Opowieść wigilijna
W mieszkaniu pana Włodzimierza wisi kilkanaście obrazów. Pogodne, wykonane jasnymi farbami, tematycznie związane z lasem. Pokazują stare dęby, łabądki na stawie, polanę usianą borowikami, pięknego siwka z bujnym ogonem, podkutego złotymi podkówkami.
Kiedy byli młodzi, lubili chodzić na grzyby. Znali wszystkie miejsca w okolicy. Na koźlaki wybierali się już w czerwcu. Po wylewie Anna nie podnosiła się z łóżka. Brakowało jej wspólnych wypraw. Kiedyś, gdy wrócił z lasu, poprosiła:
- Namaluj mi coś. Tak się zaczęło.
- Mój dziadek, leśniczy, mieszkał w podobnym domu - 70-latek z Zaodrza komentuje swoje obrazy. - Drewniany, pokryty strzechą, pomalowany na biało. A na podwórku była studnia na żuraw. Tak się na Wschodzie mieszkało. A to Syberia - sam błękit i biel... Po wojnie zostaliśmy pod Lwowem.
Z pracą było krucho. Gdy miałem 16 lat, zgłosiłem się do punktu rejestracyjnego i pojechałem z kolegami za koło polarne na zarobek. Najbardziej nas dziwiło, że tam słońce świeciło na okrągło. Nie wiedzieliśmy, kiedy jest dzień, a kiedy noc. Tego boćka spotykałem często, kiedy chodziłem na ryby nad Odrę. Zarzucałem wędkę, a on już czekał, aż coś złapię i go nakarmię. Tu właśnie rybak siedzi nad rzeką, pali ognisko i coś gotuje w kociołku. Tutaj zapada wieczór. Wschodzi księżyc, a kaczuszki płyną na swoje legowisko.
Pierwszym recenzentem jego prac była żona. Podpowiadała, co poprawić, jakich kolorów użyć, jakimi detalami wykończyć. Włodzimierz rozdał wiele swoich widoczków. Panu Guterchowi z ulicy Chrobrego, właścicielowi zakładu fryzjerskiego, profesorowi Zbigniewowi Wiktorowi z Wrocławia, znajomym z Wałbrzycha i z Warszawy. Byli i tacy koledzy, którzy bez pytania brali je ze ściany. - Ja im nie pozwalałem, a oni swoje. Co, miałem się z nimi bić? - śmieje się. Przed kilkoma dniami otrzymał kolejne zlecenie: wykonać motyw grecki do nowej pizzerii „Hades” na Chrobrego.
Elżbieta Gołąb z galerii „Oko” w Ośrodku Kultury nie widzi przeszkód do zorganizowania wystawy prac Włodzimierza: - U nas każdy ma szanse. Profesjonaliści i amatorzy. Najbliższy termin, który wchodziłby w grę, to wiosna: marzec albo kwiecień. Musiałabym tylko zobaczyć chociaż jedną jego pracę.
Ale samouk z Zaodrza nie chce rozgłosu. Na rozmowę o obrazach zgodził się niechętnie i pod warunkiem, że nie będziemy pokazywać jego twarzy, ani publikować nazwiska.
- Nie spodziewałem się, że ona tak szybko odejdzie - Włodzimierzowi podchodzą łzy do oczu, kiedy zaczyna opowiadać o śmierci żony.
- To było rankiem pierwszego lipca. Martwiłem się, bo dostała odleżyn. Chciałem ją podnieść z łóżka, posadzić na krześle. Ale siedziała tylko przez moment, zaraz powiedziała: - Muszę się położyć. Położyłem ją, ale widzę, że jest zmieniona. - Coś z tobą niewyraźnie, boli cię coś? - pytam, a ona mówi, że nie. Przyszła siostra i od razu kazała dzwonić po pogotowie. Kiedy przyjechali, żona westchnęła i już nie żyła.
*
Wigilię Włodzimierz spędzi z siostrą. W pierwszym dniu świąt wybierze się na cmentarz. - Pomnik już postawiłem - opowiada z dumą. - A potem, jak będzie dobra pogoda, pójdę do lasu. I może znowu coś namaluję.
Xawery Piśniak
Napisz komentarz
Komentarze