odtwarzał dzieje Niemila, Kurowa, Osieka, Psar, Gaci, Maszkowa, Chwalibożyc, Jankowic Małych, Owczar, Drzemlikowic, Siecieborowic, Jakubowic, Częstocic, Wiązowa, Witowic i wielu innych miejscowości, także komandorii templariuszy i joannitów w Oleśnicy Małej czy dawnych dóbr zakonu krzyżaków z czerwoną gwiazdą w Marcinkowicach. W swojej pracy badawczej bardzo dużo miejsca poświęcił okazałemu zespołowi pałacowemu feldmarszałka Hansa Yorcka von Wartenburga, po którym oprowadzał liczne wycieczki. W takich okolicznościach dane mi było osobiście Stasia na początku lat 80., kiedy zaczynałem interesować się przeszłością Oławy i okolic. Nie przepuszczałem wtedy jeszcze, że po wielu latach dane mi będzie wraz z nim uczestniczyć w jednym z cyklicznych spotkań "Bractwa Krzyżowców", organizowanych przez nieżyjącego już Andrzeja Scheera ze Świdnicy, współpracować z nim przy popularyzowaniu historii na łamach lokalnej gazety, a także podjętej przez niego próbie reaktywowania Towarzystwa Miłośników Oławy. Co się nie udało w Oławie, Staszek wraz z innymi pasjonatami historii realizował z powodzeniem w niedalekim Wiązowie, gdzie w 2000 roku powołał Towarzystwo Miłośników Ziemi Wiązowskiej. Poza sprawami, związanymi z propagowaniem wiązowskiej gminy, jej promocją i odsłanianiem historii nie zapominał o ziemi oławskiej. Wciąż dużo pisał i snuł plany na przyszłość, w tym wspólne ze mną wydanie książki. Jego marzeniem było też powołanie Towarzystwa Miłośników Templariuszy, ze względu na spore zainteresowanie Oleśnicą Małą jako miejscem, gdzie w latach 1220 - 1227 książę śląski Henryk I Brodaty osadził templariuszy. Zamierzenia przerwała nagła śmierć. 19 lutego 2003 roku odszedł człowiek nietuzinkowy, wielki miłośnik i badacz lokalnej historii, dla którego podoławskie wsie, z ich ciekawą i złożoną historią, warte były każdych odwiedzin. Teraz, dzięki staraniom Rodziny, część Jego dorobku została po raz pierwszy zaprezentowana w formie książkowej, w 10. rocznicę Jego śmierci.
Zbigniew Jakubowicz przyjaciel
Napisz komentarz
Komentarze