- Wyścigi motocykli terenowych i quadów można podzielić na kilka kategorii - tłumaczy Jacek Węglarowicz z Oławy. - Supermoto rozgrywane na asfalcie, najbardziej widowiskowe, ale także najbardziej kontuzyjne akrobacje freestylowe, motocross z charakterystycznymi wyskokami w górę, szybkościowe enduro, rajdy przeprawowe i cross-country.
Impreza w Winowie to właśnie cross-country. Mogą brać udział motocykle terenowe i quady, ale jadą oddzielnie. Zawodnicy mają 1,5 godziny na pokonanie kilkukilometrowej pętli. Wygrywa ten, kto przejedzie w tym czasie najwięcej okrążeń.
Nasza drużyna
- Ten też jedzie na zawody, poznaję po naklejkach - mówi Jacek, kiedy nasz samochód mija zabudowany bus na wrocławskich numerach. My jedziemy z otwartą paką, na której widać wielkiego przeprawowego quada. Wygląda jak monstrualnej wielkości chrabąszcz. To Kawasaki Brutefore z silnikiem 700 cm, waży 300 kg. Gdzieś za nami jedzie ekipa z Jelcza-Laskowic - Piotr Kowalski (Yamaha Grizzly), Wojtek Bochaniewicz (Suzuki Kingquad) i Grzesiek Sabik (Honda Rincon). Wszyscy startują w tej samej kategorii quadów z napędem na cztery koła. Miały być jeszcze dwie osoby z Oławy, ale wycofały się w ostatniej chwili. W sumie jeździ w naszym powiecie na quadach kilka grup - razem około 20-30 osób. Nie są nigdzie zrzeszeni, a to, co ich łączy - poza hobby - to brak wyznaczonych miejsc do uprawiania tego sportu. Dziwne, bo po sukcesie Rafała Sonika, który w tym roku zdobył na swoim quadzie drugie miejsce w rajdzie Paryż-Dakar, jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać w Polsce tory treningowe - poza powiatem oławskim...
Winów
- Tu był kiedyś poligon. Mój znajomy, jak był w wojsku, to tędy czołgiem jeździł - pokazuje Jacek. - W zeszłym roku jechało się przez błoto i wodę.
Idę zobaczyć jak jest teraz. Nasza ekipa w tym czasie musi załatwić formalności - wypełnić karty zgłoszenia, zrobić badania lekarskie, ubezpieczyć się, pobrać chipy znamionowe i numery startowe. Wszędzie kolejki. Organizacja jest fatalna. Ta sama procedura czeka jeszcze 130 innych osób, które zgłosiły się do wyścigów. W tym czasie parking wypełnia się nowymi autami - dominują numery opolskie, jest sporo samochodów z Wrocławia i Jeleniej Góry. Robi się tłoczno. Organizator postarał się tylko o jedno stoisko gastronomiczne, wyposażone jak grill na działce. Obchodzę trasę wyścigu. Jest długa - dużo ponad kilometr. Ciągnie się przez łąkę, piaszczyste górki, las. Wszędzie muldy, sporo podjazdów i dwa miejsca, gdzie możną ugrzęznąć w błocie.
Start
- Zawsze na początku jadą motory - objaśnia Jacek, stojąc już w wyznaczonej pozycji na starcie. - Chodzi o to, że one są lekkie i tak bardzo nie zniszczą trasy. Potem puszczają quady. Na imprezach tego typu zdarza się, że ostatnie jadą auta terenowe, które doszczętnie rozjeżdżają tor, ale tu ich nie będzie.
Silniki quadów osiągają maksymalne obroty, Ryczą. Taśma w górę. Start. Pierwsza przeszkoda to stromy zjazd w dół, gdzie zawodnicy walczą o wypracowanie najlepszej pozycji. To jeden z najważniejszych momentów wyścigu. Nasi nie mieli szczęścia - wyprzedziły ich o połowę lżejsze quady sportowe z napędem na jedną oś, ale podobno tak jest zawsze. Wyglądały jak pająki z szeroko rozstawionymi chudymi nogami z kołami na końcach. One są klasyfikowane w innej kategorii niż maszyny przeprawowe.
Wyścig
- To wężyk od wody, którą miałem w plecaku - odpowiada Jacek zapytany o to, co trzyma w ustach.
- Ostatnio nie miałem nic do picia i połowę wyścigu myślałem tylko o wodzie. Teraz wziąłem picie do plecaka. Starczyło na całą trasę. Paliwa też nie zabrakło.
Po minięciu mety wszyscy narzekają na ból w dłoniach - to wynik podskakujących na muldach kierownic. Wygrywa Grzesiek Sabik, choć - jak mówi - nie było łatwo: - Gdyby nie zerwane koło przez faworyta, byłbym drugi. Do tego miałem najsłabszego quada - tylko 680 ccm - i musiałem nadrabiać umiejętnościami technicznymi. Bardziej niż inni pracowałem ciałem przy podjazdach i skrętach.
To jego drugi wyścig.
W ubiegłym roku zajął w Olszynie drugie miejsce - tam było łatwiej, więcej prostych i krótsza trasa. Drugie miejsce przypadło tym razem najmłodszemu z naszej drużyny, Piotrowi Kowalskiemu. Niemały w tym udział miał doping osobistych „hostess”, które przywiózł ze sobą do Winowa. Poza podium znaleźli się Wojtek Bochaniewicz (czwarte miejsce) i Jacek Węglarowicz (piąte). Nasza drużyna spisała się znakomicie. Niestety, nie prowadzono klasyfikacji drużynowej. Wygralibyśmy...
Kryspin Matusewicz
Napisz komentarz
Komentarze