Człowiek z autografami na ciele
- To nie pierwszy raz kiedy organizujesz koncert w Oławie?
- Ten będzie piąty. Pomysł wziął się z pasji do muzyki, bo bardzo dużo jeżdżę na różne koncerty i poznaję zespoły. Te zespoły, które grały w Oławie do tej pory, to są moi znajomi, z którymi utrzymuję kontakt. Pierwszy koncert nie był charytatywny. Wspólnie z kolegą (Piotrem Stecem) z buciorami wleźliśmy do pani Ślipko do Centrum Sztuki i wymusiliśmy zorganizowanie koncertu...
- Jak to wymusiliście?
- Nie było łatwo, bo powiedziała, że nie może sobie tak każdy z ulicy wejść i powiedzieć "ja chcę koncert". Przekonaliśmy ją, że nie ma w Oławie takich zespołów z takiego nurtu muzycznego, jaki my byśmy chcieli zaprosić. Udało się! Z jej strony było zapewnienie sali i opłaty za występ, a my byliśmy odpowiedzialni od strony muzycznej.
- Kto wystąpił?
- Na pierwszy koncert zaprosiliśmy geniusza polskiej muzyki elektronicznej i klawiszowca zespołu The Cuts (ten zespół zaprosiliśmy rok później) i udało się, była super frekwencja i po tym zaczął się pomysł organizowania koncertów z nurtu muzycznego, który w Oławie nie gości często.
- Jakiego nurtu?
- Całe życie jestem fanem Depeche Mode i od lat śledzę zespoły, które grają w podobnym nurcie. Głównie polskie. Szukając zespołów grających czy to rockowo, czy elektronicznie, bo Costerkeller to będzie typowo koncert rockowy, chcieliśmy z Piotrem sobie umożliwić słuchanie właśnie takich zespołów w Oławie. On działa ze mną od początku i pomaga w organizowaniu tego wszystkiego od strony logistycznej i finansowej. To nasz wspólny pomysł. Musieliśmy tylko sprawić, żeby nam inni zaufali i udostępniali sale itd. Pierwsze koncerty charytatywne organizowaliśmy dla konkretnych osób, m.in. dla Magdy Cycak - wystąpił wtedy "The Cuts". To był ogromny sukces, przyszło około 250 osób, Później była akcja "Serduszko Nadii" koncert w Probusie - główna gwiazda to był zespół Red Strom, oprócz tego wystąpiły zespoły z Oławy, bo zawsze staramy się, aby na takich koncertach grał też ktoś od nas.
- Podobno potrafisz sprawić, że ktoś wraca na scenę, po wielu latach nieobecności...
- Tak było z facetem z zespołu Project Jauntix. Poznałem gościa przez Facebooka i on się wygadał, że jest z tego zespołu, który 25 lat temu grał w Opolu. Miał kiedyś sporą sławę. Jak to usłyszałem, mówię "minęło 20 lat, na co czekać, dawaj! Zacznij występować!". Powiedział, że w domu ma tylko keyboard i nie ma odpowiednich narzędzi, aby tworzyć. Powiedziałem - "to szukaj, masz trzy miesiące. Pasuje?". No i zgodził się, po 25 latach nieobecności na scenie powrócił i zagrał w Oławie. Od tamtej pory komponuje, gra, oprócz tego, że pracuje zawodowo. Jesteśmy kumplami, odwiedzamy się. Wrócił do muzyki,
- Zespoły, o których mówisz, są niszowe, na tych koncertach nie ma tłumów, ale... teraz ściągnąłeś taki, który ma rzeszę fanów i w pewnym kręgu jest legendą. Jak ci się udało?
- Nie wiem, jak to zrobiłem. Poznałem osobiście Anję Ortodox na koncercie dwa lata temu. Stała się wtedy rzecz dziwna, chociaż... dla mnie nie była dziwna. Zbieram autografy gwiazd, ale... na swoim ciele i później je tatuuje. Mam sześć takich podpisów. To są polskie zespoły i głównie moje ulubione. I właśnie ten ostatni tatuaż był od Anji Ortodox. Tatuuję artystów, których cenię, ale którzy nie są koniecznie znani, grają koncerty na 300-500 osób. Anja była zdziwiona, nie dowierzała, że ma się podpisać, a ja to wytatuuje, ale podpisała się, siedzieliśmy po tym długo i rozmawialiśmy, ale jak to w rock and rollu ona takich sytuacji ma pełno codziennie po każdym koncercie. Spotkaliśmy się rok temu w Bolkowie na festiwalu i nie pamiętała tej rozmowy, dopiero jak pokazałem, że rzeczywiście zrobiłem ten tatuaż, to przypomniała sobie i zrobiła ze mną zdjęcie. Nie mogła uwierzyć, że to wytatuowałem. Byłem na tyle zafascynowany i tak zagłębiłem się w muzykę Closterkeller, że postanowiłem, że kolejny zespół jaki będzie w Oławie, to właśnie będzie to - największa gwiazda rocka gotyckiego w Polsce od prawie 30 lat.
- Szczegóły ustalał pan osobiście z Anją?
Napisz komentarz
Komentarze