- Czym dla was była ta "Zielona ławeczka"?
- Konkursem o grant, organizowanym przez BOŚ, który pomógł zaktywizować sąsiadów. Bo nie chodzi tylko o to, że ja sobie coś wymyśliłam. Daliśmy radę dostać ten grant, bo mamy super sąsiadów, którzy są zaangażowani w to, jak wygląda nasze podwórko. Basia, Daniel, Piotrek, Paulina i ja wspólnie dostaliśmy ten grant. Pozwala on wygrać tytułową ławeczkę oraz pieniądze na zmianę skweru, zieleni i ogrodu w swojej okolicy. W taki sposób, żeby włączyć w to sąsiadów. Nie chodzi więc tylko o to, że dostajemy kasę, kupujemy drzewo i tyle, ale chodzi o to, abyśmy wspólnie coś w tym względzie robili.
- Co było zawarte w projekcie?
- Zaczyna się od tego, że trzeba zbudować tzw. zespół sąsiedzki. Później grupa musi mieć narady, które skrupulatnie dokumentujemy (robimy po prostu zdjęcia). Trzeba było dołączyć stan obecny miejsca, które chcemy zmieniać. Trzeba było skonsultować się z miastem, ponieważ ten teren, który chcemy rewitalizować, miejski. Z naszym zarządcą i budynków sąsiadujących trzeba było poprosić o plany i zgodę, którą uzyskaliśmy bez problemów - urzędnicy ucieszyli się bardzo, że mamy taką inicjatywę. Teraz urząd nas wspiera i monitoruje postępy.
- Ile grantów zostało przyznanych?
- Są one przyznawane co roku. W piątej edycji konkursu wybrano 17 projektów z całej Polski. - Jak teraz wygląda wdrażanie waszego projektu w życie? - W związku z tym, że czas konkursu został przedłużony, czekamy teraz na środki finansowe. Zostaną one przelane na konto Urzędu Miejskiego, bo on jest operatorem tych pieniędzy. Do nas przyszła już ławeczka i teraz mamy czas do 30 września, by wydać środki i się z nich rozliczyć.
- Co oprócz ławeczki znajdzie się na skwerze?
- Solą tego projektu są przepiękne drzewa, które już są na skwerze. Chcemy je zostawić. To, co chcemy zmienić, to chaszcze poniżej. Mamy uporządkować ten trawnik, który się tam znajduje. W związku z nowymi trendami, które popieramy całym sercem, chcemy, aby powstała łąka kwietna, w której jesteśmy absolutnie zakochani. Stanie się ona też miejscem dla owadów, które pomogą w zapylaniu roślin - dla nich powstanie budka lęgowa, podobnie dla jak dla ptaków, będzie domek dla jeży. Uczestnicy projektu Piotr z synem podczas warsztatów dla ojców i dzieci będą robić je własnoręcznie.
- Z aktywnością społeczną, sąsiedzką różnie u nas bywa. Trudno było zaangażować sąsiadów do tego projektu?
- Ja cieszę się, że mam takich sąsiadów. Mam dużo szczęścia. To ludzie zaangażowani. Mam taką nadzieję, że dobrym przykładem zarazimy innych. Gdy zobaczą, że my mogliśmy się zgrać, zrobić coś fajnego dla okolicy, dołączą do nas. I kto wie, może za rok zrobimy coś jeszcze, wygramy większy grant? Krok po kroku, ziarnko do ziarnka, powoli uda nam się zmienić taką mentalność, że sąsiad niekoniecznie jest osobą, z którą coś chcemy robić. Może zamienimy tą czeską bajkę "Sąsiedzi" w naszą polską bajkę (śmiech), nauczymy się współpracy, która jednocześnie przynosi wiele frajdy.
- Zazwyczaj tak jest, że nie chcemy znać swoich sąsiadów albo jakakolwiek inicjatywa zderza się z pytaniami, a po co to, co ja z tego będę miał? Łatwo jest przełamywać takie stereotypy?
- Ja nie spotykam się z tego typu mentalnością. Jest mi obca, o tym nie myślę. Koncentruję się na tym, co jest dla mnie ważne. Najwyraźniej przyciągam ludzi, którzy podzielają taką energię. Idea społeczeństwa obywatelskiego jest im równie bliska. W Polsce trochę jest tak, że jak coś jest niczyje, coś nie jest moje, to nie warto tym się przejmować. Dla mnie działa to trochę inaczej. Jeśli coś jest wspólne, a taki będzie ten ogród, ta łąkę kwietną, to będzie coś, o co powinniśmy dbać wspólnie. Jak idziemy na spacer, to jest nam przyjemnie, gdy możemy odpocząć np. przy fontannie - nie niszczymy. To jest dla mnie oczywiste. Łatwo jest zbudować sobie dom, otoczyć go murem i robić tam rzeczy tylko dla siebie. Ale kiedyś z tego domu, tej twierdzy, trzeba będzie wyjść, a wtedy może być problem. Lubimy oddawać odpowiedzialność za swoje życie, odsuwać ją gdzieś dalej - bo na przykład "miasto nie zrobiło". A mnie si wydaje, że powinniśmy zaczynać od siebie.
