Armia Czerwona dotarła nad Odrę w zimie. Marsz na Berlin przebiegał wyjątkowo szybko, Niemcy nie byli w stanie utrzymać stałej, stabilnej linii frontu. Te gwałtowne postępy wojsk lądowych powodowały, że bazy lotnictwa sowieckiego coraz bardziej oddalały się od walczących oddziałów. Stworzenie sieci lotnisk było jednym z głównych zadań. Doskonałe bazy Luftwaffe nie mogły być w krótkim czasie wykorzystane z wielu przyczyn. Większość tych obiektów była zniszczona, zbombardowana czy też zaminowana. Lotniska gruntowe, po wiosennych roztopach, też nie nadawały się do eksploatacji. Samoloty grzęzły, w czasie startu i kołowania błoto zachlapywato uzbrojenie, komory podwozia, a przede wszystkim wloty powietrza do chłodnic i gaźnika. Potrzeba chwili zrodziła pomysł, by dla potrzeb lotnictwa myśliwskiego wykorzystać znaną nam dobrze autostradę A-4, przekształcając ją w lotnisko. Ta droga była wówczas jeszcze w doskonałym stanie. A-4, dawna Reichsfernstrasse nr 5, miała w 1945 roku zaledwie osiem lat, a jej proste, pozbawione przeszkód odcinki stwarzały szansę na bezpieczne lądowania. Każdy, kto kiedykolwiek przelatywał nad autostradą wie, jak dobrze jest ona widoczna, co siłą rzeczy znakomicie ułatwia nawigację. Wystarczy wziąć drogę "pod pachę" i bezpiecznie lecieć do domu.
KTO BYŁ PIERWSZY?
Tu na arenę działań wkracza pierwszy z opisywanych asów - pułkownik Aleksander Pokryszkin. Już wtedy był legendą, "sokołem Stalina", trzykrotnym Bohaterem Związku Radzieckiego, (co oznacza trzy gwiazdy ze złota po 36,5 grama każda), dowódcą elitarnej 9 Gwardyjskiej Dywizji Myśliwskiej, czołowym asem Armii Czerwonej z ponad pięćdziesięcioma zestrzelonymi niemieckimi samolotami na osobistym koncie. Po ofensywie styczniowej, 9 dywizja bazowała koło Częstochowy, a następnie na polowym lotnisku pod Kluczborkiem. Pokryszkin działał w ramach ogólnego kierunku operacyjnego 5 Armii, która po wyjściu z przyczółka pod Lipkami, przesuwała się na zachód. Właśnie wtedy postanowiono o organizacji lądowiska na autostradzie, tuż za linią frontu. Pierwsze lądowania przeprowadzono na odcinkach pod Witowicami, Kurowem i Goszczyna. Jak to w zwyczaju Rosjan było, Sasza Pokryszkin wziął ze sobą innego asa, kapitana Gołubiewa (15 zwycięstw, również Gwiazda Bohatera ZR) i polecieli wylądować gdzieś na autostradzie. Lotnicy siedzieli za sterami amerykańskich myśliwców typu P-39 Airacobra. Amerykanie dostarczyli ich prawie pięć tysięcy na front wschodni, a jednostka Saszy, zachwycona osiągami tych maszyn, konsekwentnie odmawiała przezbrojenia na sprzęt produkcji radzieckiej. Pierwszy do lądowania zszedł sam dowódca. Tuż przed przyziemieniem zauważył jadące pojazdy i w ostatniej chwili poderwał samolot. Druga próba lądowania zakończyła się podobnie, znowu w ostatniej chwili wyjechała nagle ciężarówka i trzeba było krążyć nad pasem. Po chwili obaj lotnicy już bez problemów wylądowali na autostradzie, wzbudzając sensację i zamieszanie wśród kolumn wojsk jadących "na Berlin". Po krótkich oględzinach drogi uznali, że nadaje się na lotnisko i powrócili do swojego pułku pod Kluczborkiem. Nazajutrz, na "nasz" odcinek przyleciało kilkadziesiąt samolotów.
LOTNISKO
Pokryszkin nie zmuszał młodych pilotów do lądowania na tym zdecydowanie zbyt wąskim pasie, mniej doświadczeni lądowali na pobliskiej łące i trzej spośród nich ugrzęźli. "Cobry" ukryto w lesie koło Witowic, zorganizowano objazd dla pojazdów, jedynie nocą ruch odbywał się normalnie. Dla ograniczenia przejazdu, na autostradę ściągnięto ciągnikami kilka leżących na polach zestrzelonych maszyn niemieckich. Być może to właśnie one były przyczyną niezwykłego zdarzenia. Już następnego dnia o poranku, nad "lotniskiem" pojawił się samotny Messerschmitt Bf-109. Widocznie kończyło mu się paliwo, bo pilot, widząc zgrupowane maszyny, od razu zszedł do lądowania (być może sądził, że jest nad swoim terytorium).
Rosjanie nie reagowali, dopiero kiedy Niemiec wyłączył silnik i zeskoczył ze skrzydła okrążyła go grupa "bojców" z pepeszami. Szkoda, że nikt mu wtedy nie zrobił zdjęcia. Pokryszkin odesłał jeńca do sztabu, bu, a sobie polecił przygotować Messerschmitta do lotu. Dla rasowego myśliwca lot na "wrogiej" maszynie to doskonała okazja do poznania jej możliwości.
Autostrada była wykorzystywana bardzo intensywnie, 9 dywizja toczyła krwawe boje nad Wrocławiem, Legnicą i Bolesławcem. Oprócz pojedynków typowo myśliwskich, zadaniem lotników było wsparcie i osłona piechoty. Zwinne amerykańskie Cobry startowały obciążone 100-kilogramową bombą, co przy tak wąskim pasie nie było łatwym zadaniem. Przy starcie z pełnym obciążeniem niezwykle trudno utrzymać dokładny kierunek, więc wiele maszyn, sterowanych przez młodych pilotów, wypadało z autostrady, co w najlepszym wypadku kończyło się połamaniem podwozia i śmigła.
