W tradycji ludowej każdy dzień Wielkiego Tygodnia miał swoje znaczenie, obrzędowość i przesądy, o których już dzisiaj niewielu pamięta. Wierzono, że w Wielkim Tygodniu niebo jest otwarte i każdy, kto wówczas umrze, idzie wprost do nieba. Unikano posługiwania się pieniędzmi, przed świętami kupowano w sklepach na kredyt. Obawiano się bowiem, że człowiek mający kontakt z pieniędzmi mógłby popełnić jakiś haniebny czyn, podobny do postępku Judasza.
W ostatnich latach zwyczaj kupna na kredyt, szczególnie przed świętami, jakby odżył, ale chyba już nie z powodów religijnych. Wielka Środa nazywana była środą żurowa. Z dniem tym związany był obrzęd "palenia żuru". Stare zużyte miotły nasycano smołą, naftą lub żywicą i podpalano. Biegano z nimi po łąkach i polach wołając "Żur pola (palę), co by zboże rosło." W niektórych wsiach rozpalano na granicach pól duże ogniska ze śmieci wziętych z obejścia, z resztek słomy itp. Według ludowej tradycji, oba te zwyczaje powstały na pamiątkę szukania (z pochodniami) Chrystusa w ogrodzie Getsemani. Następny dzień Wielkiego Tygodnia wiązano z aktywnością czarownic. Rzekomo usiłowały one za wszelką cenę wynieść z cudzego chlewu trochę obornika, aby kosztem innych mieć dla siebie dostatek mleka i sera. Dzień ten uchodził za korzystny dla np. przepędzenia kretów. W tym celu gospodarz powinien był chodzić boso po ogrodzie i, uderzając kawałkiem drewna o ziemię, wymawiać specjalne zaklęcie. Dobrze było też w ten dzień siać jęczmień i len. Aby nie chorować, nogi należało natrzeć popiołem lub tłuszczem. W domach często zasłaniano obrazy i lustra (zwłaszcza dziewczętom zabraniano się w nich przeglądać).
Aby zapewnić urodzaj drzewom owocowym, potrząsano nimi, aby je pobudzić. Ze wszystkich dni okresu wielkanocnego, Wielki Piątek był najbogatszym w obrzędy i przesądy. Powszechnie praktykowanym starym zwyczajem było obrzędowe obmywanie się w rzece, strumyku czy pobliskim stawie. Aby to odniosło skutek, należało myć się przed wschodem słońca w wodzie płynącej z zachodu na wschód, w całkowitym milczeniu. Woda na ciele powinna sama wyschnąć. "Od tego dostanie się skóry miękkiej i na twarzy cerę piękną, i zapobiega się piegom, które szpecą twarz". W celu rozgrzania się po zimnej kąpieli, każdy w domu wypijał "kieliszek na Chrobaka". Materiały etnograficzne milczą na temat wielkości tego kieliszka. Wódka ta, specjalnie przyrządzana, miała sprawić, że pijący cały rok był zdrowy. Kto nie wypił w ten dzień, miał być pijakiem w pozostałe dni roku. Uważam, że ten sympatyczny zwyczaj z kielichem w Wielki Piątek należy przypomnieć. Może byłoby mniej pijaństwa i ludzie byliby zdrowsi. Święcie wierzono, że w nocy z czwartku na piątek rozpoczynają się w przyrodzie cuda: o północy na pamiątkę krwawej ofiary Zbawiciela woda zmienia się w wino, które płynie przez kilka chwil potokami i rzekami. Tylko trzeba mieć szczęście, żeby na tę chwilę trafić. W całym Wielkim Tygodniu, a szczególnie w Wielki Piątek, należało cały dzień pracować uczciwie, nie wolno było próżnować. Rolnicy natomiast nie powinni wywozić w pole obornika, lub w ogóle powinni wstrzymać się od prac polowych. Uważano też, że w czasie mszy pasyjnej płoną ukryte skarby, ale można je było wziąć, jeżeli się miało jakiś poświęcony przedmiot.
Do tradycyjnych, od dawien dawna praktykowanych obrzędów wielkosobotnich należy święcenie ognia, wody oraz potraw, przygotowanych do spożycia podczas świąt. Obrzędy te do dziś utrzymują się w zwyczaju za sprawą Kościoła, który włączył je do rytualnych obrzędów wielkanocnych. Ogień jest dla ludu środkiem odstraszającym złe moce i symbolem oczyszczającym. Atrybuty te zachował po dzień dzisiejszy. Z drewienek pozostałych po ogniskach robiono krzyżyki i zanoszono je w pole lub do domostw, aby zbytnio nie dokuczały grady lub burze.
