Arnold był doświadczonym czołgistą, dysponował dobrym i sprawdzonym sprzętem. W ciągu kilkudziesięciu minut walki zniszczył kolejno pięć sowieckich czołgów, które opuszczały ukrycia w siedleckim lesie. Po tej akcji, czołg por. Arnolda wycofał się w kierunku Sobociska i kontynuował walkę. Rosjanie szybko zlikwidowali tę lokalną ofensywę, odbili Winną Górę i Siedlce. Potem Niemcy już nie podejmowali ataków w kierunku Oławy. Relacje z walk ukazują wielki stopień zaangażowania obydwu stron i zmagania w trudnych warunkach ostrej zimy. Trzeba przyznać, że tempo sowieckiego natarcia i szybkość zajmowania kolejnych miejscowości były imponujące. Krwawe walki toczyły się nadal.
Ostatni Niemiec
Jednym z ostatnich żołnierzy niemieckich, który w czasie wojny pojawił się na terenie powiatu oławskiego, był pilot Luftwaffe. Pomimo oporu Rosjan, do końca obrony zaopatrywano oblężony Wrocław drogą powietrzną. W marcu przygotowano kolejną, większą dostawę zaopatrzenia. Szybowce desantowe miały dotrzeć na lotnisko polowe, położone na Polu Marsowym przy stadionie olimpijskim. Kolejny lot zaplanowano na noc z 7 na 8 kwietnia. Przygotowano i wyposażono łącznie 10 szybowców transportowych typu Gotha-242 i 7 DFS-230. Startowały z lotniska Alt-Lonnewitz, koło Torgau nad Łabą. Za sterami jednego z szybowców typu DFS-230 znalazł się doświadczony pilot, unteroffizier Rolf Singenstreu. To był jego 156. lot bojowy. Szybowiec był wypełniony zaopatrzeniem, głównie amunicją i wyposażeniem medycznym oraz dokumentami (poczta polowa, odznaczenia, awanse, itd.).
Zespoły transportowe startowały do Wrocławia o godzinie 20.00. Szybowce były holowane przez dwusilnikowe bombowce typu Dornier Do-17 i Heinkel He-111. Lot szybowcem był wyczerpujący, wprawdzie pilot holowany na grubej linie (rzadziej na sztywnym holu) nie musi prowadzić nawigacji, ale lot wymaga stałego napięcia, obserwacji przyrządów pokładowych, ciągłych reakcji sterami. Szybowiec DFS to lekka konstrukcja z drewna i rur stalowych pokrytych płótnem - kabina nieogrzewana. Nocny lot w takich warunkach wymagał dużego doświadczenia i wytrzymałości.
Pilot Rolf Singenstreu miał pecha pod koniec lotu. Po ponad 2 godz., o 22 15, w pobliżu płonącego Wrocławia, został przedwcześnie wyczepiony przez maszynę holującą. Możliwe, że przyczyną było również zerwanie liny holującej.
Holujący Heinkel He-111 szybko zniknął, a pilot i jego szybowiec pozostali w ciemnościach i mroźnej ciszy - samotnie nad terytorium wroga.
Czasu na reakcję nie było zbyt wiele, obciążona maszyna traciła wysokość, lotnik wypatrzył linię Odry i widoczne jaśniejsze pole pod lasem. Sprawnie, bez problemu wylądował i szybko opuścił swój szybowiec. Zorientował się, że jest daleko za liniami wroga, na polu pod Siedlcami. Wokół panował spokój, niemiecki lotnik zabrał mapę, kilka konserw i ruszył na zachód w kierunku Wrocławia. Pomimo rozkazów, w obawie przed Rosjanami, nie zniszczył szybowca - cały ładunek pozostał nietknięty. DFS 230 był wyposażony w race, umożliwiające szybkie zniszczenie (spalenie maszyny), ale łuna pożaru mogła zwrócić uwagę. Wkrótce dotarł do lasu pod Kotowicami. Wokół było wiele patroli rosyjskich, ale pilot w ciągu dnia starannie się się maskował, przekradał między rosyjskimi posterunkami tylko pod osłoną nocy. Po trzech dniach dotarł do brzegu Odry za Trestnem, udało mu się znaleźć łódź wiosłową i kolejnej nocy, 10 kwietnia, przepłynął Odrę. Wkrótce, już we Wrocławiu, dołączył do pozostałych pilotów ze swojej jednostki i po kilku dniach został ewakuowany z twierdzy. Pilotów zabrano 23 kwietnia do Świdnicy, na pokładzie samolotów Fi-156-Storch - do końca obrony Wrocławia utrzymywały komunikację lotniczą dla potrzeb „Festung Breslau”.
Napisz komentarz
Komentarze