Miłoszyce. Pół roku mieszka przy drodze
- Co to za namiot? - pytam grupkę ludzi, stojących w bramie posesji przy ul. Nowej w Miłoszycach.
- Mój, mieszkam tu od marca - odpowiada mężczyzna z siwą brodą.
- Na poboczu ulicy, dlaczego?
- Bo wyrzucili mnie z domu i nie mam gdzie pójść, a w schronisku dla bezdomnych mieszkać nie będę. Jestem wolnym człowiekiem, nie pozwolę się zamknąć i żyć pod dyktando - wyjaśnia.
- Ale idzie zima, będą mrozy…
- Do tego czasu poleję się benzyną i podpalę - stwierdza bez wahania. - Już uprzedziłem sąsiadów!
- Cały czas tak mówi - dodają stojący obok.
Wyrzucono go z domu
Krzysztof jest samotny. Do niedawna mieszkał w domu rodziców. Parę miesięcy temu zmienił się właściciel budynku i kazał się wynieść. 42-latek nie miał wyjścia. Musiał się podporządkować, bo nie jest zameldowany tam, gdzie mieszkał. - Wyrzucili mnie jak psa, wszystkie moje rzeczy, ubrania - mówi. - To mój dom i mam prawo w nim mieszkać, a nie mogę nawet wejść na podwórko, powiesić ubrań na płocie. Raz po deszczu powiesiłem, bo zamokły, to zastałem kartkę: “Proszę o niewieszanie rzeczy na płocie!!! Następnym razem zostaną wrzucone do pojemnika na śmieci”. Potem była kolejna: “Do rana wszystkie rzeczy mają zniknąć, bo inaczej trafią do śmietnika, a Twój dowód osobisty oddam na policję. Część rzeczy jest w piwnicy pod gankiem”.
Krzysztof mieszka w namiocie, na poboczu drogi dojazdowej. Nie ma stałej pracy. Ima się różnych zajęć i utrzymuje się z tego, co dorywczo zarobi. Pomagają mu sąsiedzi. - Nieraz pani Zosia da mi talerz zupy, kubek wody i jakoś daję radę. Nikogo nie prosiłem o pomoc i nie mam zamiaru, bo honor mi na to nie pozwala.
Tak nie można
Rodzina bezdomnego jest skonfliktowana. Oprócz sąsiadów pomaga mu jedna z sióstr, Ewa, ale jak mówi, sama ma problemy mieszkaniowe i w każdej chwili może stracić dach nad głową. Krzysztof może też liczyć na Łukasza, pełnoletniego syna Ewy. - Pomagamy wujkowi w miarę możliwości, ale on nie chce być dla nikogo ciężarem, odmawia pomocy - mówi Łukasz. - Zawsze mieszkał w tym domu i ma takie prawo. To jest jego dom rodzinny. Nie można go tak po prostu pozbawić dachu nad głową.
Sytuacją Krzysztofa jest oburzony sołtys Miłoszyc Mieczysław Głuszko. - Nie można wyrzucić człowieka z domu, a jego rodzina tak właśnie zrobiła - stwierdza. - Jak się dowiedziałem, że mieszka w namiocie, zadzwoniłem na policję. Chciałem, aby mu pomogli i interweniowali. Okazało się, że nie ma zameldowania i nic nie można zrobić. To nie w porządku. To dobry, pracowity człowiek. Skończył szkołę marynarską, jest sternikiem, ma dobre papiery. Lubi wypić, ale to nie powód, by go tak zostawić - trzeba mu pomóc. Gdyby miał zajęcie, byliby z niego ludzie.
Nie chcę pomocy
Bezdomnego i jego sytuację zna miejscowa policja. Komendant komisariatu w Jelczu-Laskowicach Wojciech Jakubowski twierdzi, że policjanci interweniowali w jego sprawie kilka razy. - Możemy go pouczać, upominać i robimy to - mówi. - Ale nikogo wbrew jego woli nie możemy umieścić w schronisku dla bezdomnych. Nie mamy takiego prawa. Raz zawieźliśmy go do ośrodka pomocy społecznej, ale nie skorzystał z przysługującej mu pomocy. W tej sytuacji może pomóc chyba tylko rodzina...
Pracownik Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy potwierdza opinię policji - bezdomnemu nie można pomóc wbrew jego woli. Jest kilka sposobów pomocy, z których mógłby skorzystać, ale on sam musi tego chcieć. Tymczasem Krzysztof nigdzie nie szuka i nie chce pomocy.
Chce popełnić samobójstwo
- Niczego od nikogo nie potrzebuję - mówi. - Nie szukam pomocy i o nią nie proszę, bo jak już mówiłem, honor mi nie pozwala. Jestem zdrowy i dam sobie radę. Chcę tylko wrócić do domu. Nie pójdę do schroniska i nikt nie będzie mówił mi jak żyć. Jestem wolnym człowiekiem. Nie wiem jak długo to wytrzymam, najwyżej skończę ze sobą...
Tekst i fot.: Wioletta Kamińska
Napisz komentarz
Komentarze