LIST (fragmenty) :
Znalazłem się w szpitalu w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie przy ul. Szaserów. To jest centralny szpital Wojska Polskiego. Teraz jest ciemna noc, w sali chorych jestem sam, co pozwala mi zagłębić się w nastrojowej zadumie. Refleksje z przebytego czasu kłębią się w głowie. Pozwólcie, że list ten będzie nimi przesycony.
(...)
Dzisiaj w wigilię Bożego Narodzenia, w warszawskim szpitalu, w samotności ogarnia mnie szczególna zaduma związana z pracą w Jelczańskich Zakładach Samochodowych w latach 1977-1990. Ten okres wzbudza we mnie nie tylko poczucie dumy, ale i szczerej, głębokiej sympatii, a nawet, nie wstydzę się tego powiedzieć, miłości dla tej fabryki, wielotysięcznej załogi oraz środowiska i szerokiej społeczności jelczańsko-oławskiej. Mam tam dozgonnych Przyjaciół. Dorobiłem się zapewne nieprzejednanych oponentów, ale do tych ostatnich mam takie grzeczne przesłanie: nikt, choćby chciał z całych sił, nie zakłamie i nie zatrze prawdy o moim włożonym wysiłku dla rozwoju ogólnego, a w tym technicznego i produkcyjnego tej wielkiej fabryki, jaką pozostawał JZS w latach 80. XX wieku. Nikt nie wymaże z historii prawdy o moim udziale w procesie dynamicznej budowy aglomeracji miejsko-przemysłowej obszaru Jelcz-Laskowice. Procesu rozwoju skutecznie uwieńczonego nadaniem praw miejskich 1 stycznia 1987 roku dla Jelcza-Laskowic. Z bólem muszę to podkreślić, że pod ten historyczny sukces z lat 80. XX wieku w Jelczu-Laskowicach przypisują się niektórzy, tzw. twórcy i ojcowie, starając się przy tym pominąć prawdę i ewidentne fakty. Przykładem może być poniekąd rok 2022, kiedy przypadł kolejny jubileusz powstania miasta Jelcz-Laskowice, a także funkcjonowania jelczańskiego kompleksu przemysłowego w postaci JZS. Fanfary pobrzmiewają w zasadzie dla następców. Chociaż oni wnieśli swój, na miarę możliwości, dorobek w rozwój gospodarczy, ekonomiczny, osadniczy, kulturalny... przekształcając Jelcz-Laskowice w piękne miejsce na Ziemi. Za to chylę czoła dla następców po 1990 r. Mam przy tym testamentalną prośbę do młodych pokoleń, do włodarzy, aby budując swą wielkość ciągle cenili podwaliny, trud seniorów i przemijających ludzi. Dla słusznej sprawy gromadźcie wokół siebie sympatyków i przyjaciół. Tą miarą historia odwdzięczy się i Wam.
Zbyt to obszerna problematyka, by dalej ją ciągnąć. Zaś zainteresowanych odsyłam do książki wydanej w 2013 r. oraz drugiego jej wydania z 2017 r., opracowanej pod moją i Wojciecha Połomskiego redakcją, a noszącą tytuł "Historia JZS Jelcz. Zapisy wspomnień". Książka została wydana z myślą oddania podziękowań i szacunku jelczańskiej społeczności, a przede wszystkim setkom konkretnych ludzi o konkretnych nazwiskach. Żałuję tylko, że książka nie pomieściła wszystkich zasłużonych osób i ich nazwisk, dla których mój szacunek i wdzięczność jest na równi wysoka, jak dla tych ponad 1500 osób w niej wymienionych.
Z zadumą i wdzięcznością jeszcze raz powtarzam Jelczanom - dziękuję.
(...)
Tu w swej nocnej wigilijnej zadumie i szczególnej aurze samotności, w być może nie do końca poukładanych refleksjach, dochodzę do clou. Otóż przez wiele godzin tego w swej wymowie niezwykłego dnia, wieczoru i teraz gęstej nocy, nieodparcie krążyły mi po głowie dwie fundamentalne, głęboko ludzkie myśli.
