O tym, że w ogóle jest, mieszkańcy, którzy po II wojnie światowej przybyli tu głównie ze wschodu, wiedzieli. Świadomość tego, że jest cennym zabytkiem, przyjedzie zapewne teraz, gdy odnowiona figura świętego wróciła na swoje miejsce, czyli na posesję państwa Żukowskich w Ratowicach.
Jadąc Polną długi czas można figury nie zauważyć, bo stoi w zielonej wnęce, utworzonej przez żywopłot, ale miejsce łatwo odnaleźć - z daleka widać powiewające nad domem flagi. Biało-czerwona obok unijnej.
W cieniu świętego
Po wojnie figura Jana Nepomucena było zniszczona, rozczłonkowana, a jej kawałków trzeba było szukać na sąsiednich działkach. Żadna instytucja się nim nie interesowała, więc ludzie wzięli sprawy w swoje ręce - skompletowali całość i święty znów stanął przy Polnej, by służyć już nie niemieckim, a polskim mieszkańcom tej wsi.
Lokalne historie głoszą jednak, że z odnowieniem figury związana jest... przepowiednia wróżki.
- Jak opowiadają najstarsi mieszkańcy, tuż po wojnie zniszczona figurka przez dłuższy czas leżała w rowie, który w tamtym czasie przebiegał wzdłuż ulicy Polnej, to było w latach 50. - tłumaczy Beata Jagielska, prezeska Towarzystwa Miłośników Ratowic. - Przy tej ulicy były wówczas zaledwie cztery domy, a jeden z ich mieszkańców bardzo chciał mieć kolejnego syna. Nie mógł się go doczekać, więc wybrał się do wróżki, która miała mu powiedzieć, jaka będzie przyszłość. Dowiedział się, że musi się zaopiekować jakimś świętym. Ponieważ mieszkał niedaleko tego miejsca, ratowiczanin wydobył więc figurkę z rowu, odrestaurował ją tak, jak umiał, i ustawił na cokole po drugiej stronie ulicy, w miejscu, w którym stoi do dziś. Jak się potem okazało, ten pan rzeczywiście doczekał się dwóch synów. I to bliźniaków! Żyją do dziś. Już tu nie mieszkają, ale można powiedzieć, że wychowywali się w cieniu Nepomucena.
Ówczesna renowacja figury święto robiona była metodą chałupniczą, a niektóre elementy trzeba było dorobić.
- Na przykład dłoń miał odlaną z ołowiu - mówi Jakub Żukowski, właściciel posesji, na której obecnie stoi figura.
- Jeden z mieszkańców ulicy Polnej pracował w Czernicy w odlewni, gdzie miał do czynienia z odpowiednimi materiałami, więc dorobił świętemu rękę tak, jak potrafił - dorzuca Władysława (Dzidka) Żukowska. - Gdy kupiliśmy tę działkę, nikt się nas nie pytał, czy chcemy tę figurę czy nie. Po prostu była na posesji.
Jej mąż Roman pod koniec swojego życia zainteresował się kolorową figurą świętego. Kolorową, bo powojenni mieszkańcy Ratowic, wychowani w nieco innej kulturze niż dotychczasowi obywatele tej wsi, postanowili dać świętemu barwy i pomalowali go farbami. Żeby nie był szaro-bury, żeby komża lśniła bielą, a sutanna czernią. Jak w życiu.
Gdy okazało się, że ratowicka figura oficjalnie nie istnieje w żadnym katalogu zabytkowych dzieł sztuki, Roman Żukowski w 2011 roku zgłosił jej istnienie wojewódzkiemu konserwatorowi zabytków.
- Mąż wiedział, że to jest zabytek i szkoda byłoby, gdyby zniknął... - mówi Władysława Żukowska.
Wtedy formalnie założono kartę zabytku, z której dowiadujemy się, że barokowa figura z piaskowca powstał w 1732 roku. Święty Jan - jak czytamy - ukazany jest w stroju kapłańskim, "z zarzuconym płaszczem na ramiona, spiętym a piersiach za pomocą ozdobnej klamry oraz z biretem na głowie. W obydwu wyciągniętych przed siebie dłoniach trzyma krucyfiks, lewą ręką obejmuje ramię krzyża, prawą podtrzymuje jego nasadę". Bogato dekorowany środek obiektu zdobią herby fundatorów z rodziny Mattencloit, pochodzącej z Nadrenii.
