Pasji Jacek Mikołajczyk, działacz społeczny, ma znacznie więcej. Obszar jego poszukiwań jest niezwykle szeroki, a jedne odkrycia implikują następne. I tak jego życie kręci się wokół kolei, gdzie pracuje, rozległych zainteresowań i działalności społecznej. Trzeba przyznać, że nie ma w nim czasu na nudę.
Skąd u niego taka chęć działania? Mówi, że dostrzega potrzeby ludzi i stara się wychodzić naprzeciw ich oczekiwaniom. Jacek pochodzi z rodziny kolejarskiej, jego ojciec był kolejarzem od 1945 roku aż do emerytury. On sam pracuje w tej branży od 1982 roku, choć ma dwa zawody związane z górnictwem.
To cud natury!
Może nie wszyscy wiedzą, ale warto, aby się dowiedzieli, że Jacek nie tylko wymyślił nazwę dla pięknego, rozłożystego dębu z Dębiny, ale uczynił go obiektem dumy oraz symbolem gminy Jelcz-Laskowice. Aby opowiedzieć jak doszło do odkrycia i wypromowania "Słowianina", sięga do dzieciństwa:
- W 1968 roku wybrałem się z mamą na spacer z Laskowic Oławskich w kierunku Dębiny, przez łąki. Doszliśmy do dębu, wtedy zobaczyłem go po raz pierwszy, zafascynował mnie. Jak rozmawiałem z ludźmi, mało kto o nim wiedział. Od samego początku był dla mnie cudem natury. To zostało w głowie. Gdy w późniejszych latach jeździłem ze swoimi dziećmi rowerami w stronę dębińskiego lasu, robiliśmy zdjęcia pod dębem. Kiedy zaangażowałem się bardziej społecznie, poczułem potrzebę, aby sprawę dębu nagłośnić. Mamy w naszej gminie dużo drzew, spełniających warunki, aby ustanowić je pomnikami przyrody. To praca na przyszłość, mam różne pomysły. W moim życiu jest tak dużo pracy społecznej, że nie mogę wszystkiego zrobić, choć bardzo chcę. Są rzeczy, które muszą poczekać i ...czekają. Wierzę jednak, że niebawem da się uczynić więcej.
Na całego
Historia sukcesu "Słowianina", który został Drzewem Roku 2014 w edycji polskiej i zajął 4. miejsce w konkursie Europejskie Drzewo Roku, zaczyna się od aktywności Jacka Mikołajczyka jako radnego. Niektórzy się śmiali, że drzewo, że przecież to polityka...
Ale on się uparł. Bo tak już ma, że gdy czuje w sercu, że coś ma sens, idzie za tym, angażując się na całego. To także zgodne z jego zasadą, że albo robić coś dobrze, albo w ogóle nie robić. Szedł jak burza, bo był przekonany, że mieszkańcom należy się wiedza o czymś cennym, co mają w zasięgu ręki. A on uważał i nadal uważa, że w najbliższej okolicy jest dużo ciekawych zjawisk przyrodniczych i obiektów historycznych, które trzeba pokazywać.
Stąd pomysł na wycieczki rowerowe dla mieszkańców. Wycieczki niezwyczajne, z dokładnie opracowaną i przemyślaną trasą, oprawą graficzną, pamiątkowymi znaczkami. Jacek chciał wyjść naprzeciw ludziom, którzy lubią taką formę spędzania wolnego czasu, a przy okazji dać im coś więcej. Wiedzę o lokalnej historii, o tym, co wspólne. Łącznie przejechano już 364 kilometry. Jacek rozpisał sobie plan na 3-4 rajdy w roku.
Serce podpowiedziało mu "Słowianin"
Z wycieczek wziął się dąb, ale w zamyśle Jacka był już - jak wiemy - dużo wcześniej. Gdy opracowywał mapki wyjazdów, zaznaczał ciekawe obiekty. Nie mogło zabraknąć dębu, dla którego wymyślił nazwę "Słowianin".
- Zacząłem jej używać, sprawdzając wcześniej czy taka nazwa dla drzewa istnieje, ale nie było jej - opowiada Jacek. - Serce mi ją podpowiedziało. Jedna wycieczka, zatrzymaliśmy się pod dębem i zrobiliśmy wspólną fotkę, kolejna wycieczka...
Potem znalazł konkurs na Drzewo Roku, organizowany przez klub "Gaja". Wysłał zgłoszenie. Jego przygotowanie wymagało poszerzenia wiedzy historycznej. Za pierwszym razem dąb nie dostał się do ścisłego finału, ale Jackowi nie dawało to spokoju, bo tak już ma, jak się zaangażuje. Za drugim razem "Słowianin" był już w finale. Wtedy rozpoczął kampanię promocyjną. Organizował kolejne wycieczki, a dębem zainteresowali się strażacy z Dębiny, miejscowe koło gospodyń wiejskich. Coś ruszyło, teren wokół został uprzątnięty. Namówił profesora Jana Miodka, aby stał się ambasadorem "Słowianina". Na pamiątkę profesor otrzymał swoją gwiazdę w Dębińskiej Alei Gwiazd.
