Pożegnanie z Prezydentem
Na miejscu byliśmy o 4.40, w przeddzień uroczystego pożegnania ofiar na placu Piłsudskiego. Przed nami roztaczał się widok dobrze znany z telewizyjnych transmisji. Przed bramą wjazdową do Pałacu setki zniczy, dywan z kwiatów na dziedzińcu ciągnął się aż do wejścia, na telebimach nieprzerwany strumień ludzi, oddających hołd prezydenckiej parze. Do świtu brakowało jeszcze godzinę, ale tłum ludzi był gęsty, sięgał aż do placu Zamkowego i zawracał ogonem kolejki pod Pałac.
- Staliśmy 17 godzin - górnicy z okręgu miedziowego ze zwiniętym sztandarem wracali już do autokaru.
- Mamy bardzo dobry czas - uspokajał organizator wyjazdu Andrzej Dudek. - O tej porze nie ma dużego ruchu, na pewno nie będziemy stać tak długo.
Magdalena Dudek rozłożyła siedzonko wędkarskie dla sześcioletniej córeczki Ani.
Zasługa strzelców
Do taśmy oddzielającej nas od ulicy podeszła młoda kobieta w mundurze. Dyrektor Agata Skierska zameldowała jej przybycie dwunastu strzelców z Jelcza-Laskowic i gotowość do pełnienia służby. Zamiast dyspozycji usłyszeli pytanie: - Kawy, herbaty, czekolady? Może chociaż bagaże złożycie przy baszcie…
Kwadrans potem strzelcy odmaszerowali na pełnienie służby, a pani Skierska odebrała informację, że w zamian za poświęcenie młodzieży pozostali uczestnicy wyjazdu będą mogli szybciej wejść do Pałacu. Staliśmy pod Kolumną Zygmunta, gdy na komendę płk. Mieczysława Strusia zdecydowanym krokiem zawróciliśmy w stronę Pałacu. Po chwili młody strzelec wprowadził nas na dziedziniec. Przed wejściem dwaj żołnierze, wyprężeni jak struny, trzymali wartę honorową. Pracownica kancelarii zdążyła jeszcze powiedzieć, że w środku obowiązuje zakaz robienia zdjęć.
Jak na zwolnionej klatce
Hol na parterze wypełniały portrety zmarłych osób z prezydenckiej ochrony. W pierwszej sali dziesięć trumien, m.in. wrocławianina Władysława Stasiaka i prezydenckiego kapelana ks. Romana Indrzejczyka. Potem przestronna klatka schodowa, na ścianach portrety królów saskich i zaraz ta sala, na którą w ostatnim tygodniu zwrócone były oczy i serca Polaków.
*
Nie mieliśmy dużo czasu. Tylko tyle, aby przyklęknąć przed trumnami Lecha i Marii Kaczyńskich. Za nami czekali następni. Po kilkanaście godzin.
*
A jednak przez tę krótką chwilę wszystko przesuwało się przed moimi oczami, jak na zwolnionej klatce filmu. Między trumnami duży wieniec od prezydenta Litwy, na podłodze ktoś położył narodową flagę z napisem „Żegnamy Prezydenta”, po drugiej stronie dziecięce obrazki z uśmiechniętą parą prezydencką, pośrodku - na sznurze oddzielającym trumny od strumienia żałobników czyjeś ręce przewiązały trzy różańce. Poruszające znaki tkliwości, żalu jak po utracie najbliższych osób, i nieprzerwany pochód ludzi, milczących w obliczu śmierci.
Kanapki dla brata
O kilka metrów przed nami hołd Prezydentowi oddał Krzysztof Skowroński. Po wyjściu z Pałacu były dyrektor radiowej „Trójki” wyjął dyktafon.
- Ile pan stał? - zwrócił się do mężczyzny, przechodzącego obok.
- 16 godzin.
- To tyle, co ja.
- Wiem, widziałem pana.
- I co, nie żałuje pan tylu godzin stania?
Jelczanie są zaskoczeni tym, co tak nagle na nich spadło. Wzruszony Zbigniew Raczkowski udziela wywiadu radiowej dziennikarce. Inni cieszą się, że zyskali tyle czasu na zwiedzenie stolicy. Odprężeni, wyjmują kanapki i termosy.
