Niwnik. Nie mają gdzie mieszkać
- Byłam akurat w ogródku - wspomina Kułakowska. - Nagle usłyszałam huk i obejrzałam się. To, co zobaczyłam, przeraziło mnie. Od domu odpadła ściana szczytowa.
Tak było 20 września. Kobietę dotknęło kolejne z serii nieszczęść, utrzymującej się od kilku lat. W 2008 zginął w wypadku jej syn. Rok potem umarł mąż. Kułakowska została sama z siedmiorgiem dzieci na utrzymaniu. Żyje z renty po mężu, świadczenia rodzinnego na dzieci, zasiłku w wysokości 180 zł, który opieka społeczna wypłaca od października. Przed dwoma miesiącami najstarszy syn poszedł do pracy. Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej dostarczył im niedawno opał, zapowiada wypłacenie wyprawki świątecznej. Wielodzietna rodzina mieszka w starym, poniemieckim domu, przy wjeździe do Niwnika od strony Godzinowic. Od dłuższego czasu na ich posesji gromadziła się woda. Budynek gospodarczy, przylegający do domu, przegnił. Zawalił się w 2009. Po odpadnięciu ściany pozostawanie w domu jest niebezpieczne. Co będzie, jeśli pogoda się załamie? Zerwie się gwałtowny wiatr, a nadwątlona konstrukcja budynku tego nie wytrzyma? Te myśli niejednej nocy spędzały sen z powiek matce siedmiorga dzieci.
Wójt wizytuje
Po zawaleniu się ściany odwiedził ich wójt Jan Kownacki. Obejrzał posesję i orzekł, że w odległości pół metra od domu trzeba wylać fundament, odbudować ścianę, wzmocnić więźbę dachową i połączyć z resztą budynku. Zapowiedział pomoc finansową w odbudowie. Znajomy inżynier jednak odradził realizację pomysłu wójta. Argumentował, że kopanie przy fundamentach mogłoby spowodować zawalenie się całego domu, a poza tym, jak tu łączyć ścianę z dachem, kiedy ten przesunął się o 60 cm w bok? Dobrzy ludzie podsunęli Genowefie inną myśl. Budowę nowego domu na fundamentach zabudowania gospodarczego. W środku miały się znaleźć kuchnia, łazienka i mały salonik, a na górze trzy pokoiki. Pozyskali od sponsorów materiały budowlane i rozpoczęli prace. Dobrzy ludzie zapomnieli o jednym szczególe. Załatwieniu formalności, niezbędnych przy każdej budowie. 27 października przyjechały pracownice Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego i stwierdziły samowolę. Genowefa musiała wstrzymać budowę. Po tym zdarzeniu zwróciła się pisemnie do Urzędu Gminy z prośbą o udzielenie jej rodzinie lokalu zastępczego. Otrzymała negatywną odpowiedź. - Przygotowanie takiego lokalu wiązałoby się z dużymi nakładami finansowymi, dlatego rodzina otrzyma do dyspozycji połączone dwa kontenery mieszkalne - napisał Kownacki.
- Nagle usłyszałam huk i obejrzałam się - wspomina Genowefa Kułakowska z Niwnika. - To, co zobaczyłam, przeraziło mnie. Od domu odpadła ściana szczytowa.
Radny interweniuje
O sprawie zrobiło się głośno. Radny Bogumił Łagodziński pytał na sesji Rady Gminy, 10 listopada, o przyszłość tej rodziny. Wójt podtrzymał stanowisko, że gmina nie dysponuje lokalem zastępczym. To samo powiedział nam: - Gdybym miał takie mieszkanie, nie podstawiałbym im kontenerów. To niemało kosztuje gminę. 3000 zł samo ustawienie, a użytkowanie - 2000 zł miesięcznie. Zwróciliśmy uwagę, że jest to rozwiązanie tymczasowe i zapytaliśmy o docelowe. - O przyznaniu mieszkania zastępczego decyduje komisja socjalna, a od 2007 mamy kilkadziesiąt rodzin, które czekają na taki lokal - odpowiedział Kownacki.
Tymczasem, jak się dowiedzieliśmy, możliwe byłoby oddanie do dyspozycji lokalu zastępczego w Niemilu, ale dopiero po gruntownym remoncie. Konieczne byłoby wstawienie okien, wzmocnienie instalacji elektrycznej, malowanie. Ponadto w budynku nie działa centralne ogrzewanie, a lokal ten to zaledwie jeden pokój z małą kuchenką i łazienką. Być może więc gmina wolała płacić za ogrzewanie kontenerów niż przystąpić do remontu mieszkania w Niemilu? Inna sprawa, że projektuje się tam przebudowę piętra. Ale mają to być prace wykonane systemowo, a nie w sposób pospieszny i awaryjny, dla zaradzenia pojedynczemu przypadkowi.
Inspektor nadzoruje
Czy z tej sytuacji jest jakieś wyjście? W Powiatowym Inspektoracie Nadzoru Budowlanego poinformowano nas, że legalizacja budowy nowego domu byłaby możliwa po wniesieniu opłaty w wysokości 50 tys. zł. Pułap nieosiągalny dla bezrobotnej wdowy, samotnie wychowującej siedmioro dzieci. Ale urzędnicy nie zamierzają odstąpić od tego wymogu. Co więcej, Kułakowską wezwano do rozbiórki rozpoczętej budowy. Jeżeli tego nie zrobi, grozi jej finansowa kara, liczona także w dziesiątkach tysięcy złotych. Co teraz? Wdowa mówi, że nie wyobraża sobie mieszkania z dorastającymi dziećmi w kontenerze o powierzchni 30 metrów kwadratowych, ale przeprowadzi się tam z obawy o życie swoje i dzieci. Oczekuje jednak od władz gminy zapewnienia jej rodzinie godnych warunków i przyznania lokalu zastępczego. Jak na razie, nic nie zapowiada, aby jej żądanie miało być spełnione.
Tekst i fot.: Xawery Piśniak
Napisz komentarz
Komentarze