Oława. Z kart historii
Poszukiwania
Nie wiemy, gdzie spadły w Oławie polskie bomby. Odpowiedzi trzeba szukać w niemieckich archiwach. Nikt z Polski nie odnalazł (tajnego?) niemieckiego meldunku o tym wydarzeniu, a taki raport na pewno gdzieś się zachował. A może było inaczej? Może w wyniku pomyłki nawigacyjnej zbombardowano jakieś inne miasto, np. pobliski Brzeg? Na razie brak niemieckich materialnych dowodów w sprawie. Pytani o nalot dawni oławianie niewiele pamiętają. Ich relacje są bardzo ogólne. Pewne jest natomiast bohaterstwo lotników i ofiara, jaką ponieśli w pierwszych dniach września.
Popularne portale internetowe stale zamieszczają dziesiątki „nowych” zdjęć, wykonywanych przez niemieckich żołnierzy utrwalających swoje „przygody” na froncie. W 1939 roku bardzo wielu niemieckich żołnierzy miało w plecaku aparat, popularną „Leicę”, i utrwalało na kliszy fragmenty wojny. Dzisiaj wnukowie niemieckich weteranów masowo wyprzedają pamiątki po dziadkach. Cena zdjęć nie jest zbyt wygórowana - najczęściej 1 euro. W przypadku szczególnie ważnych i niezwykłych fotografii - ceny są znacznie wyższe. Dzięki tym zdjęciom zdobywamy wiadomości ważne i niezwykłe, bo naszych polskich fotografii z tego okresu prawie nie ma i już nie będzie. W tym roku pojawiły się kolejne zdjęcia przedstawiające rozbitego „Karasia”, na którym nad Oławą latał plutonowy Wacław Buczyłko. Kilka udało się zakupić, dlatego przypominamy wydarzenie i przede wszystkim - postać tego pilota.
Sobota 2 września 1939
21. eskadra bombowa przeniosła się na czas wojny z Krakowa na lotnisko Wsola (Piastów), 10 km od Radomia. Lot nad Oławą wspominał jeden z lotników eskadry, strzelec samolotowy kpr. Teofil Gara: - Około godziny 3:00 w nocy poderwano ze snu ppor. obs. Bramę, kpr. pil. Obiorka i mnie. Po dłuższej odprawie udaliśmy się do samolotu. Było ciemno i cicho, lekka przyziemna mgła otulała całe lotnisko. Do kadłuba samolotu - pomiędzy goleniami - przylegało 8 bomb o łącznym tonażu 400 kilogramów. Karabiny maszynowe - pilota typu PWU wz. 33 kaliber 7,9 milimetrów, o szybkostrzelności do 360 strzałów na minutę, jeden z gondoli obserwatora pod kadłubem, drugi na ruchomej podstawie hydraulicznej w ogonie, obsługiwany przez strzelca - załadowane były amunicją. Po naradzie dowódca udzielił pilotowi wskazówek i około godziny 4:00 wykołowaliśmy na start. Pilot przyjął kierunek południowo-zachodni, gwarantujący najdłuższy rozbieg. Ruszyliśmy na pełnych obrotach. Niestety, po około 150 metrach samolot zaczął zbaczać w lewo i zszedł z najdłuższego rozbiegu lotniska. Podskoczył na skraju koniczyny i dalej wpadł na miękka rolę. Prawa goleń załamała się, a następnie uszkodzeniu uległa lewa. Na kikutach goleni sunęliśmy po ziemi około 100 metrów. Załodze nic się nie stało. Samochodem wróciliśmy na lotnisko do innego samolotu, który, także przygotowany do lotu, oczekiwał na starcie.
Napisz komentarz
Komentarze