Koło nas przystaje dwójka młodych ludzi. Rodzeństwo Uklańskich z Warszawy. Jurek jest pracownikiem prezydenckiej kancelarii. Jego siostra Agnieszka odprowadza go do pracy: - Brat ma teraz pełne ręce roboty. W kancelarii spędza całe dnie. To on załatwił telebimy - Aga wskazuje dłonią ekran z obrazem z Sali Kolumnowej. - Wpadł na pomysł, aby w kaplicy prezydenckiej trwała nieustająca modlitwa. Skontaktował się z warszawskimi wspólnotami, ustalił grafik… W kaplicy nie cichną śpiewy i modlitwy.
Aga trzyma w ręce reklamówkę z kanapkami dla brata. Na co dzień prowadzi firmę geodezyjną, ale teraz zajmują ją zgoła inne sprawy.
- Muszę lecieć, bo tylko rano można kupić takie maślane bułeczki z mięciutkim nadzieniem - mówi na odchodne.
W sztabach wrze
Z uczestnikami wyjazdu wita się wiceburmistrz Tomasz Kołodziej. Przyjechał do Warszawy dwa dni wcześniej. Podchodzi do każdego, sięga do niebieskiej reklamówki, rozdaje znicze. Ruszamy w stronę placu Piłsudskiego, zapalić świeczki Marszałkowi.
- O, tu mieszkałem, kiedy miałem praktykę w Ministerstwie Kultury - Kołodziej nie przestaje opowiadać. - Wczoraj byłem u kolegów w Sejmie. Praca w sztabach wyborczych wre. Młodzi sztabowcy kserują dokumenty, biegają od pokoju do pokoju, wszystko kipi. Choć z drugiej strony żaden przyzwoity polityk nie powinien teraz robić kampanii wyborczej…
- Albo jej wcale nie będzie, albo wybuchnie z wyjątkową brutalnością - zauważa któryś z uczestników wyjazdu.
- Tego się obawiam - potwierdza Kołodziej.
Zdjęcie z pawiem
Krzysiu Dudek jest zmęczony. Noc w autobusie. Od 4.20 na nogach, a teraz ten narodowy maraton. Kiedy dorośli z nabożeństwem na twarzach podchodzą do kolejnych stacji - papieski krzyż na placu Piłsudskiego, serca Chopina i Reymonta w kościele Świętego Krzyża, warta przed Grobem Nieznanego Żołnierza - chłopak robi naburmuszoną minę: - Mamo, ja przecież mam za tydzień wycieczkę do Warszawy. Po co mam jechać, jak już wszystko widziałem? Ożywia się dopiero wtedy, kiedy wraz z siostrzyczką zbiegają ścieżkami Łazienek w dół. Przy „Pałacu na wodzie” przechadzają się pawie. Krzysiu podbiega do jednego. Na wyciągniętej dłoni podaje mu bułkę. Chwilę potem paw prezentuje swój wspaniały ogon. Krzyś jest szczęśliwy. Błyskają flesze aparatu mamy.
Więcej niż telewizyjne show
Po odpoczynku w Łazienkach jelczanie jadą na Żoliborz. Do grobu tego, który w noc stanu wojennego podtrzymywał Polaków na duchu. Beatyfikację ks. Jerzego Popiełuszki zapowiedziano na czerwiec. Kiedy pochylają się przed jego grobem, w pamięci brzmią słowa św. Pawła: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj”.
W piątkowe popołudnie 16 kwietnia autobus z 42 mieszkańcami powiatu oławskiego wyjechał z Warszawy. Do domu wracała dwunastka strzelców, dumnych z aktywnego udziału w pożegnaniu prezydenta Kaczyńskiego. Wzruszony Mirosław Piszczek, który wziął ze sobą flagę z herbem Jelcza-Laskowic. Mieczysław Struś, który w mundurze pułkownika Wojska Polskiego pełnił wartę honorową przy trumnie ostatniego prezydenta RP na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego.
Nie zapomną rozmów, obrazów i atmosfery. Porzucili rozpisane im role widzów telewizyjnego spektaklu. Byli razem. Tam, gdzie w połowie kwietnia 2010 biło serce Polski.
Tekst i fot.: Xawery Piśniak
Napisz komentarz
Komentarze