Jedna to wdzięczność wobec mądrych, życzliwych mi osób, od których też nabyłem ogromną wiedzę, z którymi szczęśliwy los mnie zetknął. Właśnie nade wszystko dziękuję mojemu szczęśliwemu losowi, jakim Pan Bóg mnie obdarzył w ciągu dość długiego życia. Jeszcze raz dziękuję za wszystko Jelczanom, Oławianom, wielu znajomym z Dolnego Śląska, Wrocławia, Warszawy, a także innych regionów kraju. Jelczanom dziękuję za pracowitość i lojalność. Za jelczańską mądrość, dzięki której uniknęliśmy m.in. skutków szkodliwych podszeptów w szukaniu niby lepszego, a bywały chwile naprawdę trudne, niekiedy ocierające się o manowce i nieobliczalne konsekwencje.
Jelczańska mądrość to nie slogan, a niepodważalne fakty racjonalnych przemyśleń i racjonalnego postępowania przez tyle, tyle lat, w okresie których osiągnęliśmy niejeden sukces na skalę nie tylko lokalną, ale i krajową. Dziękuję wszystkim, z którymi się zetknąłem, a także mojej rodzinie za wszystko co dobre, a wybaczam zaistniałe okresy dobra i zła.
Tu wyeksponuję drugą konkluzję moich myśli, która dzisiejszej, o niezwykłym nastroju nocy, kołacze w mej duszy. To przenikliwa sentencja zawarta w Pacierzu Pańskim, zawarta w Biblii, m.in. w Ewangelii św. Mateusza: 14,15;18,21-35, zawierająca prośbę o wybaczenie win oraz orzekająca o odpuszczeniu win naszym winowajcom. Tak więc, aby mojemu pragnieniu stało się zadość, w myśl tej modlitewnej i normalnej ludzkiej reguły proszę o wybaczenie mi przez tych wszystkich, których w jakiś sposób w minionych okolicznościach świadomie lub w emocjach obarczyłem lub dotknąłem niesprawiedliwie niezasłużoną winą. Mam tu na myśli szczególnie burzliwe lata 1970-1990, kiedy nie brakowało momentów napięć i wzajemnych oskarżeń. Mam ciągle w pamięci wyniki i stosowne pisemne oświadczenia sporządzone przez dwie weryfikacyjne komisje - najpierw w Warszawie, a potem w Oławie, sprawdzające moje postępowanie w okresie PRL, m.in. w kontaktach z organami bezpieczeństwa, które, jak stwierdzono, nie przyniosły czemuś lub imiennie komuś stwierdzonych krzywd, co by mogło być podstawą dla jakiegokolwiek oskarżenie mnie w świetle istniejących przepisów. W skomplikowanych czasach w życiu skomplikowanych ludzi zawsze występują jakieś niuanse. A jednocześnie oświadczam, że i ja wybaczam moim winowajcom zaistniałe w rozległej przeszłości winy lub wyrządzone mi krzywdy.
W zapisach Biblii zapisana jest jednak szczerość: "Ten musi być spełniony, Ja go dotrzymam ze swej strony. Ważne jest dla mnie czyste sumienie, w tym co wyznaję: dziękuję i wybaczam".
Czy te słowa wywołają komentarze? Zapewne tak. Jednak mimo wszystko uznałem za stosowne, aby rozliczając się z przeszłością podzielić się publicznie powyższymi przemyśleniami i tą, niejako końcową, konkluzją. Bo z drugiej strony - jeśli nie teraz, to kiedy?!
Ten list, w pewnych fragmentach, być może zawiera nadmiar sentymentu, a nawet pożegnalne tony z tak bliską memu sercu, dolnośląską, jelczańską, oławską i wrocławską społecznością. Z rozlicznymi znajomymi, członkami rodziny i przyjaciółmi. Mam nadzieję, że nawet moi oponenci przyjmą ze zrozumieniem moje wyznanie. Kto wie, co niesie nieodgadniona przyszłość. Wigilijna noc, cała świąteczna tradycja otacza nas tajemniczą mocą. Szczególnie mnie, gdy samotnie przebywa się w szpitalu. Jeszcze raz proszę o wyrozumiałość. Będę wdzięczny.
(...)
Jan Dalgiewicz
Cały obszerny list można przeczytać w najnowszym wydaniu "Gazety Powiatowej" - dostępnej na terenie powiatu oławskiego. Lub TUTAJ:
Napisz komentarz
Komentarze