- Zgadzam się z tym, ale... muszę dodać trochę sceptycyzmu. Jest sobie para. On pracuje po 8-12 godzin, ona zajmuje się dziećmi i do tego też pracuje. Skąd jeszcze wykrzesać tę iskrę do działania, jak przełamać to wewnętrzne zmęczenie, zniechęcenie?
- Nie jestem coachem, więc nie powiem ci, gdzie szukać tej iskry. Ale wszyscy, którzy mnie dobrze znają, wiedzą, że dużo pracuje, ale tym więcej robię dla siebie, dla świata wokół. To, że będą korzystać z tego inni ludzie, to świetnie. Ale to nie do końca jest moją motywacją. Chcę ładnie żyć, chcę mieć miejsce, gdzie można odpocząć, zrelaksować się - to jest ten pierwotny zamysł. Na przykład spędzamy dużo czasu na tym, żeby komentować rzeczywistość w internecie. Jak wiele emocji i zaangażowania niesie to ze sobą! Ale tak naprawdę nic nam nie daje. Strata energii. A można ją przeznaczyć na to, aby działać na malutką skalę. Nie trzeba poświęcać nie wiadomo jakiego czasu. Bądźmy odpowiedzialni za to, co się dzieje wokół nas, abyśmy wiedzieli, że ten czas układamy sami sobie. Jasne, że na niektóre rzeczy nie mamy wpływu, ale jak już mamy, to kreujmy świat, układajmy go po swojemu. Zainwestujmy tę energię w rzeczy, które są konstruktywne, aby coś z tego zostało.
- Taki projekt nie jest skomplikowany, może go zrobić każdy?
- Może zrobić to każdy, jest to bardzo proste. Powiem więcej. Jeśli ktoś będzie miał z tym problem, chętnie pomogę. Sama chciałabym w tej kwestii jeszcze więcej wiedzieć, aby powiedzieć ludziom, którzy chcą coś zmienić, ale też tym komentującym, wylewającym jad w internecie: "Słuchaj, wystarczy tu napisać i oni mogą ci dać pieniądze na to, aby to się zmieniło", aby tę energię ukierunkować gdzieś indziej. Ja robię tak od lat. Mówią mi: "Słuchaj, może coś powinno się zmienić w Oławie albo coś powstać?". Moja odpowiedź brzmi zawsze tak samo. Róbmy to, zabierajmy się do działania, zobaczmy, co nam trzeba, aby to coś powstało. Niemal wszystko jest na wyciągnięcie ręki, tylko trzeba wiedzieć, skąd czerpać.
- Czy takie malutkie działanie może przerodzić się w coś większego?
- W rękach Urzędu Miejskiego jest tworzenie przestrzeni do podobnych działań, do współpracy. Partnerstwo między lokalnym biznesem a miastem jest możliwe, jest potrzebne. Oławscy przedsiębiorcy to są ludzie z bardzo dobrą energią, z fajnymi pomysłami, którzy chętnie zaangażują się w rozwój miasta - nie mam tu na myśli tylko kwestii ekonomicznych. Dialog społeczny, nawiązanie współpracy z mieszkańcami jest konieczne, ale też naszym obowiązkiem jest dbać o to miasto, o to, żeby tu się nam dobrze żyło. Jeśli jest taka możliwość, to dlaczego z tego nie korzystać?
- Jedyny koszt, jaki poniesiecie, to czas?
- Inaczej to określę. Nie koszt. Zużyjemy jakiś zasób po to, aby osiągnąć inny. Zmienić świat wokół nas. - Bo Oława jest dobrym miejscem do życia? - Dla mnie jest najlepszym miejscem do życia.
*
W głowie Alicji rodzą się kolejne pomysły. Wymiana ubrań, sprzątanie odrzańskich wałów, projektów co nie miara, a my będziemy obserwować jak jedno z podwórek przy oławskim Rynku zmieni się nie do poznania.
Mieszkańcy kamienic znajdujących się przy oławskim Rynku wykazali inicjatywę, poświęcili trochę swojego czasu i zbierają tego owoce. Udało im się uzyskać grant w ramach programu "Zielona ławeczka". Fundacja Banku Ochrony Środowiska rokrocznie organizuje konkurs dla miast powyżej 10 tys. mieszkańców. Zainteresowani mają przedstawić swój pomysł na zmianę najbliższego podwórka czy zaniedbanej okolicy w przestrzeń, która ożywi to miejsce i stanie się zakątkiem dla odpoczynku i relaksu. Wśród siedemnastu najlepszych projektów w Polsce znalazł się pomysł oławian "Kraina Czarów Alicji". Zmieni ona skwer przy Rynku w miejsce, na którym stanie zielona ławeczka, owady i ptaki znajdą swój azyl, będzie też kwiatowa łąka
Tekst i fot.: Grzegorz Kacała [email protected]
Napisz komentarz
Komentarze