Do Taszkientu pociągiem przez Moskwę
Jest koniec lat sześćdziesiątych, Janusz Kuliś z kolegami ze studiów jedzie na obóz w Tatry. To obecnie niezbyt popularny kierunek, ale swoich miłośników ma. Wszak Morskie Oko nie straszy bazarowym tłumem, a na Giewont wchodzi się bez kolejki.
Studenci nigdy wcześniej tego nie robili, ale chcą się powspinać.
- Pożyczycie nam sprzęt? - pytają napotkanych na miejscu ludzi.
- Jutro jedziemy do Zakopanego, więc możecie wziąć.
Mijają dwa tygodnie i Janusz ma już za sobą tyle wejść, że przy zapisach do Wrocławskiego Klubu Wysokogórskiego od razu awansuje na drugi stopień wtajemniczenia. Rok później znów jedzie w Tatry. Góry stają się jego drugim domem.
Jest początek kolejnego dziesięciolecia. Oddziały klubu wysokogórskiego prężnie funkcjonują już w całym kraju. Ich członkowie jeżdżą dużo - głównie w Tatry i na skałki. Tych bogatszych stać na Alpy. W końcu możliwe stają się też wyjazdy na Wschód, gównie w stronę afgańsko-pakistańskiego pasma Hindukuszu. A tam wznoszą się już siedmiotysięczne szczyty. Może nie działają na wyobraźnie tak jak ośmiotysięczniki, ale technicznie i wytrzymałościowo stanowią podobne wyzwanie. Wypraw w tamte strony organizuje się sporo. Trzeba zdobyć paszport i na tym problemy się kończą. Idzie się na dworzec, kupuje bilet z Wrocławia do Taszkientu przez Moskwę i prawie 5000 kilometrów załatwione. Kilka dni podróży z przesiadkami i jest się na granicy z Afganistanem.
Polski alpinizm rozwija się coraz szybciej. Problem w tym, że kwestie pierwszych wejść na ośmiotysięczniki załatwiono między 1953 a 1964 rokiem bez naszego udziału. Trzeba więc szukać innych wyzwań. Najbardziej kręci wspinanie samo w sobie, ale dokonanie czegoś, czego nie zrobił nikt wcześniej - to jest dopiero wyczyn.
Zdobyta góra, dziewiczy wierzchołek
Jest rok 1975, wrocławscy wspinacze szykują się do wyprawy na Rakaposhi (7788 m n.p.m.). To 27 pod względem wysokości góra świata, zdobyta już w 1958 roku przez Mike`a Banksa i Toma Pateya. Był z nimi jeszcze trzeci, ale poślizgnął się i zginął podczas zejścia. Polacy wiedzą, że jest trudna i niebezpieczna, ale chcą spróbować.
- Słuchajcie, Pakistańczycy otwierają doliny w okolicach K2, Broad Peaku i Gaszerbrumów, może spróbujemy tam? - pada na jednym ze spotkań we Wrocławiu.
To właściwie ten sam kierunek podróży, ale z możliwością ataku na ośmiotysięcznik. Kusi przede wszystkim Broad Peak (8051 m n.p.m.). Został co prawda zdobyty w 1957 przez Austriaków, ale jeszcze nikt nigdy nie stanął na Broad Peak Middle (8011 lub 8016 m n.p.m., zależnie od źródła), nieco niższym wierzchołku centralnym. Co więcej, nikt z Polaków nie zdobył jeszcze góry wznoszącej się na osiem kilometrów.
- Jedźmy tam! - decydują. Przygotowania wchodzą w zaawansowaną fazę.
Napisz komentarz
Komentarze