Zdaniem Jolanty Krysowatej sąd nie wykazał, że jej zeznania są niezbędne dla dobra wymiaru sprawiedliwości, a jednocześnie tej okoliczności, na którą miałaby zeznawać, nie da się inaczej ustalić. Zgodnie z prawem muszą zaistnieć wyjątkowe powody, dla których taka tajemnica może być zniesiona, a tutaj - zdaniem byłej dziennikarki - nie zaszły takie okoliczności.
- Dowiedziałam się o tzw. zbrodni miłoszyckiej po jej dokonaniu, nie mogę więc donieść o jej zamiarze czy przygotowywaniu - pisała w zażaleniu decyzji o zwolnieniu jej z obowiązku zachowania tajemnicy dziennikarskiej. - Obowiązek denuncjacji nie dotyczy zdarzeń przeszłych. Z tych samych powodów nie mogę również ponosić odpowiedzialności za niedoniesienie o dokonaniu tego przestępstwa, ponieważ wiedzę, że zostało dokonane, powzięłam po jego dokonaniu.
Krysowata tłumaczy, że tzw. śledztwo dziennikarskie w sprawie śmierci Małgosi K. prowadziła zaledwie kilka dni i w tym czasie zdobyła te same informacje, które były dostępne dla organów ścigania i które to informacje znajdują się w aktach sprawy. Posługiwała się przy tym o wiele skromniejszymi narzędziami (takimi jak tajemnica dziennikarska właśnie, bluff i kojarzenie faktów) niż organy ścigania. Pozostałe kilka lat spędziła na „śledztwie w sprawie śledztwa”, czyli niedopuszczaniu do umorzenia śledztwa (kilkukrotnego).
- Dla mnie sprawa miłoszycka zakończyła się na pierwszym wyroku - mówi. - Zakładałam, dziś wiem, że naiwnie, że mając jednego winnego, osadzonego, zostaną zastosowane takie metody operacyjne, które pomogą wskazać pozostałych. Nigdy więcej nie zajmowałam się tą sprawą. Nie czytam nawet przekazów medialnych (oprócz zdjęć i tytułów, bo tych nie da się uniknąć). Moje życie dziennikarskie było w kolejnych latach tak intensywne, że fakty z przeszłości zostały przykryte przez sprawy bieżące. Moje obecne życie zawodowe jest jeszcze bardziej absorbujące.
Gdy wezwana stawiła się w prokuraturze, odmówiła składania wyjaśnień.
- Pan prokurator wprowadził mnie w błąd - czytamy dalej w zażaleniu. - Gdy się okazało, że nie pamiętam niczego, czego nie znalazłby w archiwum Radia i aktach sprawy, pytał mnie o refleksje, impresje, oceny ludzkich charakterów. Odnoszę wrażenie, że jako świadek „pasuję do koncepcji”. Wobec kolejnej „koncepcji” nie mogę złamać podstawowych zasad dziennikarskich. Obecnie nie jestem czynnym dziennikarzem. Nie wiem, czy w przyszłości nie wrócę do zawodu. Dziś chodzi bardziej o kolegów dziennikarzy czynnych obecnie i przyszłych. Jak będą mieli zdobywać zaufanie rozmówców, informatorów, jeśli wiadomo, że kiedyś będą musieli odpowiedzieć na każde pytanie przed sądem? Tajemnica dziennikarstwa stanowi filar ochrony wolności prasy i rzetelności dziennikarskiej, która nie ustaje wraz z ustaniem stosunku pracy dziennikarza
Napisz komentarz
Komentarze