W Wielką Sobotę święci się również wodę, mającą duże znaczenie dla wiernych. Wodą tą święcono dawniej pola, izby, używano w czasie porodów i śmierci. Kult wody niezbędnej do wegetacji i urodzaju, podobnie jak kult ognia , wyrósł z podłoża pogańskiego. Kościół dopełnił go treścią religijną i przez włączenie do swej liturgii usankcjonował stare wierzenia.
Wielka Sobota była w Polsce już od średniowiecza dniem święcenia potraw wielkanocnych. Święcenie pożywienia odbywało się z reguły w kościele, po porannym nabożeństwie. W obrzędach uczestniczyły szerokie rzesze wiernych. W skład "święconego" wchodziły obowiązkowo jaja (symbol życia w zarodku, uosobienie energii życiowej) chleb, sól, ser, masło, szynka, kiełbasy, ciasta. Obecnie koszyczek ze święconką jest bardzo mały. Dawniej bywało, że święcone z jednego domu niosły dwie osoby, bo jedna nie mogła poradzić.
Głębokiej przeszłości sięga sztuka zdobienia jaj wielkanocnych. Dawniej używano barwników naturalnych uzyskiwanych np. z kory dębu, olchy, łusek cebuli itp.
Niedziela wielkanocna miała na ogół przebieg uroczysty i poważny. Spędzano ją wyłącznie w gronie rodzinnym. Dawniej przed uroczystościami kościelnymi lud wychodził przed zagrody lub udawał się na szczyty pobliskich wzgórz, aby obserwować słońce. Wierzono bowiem, iż w Wielką Niedzielę w momencie wschodu słońca można zobaczyć Chrystusa w postaci baranka wielkanocnego, pojawiającego się na tarczy słonecznej. Uważano też, że umarli w tym dniu przewracają się w grobach, toteż wychodzono na cmentarze, aby posłuchać chrzęstu kości wydobywającego się spod ziemi. Rolnicy uważali, że nie powinni kłaść się spać, bo zboże im wylegnie. Należało zwracać uwagę, aby z ręki nie wypadł na ziemię chleb, ponieważ tego człowieka będą spotykały same nieszczęścia. Święconym jajkiem dzielono się podobnie jak opłatkiem w Wigilię, ale jajko z reguły dzielił gospodarz, teraz czyni to gospodyni. Starano się spożywać wyłącznie potrawy poświęcone, a przed śniadaniem każdy musiał zjeść nieco chrzanu, na pamiątkę męki Chrystusa. Z pisankami związanych było dużo ciekawych zwyczajów, które szczątkowo przetrwały w formie dziecinnych zabaw czy konkursów. Obdarowywano się nimi w dowód sympatii. Zanikły chyba też całkowicie bardzo widowiskowe objazdy pól na koniach, czy procesje konne, z przyczyn bardzo prozaicznych - na wsiach nie ma już koni, albo jest ich bardzo niewiele.
Poniedziałek Wielkanocny był najbardziej mokrym i radosnym dniem w roku. Sprawił to zwyczaj oblewania wodą kobiet i dziewczyn. Zwyczaj to bardzo dawny i chyba ciągle żywy. Jego początki sięgają jeszcze pogaństwa i są elementami dawnego obrzędu agrarnego. Kościół te obrzędy zwalczał, w końcu zrezygnował i zaakceptował je. Oblewających kawalerów zapraszano do domów, dziewczęta ofiarowywały im ciasto i pisanki. Dyngus stawał się często początkiem oficjalnych zalotów. Polanie wodą uważano za wy różnienie i przejaw sympatii. Bardzo duża część tych zwyczajów zaginęła z różnych przyczyn. Jedną z nich była "wędrówka ludów" po II wojnie światowej i laicyzacja społeczeństwa.
ŚMIGUS-DYNGUS
Ten dwuczłonowy wyraz pochodzi z języka niemieckiego. Jego druga część wywodzi się od staroniemieckiego słowa "dingus", co oznacza okup, wykup. Chcąc uchronić się od oblewania wodą, należało wykupić się jakimiś fantami. Inne natomiast znaczenie posiada słowo "śmigus". Wywodzi się od niemieckiego "schmacken", co znaczy "bić", a więc uderzanie się, smaganie, czy też palmowanie zieloną gałązką, "palmą". Zarówno śmigusowanie palmą, jak i oblewanie wodą, to właśnie magiczno-zwyczajowe sposoby odradzania się, nabierania sił na życie i dostatek.
Stanisław Borkowski
Tekst ukazał się w Wiadomościach Oławskich nr 7/1993
Napisz komentarz
Komentarze