- To dlaczego miałoby się nie udać tutaj?
- Trochę zmarnowaliśmy swoją szansę. I w przyszłości tego nie nadrobimy. Oczywiście można marzyć, bo potencjał mamy gigantyczny. Mamy ludzi, którzy nie trzymają się sztywnych ram, są w stanie spojrzeć trochę z innej strony. Mamy świetnych designerów, ale oni produkują dla Audi, BMW, Jaguara czy innych firm. Otwarcie dziś nowej fabryki samochodów jest kompletnie nierealne. Są to niewyobrażalnie duże pieniądze. Stworzenie płyty podłogowej przez Volkswagena kosztuje dziś miliardy euro. Oczywiście to się potem rozkłada na Seata, Skodę i wiele innych aut. Pamiętam jak byliśmy we Włoszech na pierwszej prezentacji Fiata 500c. Przygotowanie Fiata 500c na bazie Fiata 500 - bo to nie było konstruowanie od nowa - kosztowało 68 milionów euro. A co tam się zmieniło? Pojawiła się dziura w dachu i tyle. I wyobraźmy sobie, że chcielibyśmy zrobić polski samochód na skalę światową. Nie ma szans.
- Kiedy po raz pierwszy usłyszałeś o zlocie pojazdów zabytkowych w Oławie?
- Gdy Tomek (Tomasz Jurczak, pomysłodawca i organizator imprezy - przyp. red) mnie zaprosił. Pamiętam, jak mówił, że będzie trochę samochodów, że impreza się rozwija i fajnie, jakbym ją zobaczył. Byłem jednak przekonany, że to będzie taki zlot, jak większość tego typu imprez. Czyli kilkadziesiąt powystawianych samochodów i tyle. Przyjechałem i... szczęka mi opadła. Mówię to bez żadnego słodzenia. Dla mnie to jest perfekcyjny event. Gdy byłem w Oławie pierwszy raz, przyjechało około 600 samochodów. To było niesamowite, spodziewałem się kompletnie czegoś innego! Z drugiej strony organizatorom należy się wielki szacunek za jeszcze jedną rzecz - za zrobienie atmosfery. Piknikowej atmosfery, która jest genialna! Nie jest ważne, kto czym przyjeżdża. Czy ma rolls royce`a czy syrenkę. Wszyscy siedzą razem, są zafascynowani i świetnie się bawią. Czuć tę pasję i wspólny mianownik, który łączy ludzi. Ubolewam tylko nad jednym. Nigdy nie jestem w stanie obejść całości. Nie widzę wszystkich samochodów, nie mogę z każdym pogadać, mimo że bardzo bym chciał. Jest tego po prostu za dużo.
- A jeszcze trzeba wybrać auta, które będą wyróżnione jako te "naj"!
- To jest chore, nienawidzę tego robić. Zawsze staram się Tomkowi mówić, że wybieramy samochody, które warto pokazać, a nie mówimy o tym, że są najpiękniejsze, najcudowniejsze czy najwspanialsze. Mamy tam taki przeróżny przekrój pojazdów w różny stanie technicznym, że dla każdego z właścicieli ten samochód jest wszystkim. Czymś, co kocha, szanuje, uwielbia i chce pokazać.
- Członkiem rodziny.
- Tak. I to jest super! Wolę pokazywać samochody, na które warto zwrócić uwagę. Nie chcę mówić, który jest piękniejszy.
- Są podobne imprezy w Polsce?
- Nie w takiej skali. Zdarzają się zloty, na których jest 100 samochodów. Są takie, na których jest 200. Nigdy nie spotkałem jednak wydarzenia w takiej skali i w takim klimacie jak u was.
- Dlaczego akurat w tutaj się udało?
- Być może dlatego, że to właśnie Oława, a nie Wrocław, Warszawa czy Poznań. W wielkim mieście pewnie trudniej byłoby stworzyć taki klimat. A w Oławie znaleźli się fajni ludzie, którzy wymyślili świetną ideę i ją cudownie zrealizowali.
- Rozumiem, że zlot jest już stałą datą w kalendarzu Patryka Mikiciuka?
- Staram się tam pojawiać, bo naprawdę lubię tę imprezę. Spotykam wielu ludzi, którzy chcą pogadać, jednocześnie ja sam chcę zobaczyć jak najwięcej. Co roku toczę więc wyścig z czasem, żeby jak najintensywniej skorzystać ze zlotu. Niestety, nie zawsze się udaje. (śmiech)
- Czego się spodziewasz po tegorocznej edycji?
- Jeżeli bijemy kolejny rekord samochodów, to już się wkurzam, bo znowu nie będę mógł wszystkich zobaczyć. Spodziewam się tego, co zawsze - czyli klimatu, który nie do podrobienia.
Kilka dni temu informowaliśmy, że w tym roku nie będzie Międzynarodwego Zlotu Pojazdów Zabytkowych.
Napisz komentarz
Komentarze