Już w latach 30. dokonano wyboru i wytypowano lasy pod Oławą na poligon lotniczy. Miejsce było staranie wybrane, duża odległość od miejsc zamieszkanych, piaszczysty teren, ogromny kompleks leśny, w sercu którego wycięta ogromna polana pozwalała na dostrzeżenie celu nawet z dużej wysokości i odległości. Ważne było również położenie wśród licznych baz wojskowych, lotnisk, gdzie szkolono przyszłe załogi - było ich w pobliżu bardzo dużo, a więc poligon miały w niewielkiej odległości. Te największe stałe i rozbudowywane lotniska to: Wrocław (Pilce, Strachowice), Grodków, Oleśnica, Opole (Polska Nowa Wieś), Izbicko, Brzeg. Wkrótce do tej listy dołączyły kolejne śląskie lotniska. Szkolenie z wykorzystaniem poligonu pod Oławą nie dotyczyło wyłącznie pobliskich lokalizacji. Standardem było wykonywanie większych przelotów dużych formacji, łącząc trening nawigacyjny z rozpoznaniem celu i bombardowaniem.
Przygotowanie poligonu początkowo polegało na wykarczowaniu i oczyszczeniu kręgu o średnicy ponad 700 metrów. W zielonej płaszczyźnie lasu piaszczyste koło było doskonałą tarczą, na środku umieszczano oznaczenie "punkt celowania", czyli duży krzyż - wysypany najczęściej materiałem o innym kolorze. W tym okresie poligon miał skromną infrastrukturę, oddziały ochrony i treningu dowożono z różnych garnizonów. Na czas bombardowania zamykano drogi prowadzące przez las. Rozwój szkolenia i jego intensywność spowodowały podwyższenie standardu bazy, zbudowano trawiasty pas dla samolotów lekkich - to miejsce jest widoczne także obecnie (pod Nowym Dworem) i było długo wykorzystywane do celów lotniczych. Pas trawiasty obsługiwał loty dyspozycyjne dla kontrolujących i wykonujących szkolenie. Wkrótce zbudowano (jako pierwsze) dwie betonowe wieże - w całości przetrwała jedna. Początkowo były one związane wyłącznie z poligonem lotniczym. Obydwie znajdowały się na obrzeżu kręgu-celu. Warto zwrócić uwagę na rozwiązania konstrukcyjne i ich umiejscowienie w obiektach. W czasie treningu nie utrudniano sobie zadania - łatwiej jest celować mając słońce za plecami i wyraźnie widoczny cel. To oznacza, że zrzut bomb czy bombardowanie, wykonywane przez bombowce nurkujące, realizowano lecąc z południa na północ. Istniejąca zachowana wieża betonowa potwierdza to założenie, jest zlokalizowana w południowej części okręgu do zrzutu bomb, wejście - również od tej strony - natomiast opancerzone otwory obserwacyjne są na kierunku północnym - dokładnie na centralny punkt celowania. Również wyłącznie na północ są elementy stalowe - płaskowniki otaczające okienka obserwacyjne (zamykane, opancerzone). Ta linia stalowych elementów miała różnorodne zastosowania - mogła być nośnikiem podziałki kątowej kierunków, co ułatwiało szybkie (bez patrzenia na inne instrumenty) meldowanie o miejscach upadku bomb. Innym, ale prawdopodobnym wyjaśnieniem jest możliwość umieszczenia tymczasowej osłony, np. brezentowej, jako dodatkowego dachu ułatwiającego obserwację przez urządzenia optyczne.
Poligon lotniczy służył kilka lat, potem jego użytkowanie ograniczono i następnie wstrzymano z chwilą rozbudowy nowego poligonu - tym razem artyleryjskiego, dla jelczańskiego zakładu Krupp Berthawerke. Bombardowanie lotnicze już nie było możliwe, duży rozrzut bomb to standard, co było oczywistym zagrożeniem dla wyposażenia technicznego nowego poligonu. Betonowe wieże znalazły się nieco na uboczu toru ostrzału, ale wciąż mogły służyć próbom za punkt obserwacyjny i jako bierny schron dla obsługi.
