Tak jak jego koledzy, jeszcze długo będzie odczuwał skutki aresztowania i wyroku. Wcześniej całymi godzinami widział na sobie wzrok śledczych, teraz będzie spotykał wzrok ludzi, którzy mają przyjąć go do pracy, a przypominają ciągle: „Pan był skazany”. Wreszcie w styczniu 1953 zdobył posadę w Jelczańskich Zakładach Samochodowych. Zaczynał w dziale kontroli, jako brakarz. W JZS zaczęło pracę także siedmiu jego kolegów z „Jednostki”. Przez 39 lat pracy na różnych stanowiskach w JZS Sławik wciąż miał nieoficjalnych „opiekunów”, którzy z daleka bacznie go obserwowali. Poza tym wszyscy członkowie „Jednostki Sokołów” odbyli służbę wojskową w ramach batalionu karnego. Pracowali w kopalni węgla - na powierzchni i pod ziemią.
Choć lata biegły, pamięć ludzka okazała się niezawodna. I w latach 70. Sławik nie mógł nawet zacząć upragnionych studiów.
- A okazja była niesamowita! - tłumaczy. JZS były również zakładem badawczym. Inwestowały w inżynierów. Załatwiały wstęp na studia i dojazd na Politechnikę. Udzielały urlopów na czas egzaminów. - Po trzech latach dostałbym tytuł inżyniera! - podkreśla. Wtedy bez wahania zaproponował swoją kandydaturę. A na to wydziałowy sekretarz partii: - Panie Sławik, daj sobie z tym spokój. Po co mają być jeszcze kłopoty? Zrezygnuj pan.
Sławik nie zaczął studiów, ale dopracował w JZS do emerytury.
Nic mi nie mogli zrobić
Unieważnienia wyroku członkowie „Jednostki Sokołów” doczekali się prawie po czterdziestu latach od owego „procesu”. Sławik pokazuje mi pismo z Sądu Wojskowego we Wrocławiu. W 1991 roku prokurator uznał, że Ryszard Sławik działał na rzecz niepodległego państwa polskiego. Od tego czasu historię „Jednostki Sokołów” opisało kilku dziennikarzy. Ryszard Sławik dokładnie czyta wszystkie relacje. Jest przy tym krytyczny. Wzbrania się przed tworzeniem legendy z dziejów organizacji.
- Gdzie indziej ubecy zgniatali paluchy. Cisnęli jądra. Kazali siadać wycieńczonym ludziom na kiju. Cuda robili - wymienia. - To ja mam robić bohatera z siebie?! Ja byłem zdrowym psychicznie i fizycznie mężczyzną. Wiedziałem, czego mogę się od przesłuchujących spodziewać. Przecież oni nie mogli mi zrobić krzywdy - wzrusza ramionami. - Bo co oni mogli mi zrobić?
Aleksandra Solarewicz
Przygotowując tekst, korzystałam również z nagrania relacji, wykonanego przez dra Tomasza Gałwiaczka z wrocławskiego Oddziału IPN
Fot. arch. Ryszarda Sławika
Napisz komentarz
Komentarze