Sam cokół był poskładany z elementów starszych niż figura. Wcześniej były one czymś innym, np. częścią okna czy obramowania drzwi wejściowych. I te fragmenty na pewno są starsze niż osiemnastowieczna.
Z karty zabytku wynika, że w chwili opisu z 2011 roku figura miała znaczne ubytki twarzy, ale też i rekonstrukcje niektórych ubytków, choćby właśnie prawej dłoni.
W momencie zgłoszenia właścicielem zabytku był Roman Żukowski. Teraz, po jego śmierci, schedę po ojcu przejął pan Jakub.
Ludzie lubili to miejsce
Gdy Żukowscy kupili nieruchomość przy Polnej w Ratowicach, początkowo nikt się tą figurą nie interesował. Stała sobie na ich posesji jak przed wojną, zawsze był do niej swobodny dostęp wprost z ulicy, ludzie przychodzili, gdy chcieli. W Boże Ciało zwykle zatrzymywała się tu procesja. Gdy ktoś chciał się pomodlić, modlił się. Czasem ktoś przyniósł kwiaty, zapalił świeczkę.
- Teren jest otwarty, a figura to jest nasze dobro wspólne, więc jeśli ktoś jest wierzący, to się tu spokojnie może pomodlić do świętego - zapewnia pan Jakub. I tak było przez lata. Jednak gdy jego ojciec się zainteresował figurą i wpisał ją do rejestru zabytków, wtedy Nepomucen z Ratowic w sensie prawnym formalnie się uwidocznił, zaistniał w dokumentach.
Trochę to trwało, bo dopiero we wrześniu 2021 roku Jakub Żukowski dostał pismo w sprawie rzeźby.
- Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków we Wrocławiu poinformował nas, że trzeba poddać figurę renowacji - mówi. - I wtedy ruszyła cała procedura.
A ponieważ teraz to Żukowscy są formalnie jej właścicielami, to wszystko spadło na ich barki.
- Musiałem znaleźć kogoś, kto by się tym zajął - opowiada pan Jakub. - Na szczęście dostałem namiary na odpowiednich ludzi, całą listę. Zadzwoniłem do pierwszej osoby z tej listy, to była pani Maria Gąsior z wrocławskiej ASP, która zajmuje się także konserwacją zabytków. Nawiązałem kontakt, zgodziła się przeprowadzić renowację. Potem jeździłem z pismami do różnych urzędów. Miałem już kosztorys, więc ubiegałem się o dotacje.
Całość prac konserwatorskich ma kosztować mniej więcej 120 tys. zł. Około 80 tys. zł szczęśliwie już dostał z Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków we Wrocławiu.
- Niestety to za mało i teraz muszę na własną rękę muszę znaleźć resztę, czyli ponad 40 tys. zł - opowiada pan Jakub. W sprawę zaangażował się sołtys Ratowic Jarosław Jagielski, więc z sołectwa też zapewne coś skapnie.
- Tworzy się właśnie w gminie Czernica budżet na nowy rok i są tam środki na konserwację zabytków, więc myślę, że z tego uda się coś pozyskać - mówi sołtys Ratowic Jarosław Jagielski. - Na pewno nie zostawimy Jakuba ani Nepomucena bez pomocy. Już wiem, że sołectwo na pewno pomoże sfinansować naprawę kutego ogrodzenia i jego konserwację, co wykonał sąsiad pana Jakuba z naprzeciwka Krzysztof Gołębiowski.
- Cały obiekt był mocno zniszczony - mówi Maria Gąsior, która zajmowała się renowacją figury. - Jest to rzeźba o dużej klasie, wyjątkowa, bardzo wdzięczna i bardzo ładna, czego wcześniej nie było widać, bo była przemalowywana, a pod koniec wojny sama figura została zrzucona z cokołu. Potem dłoń miała odtworzoną w ołowiu. Z czymś takim ani ja, ani nikt z moich kolegów konserwatorów nigdy nie spotkał.
Nie znamy autora rzeźby, ale pani Gąsior twierdzi, że wyszła spod ręki bardzo dobrego rzeźbiarza. Dobrze wie, co mówi, bo robiła dokumentacje do 9 dolnośląskich Nepomucenów, a 7 z nich osobiście poddawała konserwacji.
- Jest to jedna z lepszych rzeźb, z jakimi miałam do czynienia - mówi.
Napisz komentarz
Komentarze