Innym problemem były pojazdy stale ciągnące na zachód. Wprawdzie był objazd, jednak wciąż przez "lotnisko" coś przejeżdżało. Najgorsze były czołgi, pewnego dnia czołgista zagapił się, zjechał z drogi i zniszczył kilka stojących przy pasie samolotów. Pomimo kłopotów, wciąż latano z autostrady, bo lotniska w Brzegu i w Stanowicach nie nadawały się do eksploatacji, a co najważniejsze - były doskonale znane Niemcom. Hitlerowcy intensywnie poszukiwali miejsca startu Rosjan, nawet zrzucili w tym celu dywersanta na spadochronie, złapanego zresztą już po kilku dniach. Pokryszkin wspomina w swoich pamiętnikach również o wielu dotkliwych stratach. Szczególnie utkwiła mu w pamięci walka jego jednostki nad Bolesławcem. Po walce kołowej, jeden z pilotów atakował Niemca czołowo, obydwaj strzelali do siebie i żaden nie zmienił kierunku lotu. Doszło do zderzenia, obydwaj lotnicy zginęli, a ich samoloty spadły na przedmieścia tego miasta.Juz wkrótce nastąpiły pierwsze ataki i Luftwaffe na autostradowe lotnisko, więc w miarę postępu wojsk lądowych, Pokryszkin przesunął lotnisko w kierunku Legnicy. Tam znalazł o wiele lepsze warunki, droga miała (i ma ) cztery pasma, środkowy pas ziemi wyrównano i utwardzono. Utworzone w ten sposób lotnisko o znacznie korzystniejszych parametrach, służyło pilotom do końca marca 1945. W kwietniu pułki przeniosły się za Odrę.
W dziejach autostrady mieli również swą kartę nasi żołnierze. W marcu Pokryszkin rozkazał otworzyć drogę dla maszerujących nad Nysę Łużycką polskich dywizji z II Armii Wojska Polskiego. W czasie przemarszu przez lotnisko, nasze oddziały zostały zaatakowane przez dwa hitlerowskie Focke-Wulfy. To wydarzenie jest doskonale udokumentowane, ponieważ byli tam przedstawiciele czołówki filmowej, którzy nagle mieli, jak na zamówienie, prawdziwą wojnę przed sobą. Wojsko, widząc atak samolotów, szybko się rozbiegło, a z autostrady poderwały się do ataku dwa dyżurne P-39. Efektem walki, która rozegrała się przed kamerami i przy wielotysięcznej, polskiej widowni, były po chwili dwa wraki niemieckich maszyn dopalających się w pobliżu. Jeden z Niemców uratował się na spadochronie i został wzięty do niewoli, co również utrwalono na taśmie.
AS
Aleksander Pokryszkin ur. 1913 był jednym z wyjątków w sowieckich siłach zbrojnych. Zawsze chadzał swoimi ścieżkami, potrafił bronić swych poglądów bez względu na stopień czy stanowisko zwierzchnika. Był inteligentnym i zdolnym pilotem, ale jego upór i trudny charakter powodował, że prawie wcale nie miał przyjaciół, chociaż jego podwładni przepadali za nim. Słynął z wyjątkowej troski o swoich pilotów, będąc jednocześnie wymagającym i surowym dowódcą. Wielu rywalizujących z nim asów (a rywalizacja była ostra, ponieważ Rosjanie mieli premię 1 tys. rubli za każdy strącony samolot, a także za niektóre odznaczenia), nie znosiło powściągliwego i surowego stylu bycia i życia Pokryszkina. Podczas gdy oni chcieli się cieszyć sławą i sukcesami, Sasza ze swoją prostolinijnością, skromnością i "obsesją" na punkcie walki grupowej, bardzo bezpiecznej dla młodych pilotów, psuł im szyki. O jego klasie świadczą też inne fakty. Zestrzelony był tylko dwa razy, na początku kariery. Zestrzelił 59 samolotów przeciwnika i 6 grupowo. Prawdopodobnie miał wyższe konto, a jednak przeszedł do historii sił powietrznych jako nr 2. Pierwszym był inny Rosjanin Iwan Kożedub, który uzyskał 62 zwycięstwa. Tylko oni wśród sowieckich lotników mieli trzy Gwiazdy Bohatera ZSRR.
Takie ustawienie asów, być może, było wymuszone przez władze, które nie mogły dopuścić, by as nr 1 osiągnął swój sukces latając na amerykańskim sprzęcie. Stąd taka pozycja Kożeduba, który latał na radzieckim samolocie. A Pokryszkin uparcie preferował sprzęt amerykański. Decyzja o pozostawieniu P-39 w jego 9 dywizji jest chyba największym policzkiem dla sowieckiej lotniczej myśli technicznej w okresie II wojny. Podobały mu się zresztą nie tylko" burżujskie" samoloty. Przez prawie całą wojnę nosił wyłącznie angielskie futrzane kurtki lotnicze, a po lotach jeździł chętniej jeepem Willysem.W jego w jego życiorysie jest wiele faktów nie wyjaśnionych. Nie wiemy dlaczego w 1943 roku wylądoał w więzieniu za notoryczne"podkopywanie autorytetu dowódcy". Podobno Niemcy chcieli zlikwidować Pokryszkina w przygotowane pułapce powietrznej. Być może tak było, bo na urlopie w głębi Rosji as miał stałą milicyjną obstawę.
Napisz komentarz
Komentarze