Bombardowanie
Do szkolenia najczęściej nie wykorzystywano kosztownych, tradycyjnych bomb. Uznano, że taniej i równie skutecznie można szkolić używając bomb betonowych. Skonstruowano i rozpoczęto produkcję całej serii bomb o różnym wagomiarze, od 10 do 250 kilogramów. Bomby były w rozmiarach i kształcie typowych bomb, miały te same podwieszenia oraz miejsca na typowe (standardowe) zapalniki. Różniły się przede wszystkim tym, że nie wybuchały i były wyposażone w szklane fiolki z kwasem powodującym sygnalizacyjne dymienie w wyniku rozbicia szkła przy uderzeniu. Najczęściej zrzucano bomby bez zapalników, co potwierdzają w większości znalezione egzemplarze. Ocena szkolenia i celności odbywała się głównie na zasadzie współpracy, obserwacji i meldunków. Ponieważ bomby szybko znikały w piaszczystym podłożu, na bieżąco raportowano odległości trafień od głównego punktu celowania. Bardziej przydatne były widoczne miejsca upadku bomby - widoczne na wygrabionym podłożu - niż ślady dymowe. Bomba wbita wiele metrów pod ziemię raczej nie pozostawiała dymiącego znaku. Z samym trafianiem bywało różnie. Poszczególne bomby znajdowano nawet setki metrów od centrum okręgu.
Kolejną formą treningu było zrzucanie bomb z tzw. smugaczami - dymiących przez kilkadziesiąt sekund, co umożliwiało dokładne obserwowanie toru lotu bomby, zarówno przez załogę samolotu jak i naziemnych obserwatorów. Taki rodzaj bomby również wymagał użycia zapalnika inicjującego elektrycznie proces dymienia smugacza zamontowanego na betonowej bombie. Opis i konstrukcja betonowych bomb, które znaleziono na poligonie, to kolejny bardzo szeroki temat, wymagający osobnego opracowania.
Bombowce nurkujące
W bystrzyckim lesie bardzo intensywnie szkolono pilotów bombowców nurkujących Junkers Ju 87 Stuka - zwanych u nas popularnie Sztukasami (od nim. nazwy Sturzkampfflugzeug - bombowiec nurkujący, ang. "Stuka"). Ten znany bombowiec odegrał istotną rolę w działaniach II wojny światowej, pozostawił po sobie pamięć zniszczeń, stał się symbolem nie tylko z powodu swojej wszechobecności, a także z powodu dźwięku. Stukas miał zamontowane syreny, ich charakterystyczne wycie w locie nurkowym potęgowało efekt psychologiczny ataku. Ten Junkers były skuteczną i zabójczą bronią. Już pierwszego dnia wojny to właśnie te maszyny zniszczyły Wieluń, były stale obecne na frontach polskiej Wojny Obronnej. Pamiętamy je również z Westerplatte, gdzie 2 września 1939, po godz. 18.00, 58 Junkersów Stuka, wykorzystując brak obrony przeciwlotniczej, zrzuciło 258 bomb ważących w sumie 26,5 tony. Niemieckim pilotom udało się skutecznie wykonać nalot, a jedna z półtonowych bomb trafiła w wartownię nr 5. Zginęło 7 naszych żołnierzy (w tym dowódca), dwóch było rannych. Tego dnia mogło dojść do kapitulacji polskiej załogi, bardzo spadło morale, szczęśliwie na krótko. Opanowano straty, załoga wytrzymała i broniła się nadal. Przykładów zabójczej skuteczności tego samolotu jest znacznie więcej, najczęściej przypominany jest as tej maszyny płk. Hans Urlich Rudel, to właśnie on pojedynczą bombą, trafiając po długim pionowym nurkowaniu, zatopił radziecki krążownik "Marat". Stuka jest symbolem, jest ikoną tej wojny, w Gdańskim muzeum II wojny światowej możemy obejrzeć jego replikę, zawieszoną wysoko, w części ekspozycyjnej. Pamiętny widok.
Napisz komentarz
Komentarze