Jedna pasja rodzi kolejną
Dzięki pasji Jacka zaczęło dziać się coś więcej. Drzewo nie było już tylko pięknym dębem rosnącym w Dębinie. Ponieważ Jacek jest też członkiem Strzeleckiego Bractwa Kurkowego Grodu Jelcz-Laskowice, wciągnął do współpracy także i tę organizację. Jacka, który pełni w nim funkcję sekretarza, pociąga historia, wspaniali ludzie, miejsce, w którym znajduje się strzelnica oraz możliwość realizacji pasji strzeleckiej. Uwielbia kontakty z innymi pasjonatami, którzy dzielą się z nim swoją wiedzą. Jest też prezesem miejscowych struktur Ligii Obrony Kraju. Wiele lat oddawał krew, za co w 2000 roku otrzymał najwyższe odznaczenie Polskiego Czerwonego Krzyża Kryształowe Serce. W roku 2018, w Kolegiacie Świętej Anny w Krakowie, z rąk biskupa gliwickiego Jana Kopca została mu udzielona Inwestytura Rycerskiego Orderu Świętego Jana Kantego. Wraz z tym odznaczeniem Jacek Mikołajczyk otrzymał tytuł rycerski z prawem posługiwania się (ad personam) herbem Srebrny Kur. Wszystkie odznaczenia z dumą i radością nosi na brackim mundurze.
A wracając do dębu, przedstawiciele klubu "Gaja" zachwycili się "Słowianinem" tak, jak Jacek.
- Jest piękny, wolnostojący, ma rozłożystą koronę - mówi. - Cieszę się ze wszystkiego, co dzieje się wokół niego. Kończymy pod nim symbolicznie sezon rowerowy na przełomie września i października. Mamy plany co do kolejnych imprez.
Fascynacja kartografią
"Matczyna Lipa", rosnąca na górce, gdzie mieści się strzelnica Strzeleckiego Bractwa Kurkowego, to kolejne drzewo, które zachwyciło Jacka. To wzięło się z pasji do historii lokalnej, którą przejawiał od dziecka. Pasjonuje go też kartografia, uwielbia stare mapy. I na takiej mapie Księstwa Wrocławskiego, która go zafascynowała, bo była bardzo dokładna z nazwami miejscowymi, zobaczył wzniesienie (Matczyną Górę), na którym znajduje się strzelnica. Skoro jest Matczyna Góra, to drzewo - "Matczyna Lipa"!
- Gdy zobaczyłem tę mapę z zaznaczonymi wszystkimi stawami, obiektami i gdy odnalazłem je w lasach, serce podpowiedziało mi, że trzeba to ludziom pokazać - opowiada z niesłabnącym entuzjazmem. - Żeby nie myśleli, że jadą sobie w lesie jakimś wałem, bo okazuje się, że to grobla od stawu... Matczyna Góra to nazwa z połowy XIX wieku, co doskonale koresponduje z polskością zachowaną na tym terenie. Prawobrzeżna część między Brzegiem a Wrocławiem i powiat oławski niemal w całości jeszcze w okresie międzywojennym to były tereny, na którym posługiwano się językiem śląskim, nawiązującym do słowiańskości tych ziem. Stąd też nazwa dębu "Słowianin", bo ma to swoje historyczne uzasadnienie.
Jacek zna mnóstwo miejsc w gminie Jelcz-Laskowice, które go zaintrygowały, z jakąś historią, czy legendą, które chciałby pokazać innym. Studnia ukryta w lesie, poligon wojskowy w Nowym Dworze (bohater twierdzi, że długo można o nim opowiadać i opowiada o linii kolejowej, stacji wodnej do wodowania parowozów, jaką były Laskowice, co dało początek budowie kompleksu w Nowym Dworze). W zanadrzu ma także wycieczkę do tajemniczego miejsca, które odkrył studiując mapy sprzed kilkuset lat i te późniejsze. To młyn, teraz już miejsce po młynie o nazwie Pobolen. Znajduje się między Miłocicami, Minkowicami Oławskimi ia Miłocicami Dużymi.
***
Od Jacka Mikołajczyka emanuje nie tylko pasja, ale także pozytywne nastawienie do ludzi. Bo wszystko co robi, jego niesamowite społeczne zaangażowanie bierze się właśnie z tego. Chce dzielić się z tym, co ma - wiedzą, entuzjazmem i swoją miłością do miejsca, w którym żyje.
*
Tekst jest częścią projektu "Jelczańskie HIStorie", zrealizowanego przez Miejsko-Gminne Centrum Kultury.
Monika Gałuszka-Sucharska
Napisz komentarz
Komentarze