- Skąd w ogóle ta Iskra?
- Gdy się urodziłam, ważyłam zaledwie 1,4 kg, ale za to byłam straszną wiercipiętą, choć w inkubatorze. A skoro taka mała i wiercipięta to mama od pierwszych dni życia nazwała mnie iskiereczką życia. Stąd Iskra.
- Ponoć urodziła cię... ciotka?
- Czasem tak mówię. To jest cała historia. Gdy się urodziłam po zatruciu ciążowym mamy i miałam te swoje 1400 gramów, a rodzice akurat się rozstawali, mama powiedziała: - Boże, co ja teraz zrobię? Wtedy usiadła przy niej siostra i powiedziała: - To daj mi ją, ja jestem sama.
I mama oddała mnie swojej siostrze. Jestem więc dzieckiem adoptowanym, ale w życiu nigdy tego nie odczułam. Moja formalna mama jest siostrą mojej matki biologicznej i mówię do niej "ciociu". Wiedziałam o tym wszystkim od piątego czy szóstego roku roku życia - sąsiadka była tak życzliwa i powiedziała mi. Ale rodzeństwo od mamy biologicznej mam do dzisiaj. Dwóch braci i siostrę. Mają inne nazwisko, ale to jest moje rodzeństwo. Bo nas była czwórka, ja byłam tym czwartym dzieckiem. A gdy w szkole faktycznie często mówiłam, że "moja ciocia była ze mną w ciąży", to nikt nie mógł zrozumieć, o co mi chodzi.
- To nieco tłumaczy, dlaczego twoje życie od początku było takie... nieprzewidywalne.
- Tak. Od początku dziwne i nieprzewidywalne, bo "jak moja ciocia chodziła ze mną w ciąży", to wiesz... Za to dzięki mamie, która uczyła w szkole, mogłam poznać tak wielu ludzi.
- Mówisz o mamie biologicznej, czy o mamie-ciotce?
- Obie były nauczycielkami, ale teraz mówię o ciotce Kasperskiej, która była nauczycielką prac technicznych w Szkole Podstawowej nr 1 w Oławie. Ta biologiczna, czyli Radzymińska, była w różnych miejscu, w Miłocicach, w Kotowicach, a potem przeniosła się w okolice Sobótki. Z obiema do końca ich życia utrzymywałam kontakt. I pamiętam taką historię. Kiedyś mama Kasperska jechała na ogródek wieczorem, w parku był jeszcze zielony mostek, a przed nim po lewej były schodki. Tam siedzieli chłopcy i pili piwo. Ona nie mogła podjechać tym swoim wózeczkiem, a wtedy oni wyskoczyli. Mama się przestraszyła. Na to oni: - Pani się nie boi, pani nas uczyła, pani była naszą ukochaną nauczycielką. A gdzie jest Iskra? Gra w piłkę?
Na drugi dzień ci chłopcy przyszli i skopali mamie działkę.
- Pamiętam cię z dawnych lat, jeszcze ze Szkoły Podstawowej nr 5 w Oławie, jak byłaś silną herszt-babą, której wszyscy się bali, nawet chłopcy, bo potrafiłaś nieźle przywalić. I robiłaś to.
- Nawet Miecia "Oławę" pobiłam...
- No właśnie. Coś się w tym względzie zmieniło?
- Nadal jestem silna, ale przede wszystkim psychicznie, agresja już dawno minęła wraz z pojawieniem się moich dzieci.
- Tę wczesną agresję i siłę wykorzystywałaś w sporcie.
- Grałam w piłkę nożną już w oławskich szkołach. Potem w wielu klubach. "Czarni" Sosnowiec, "Pafawag" Wrocław, "Irena" Inowrocław... Nawet miałam swój udział w sukcesach. Graliśmy kiedyś turniej międzynarodowy w Gdyni, gdzie wygraliśmy z Niemcami, z Czechami. Dostałam się do reprezentacji Polski, ale potem przyszła ciąża i koniec.
- W Oławie kończyłaś SP 5, a potem?
- Potem było liceum przy Placu Zamkowym, ale go nie ukończyłam, tylko poszłam do szkoły zawodowej w Czernicy. Tę ukończyłam, więc jestem formalnie elektromechanikiem pojazdów samochodowych. Następnie wróciłam do LO, ale już wieczorowego, i zdałam maturę.
- Kiedy zakończyłaś sportową karierę?
- Jak dzieci miały po 4-5 lat, czyli gdzieś koło mojej trzydziestki. A potem to już grałam tylko osiedlowo, na podwórkach z chłopakami z Moto-Jelcza.
- Mieszkasz od zawsze w Oławie na osiedlu za wiaduktem?
- Tak, na tym naszym "Bronksie".
- I tam miałaś swoją bandę, głównie chłopaków.
- No tak. Był tam np. Zbysiu Kaczmarek, zawsze go lubiłam, to był mój ulubiony zawodnik. Zawsze wiedziałam, że coś z niego będzie.
- To wtedy pobiłaś Mietka "Oławę"?
- Nie. On chodził ze mną do szkoły w Czernicy. To było wtedy. Tam żeśmy się lali na okrągło
- Po szkole zawodowo grałaś w piłkę, m.in. w Inowrocławiu, a co potem?
- Wróciłam tu, do AZS, ale to już nie była ta sama atmosfera, nie podobało mi się. Gdy zostawiłam sport, najpierw nie pracowałam, bo mi córka chorowała, potem robiłam przez 10 lat przy świeczkach w firmie Bartek, aż wreszcie wyjechałam do pracy do Niemiec, gdzie opiekowałam się chorymi osobami. Ostatecznie wróciłam do Oławy, teraz jestem emerytką, siedzę sobie z wnuczką Laurą. Też usportowiona, jak wszyscy w rodzinie. Zdobywała medale w Klubie Swimm Academy w pływaniu, teraz trenuje boks. To moja wielka duma. Oprócz rodziny mam też wielu przyjaciół, ale najważniejsza dla mnie trójka to Artur Sieczko, Ela Marszałek, Władzia Wronka.
- A jaka jest twoja aktualna sytuacja rodzinna?
- Jestem wdową. Mam syna, który pracuje w Hamburgu, i córę Kasię...
- ...do której zaraz wrócimy, ale najpierw parę słów o mocnej grupie facebookowej MY OŁAWIANIE, która ma już ponad 5 tysięcy członków. Niedawno podczas protestu w sprawie karetek pogotowia stałaś się w jakimś sensie twarzą tej grupy, bo wystąpiłaś w jej imieniu publicznie na Rynku... CIĄG DALSZY ROZMOWY w e-wydaniu TUTAJ
Napisz komentarz
Komentarze