Była kresowianką, jak większość mieszkańców Oławy w połowie lat 40. minionego wieku, bardzo ciężko doświadczonych przez los. Urodziła się 6 kwietnia 1911 r. w Milatynie Nowym w woj. tarnopolskim. W tejże wiosce od 1747 r. w Kościele pw. św. Krzyża znajdował się łaskami słynący obraz Chrystusa Ukrzyżowanego. Podczas II wojny światowej leżał zakopany w ziemi w jednym z tutejszych gospodarstw; w 1945 r. trafił do Krakowa.
Szkołę średnią "nasza Pani" ukończyła w Radziechowie, niewielkim mieście przy szlaku drogowym ze Lwowa do Łucka. W miasteczku do tej pory zachował się ratusz i kamieniczki z XIX w., cerkiew greckokatolicka jak również pałacyk mieszczący obecnie szkołę muzyczną i bibliotekę.
Rodzice Pani Profesor prowadzili gospodarstwo rolne i sądzili, że córka kiedyś je przejmie, ale lekko krnąbrna, a bardzo uzdolniona, Stanisława miała inny pomysł na życie. Chciała się uczyć! Mimo oporu rodziców "postawiła na swoim". Podjęła studia na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie na Wydziale Filozofii w 1932 r., a ukończyła w 1936 otrzymując dyplom magistra.
Miała zatem Pani Profesor dwie pasje naukową - filozofię i zawodową - historię. Tą ostatnią parała się przez całe zawodowe życie. Rozpoczęła je w 1937 r. w Gimnazjum im. T. Kościuszki we Lwowie i kontynuowała do 1939 r. W czasie wojny uczyła w szkołach w Toporowie, Sokalu i Radziechowie.
Praca nauczyciela w latach wojny nie była łatwą. Wiem o tym z relacji wychowanków i uczniów mojej cioci Karoliny Piskozub, która będąc nauczycielką w latach kolejnych okupacji, też na Kresach, sama zbijała z desek tablicę, a potem malowała czarną farbą. Za pracę nie otrzymywała zapłaty, a żyła dzięki pomocy rodziców uczniów, którzy wspierali ją produktami żywnościowymi, odzieżą itp.
W 1945 r. w ramach ekspatriacji Pani Profesor trafiła do Oławy, było to jeszcze przed wrześniem. W zgodzie ze swoim zawodem i powołaniem natychmiast włączyła się w prace fizyczne i działalność merytoryczną na rzecz liceum. Ogromny zapał nauczycieli i uczniów zaowocował rozpoczęciem procesu dydaktycznego już 4 września 1945 r. W składzie pierwszego grona znalazła się profesor Stanisława Sajkiewicz obok dyrektora Mikołaja Ciołka oraz nauczycieli: Marii Polańskiej, Marii Paszkiewicz, Wacława Czapelskiego, Franciszka Gorazda i Stefana Serbeńskiego.
Aby adekwatnie opowiedzieć jaka była, należałoby użyć bardzo wielu przymiotników lub zdań prostych, dlatego posłużę się opisem kilku faktów i zdarzeń.
Naukę w liceum rozpocząłem w 1953 r. wraz z grupą około 30 koleżanek i kolegów. Wśród niej była subtelnej urody i delikatnej osobowości Helena Tarnowska przez wszystkich do dzisiaj nazywana Lusią, krewna Pani Profesor i tak jak inni "wyrywana" do odpowiedzi. W mojej ocenie w takich sytuacjach Pani Profesor potrafiła idealnie wyważyć rodzinne ciepło i wymagalność.
Kiedyś kompletnie nieprzygotowany do lekcji zostałem poproszony do tablicy z zadaniem narysowania kolumny w stylu jońskim. Nie miałem pojęcia jak wygląda jej zwieńczenie. Ktoś podpowiedział: "baranie rogi", narysowałem coś na kształt "łopat" łosia, klasa wybuchnęła śmiechem, a wraz z nią nieoceniona Pani Profesor. Chyba dlatego nie wpisała mi oceny niedostatecznej, a jedynie kazała się przygotować na rysowanie kolumn w stylu doryckim i korynckim. Właściwe zwieńczenie narysowała Halinka - prymuska żeńskiej części klasy.
W klasie IX w czasie przerwy jak zwykle szukałem wzrokiem w tłumie ślicznej blondynki Basi Bargieł, a potem z zainteresowaniem się jej przyglądałem. Dyżurująca na korytarzu Pani Profesor zauważyła to i z surową miną nakazała mi pomyśleć o następnej lekcji, żebym nie był rozkojarzony. Niedługo po tym, gdy byliśmy na "zielonej szkole" i nosiłem z Halinką Kowalską kosze z zebranymi szyszkami chmielu, patrzyła na nas z uśmiechem i aprobatą. Pani Profesor chyba lubiła te wyjazdy (oprócz zbiórki chmielu były wykopki lub poszukiwanie stonki ziemniaczanej), bo wówczas uśmiech na Jej twarzy był najbardziej promienny. Zresztą, gdy po latach przywołuję Jej obraz, to dominuje pobłażanie w oczach i uśmiech, trochę nieśmiały.
Halinka "od chmielu" wspomina, że po roku 1956 Profesor aktywnie włączyła się w tworzenie odrodzonego harcerstwa wspierając działania drużyn i zastępów.
Historia to nie był łatwy przedmiot do nauczenia w owym czasie, na szczęście była to połowa lat 50. i historia najnowsza zajmowała w programie niewiele miejsca.
Ze wzruszeniem wspominam początek roku 1957, gdy miałem duży problem osobisty, a w jego rozwiązaniu w sposób zasadniczy pomogła mi Pani Profesor.
Praca naszej wychowawczyni i całego grona dydaktycznego dała znaczące rezultaty. Tylko z naszej stosunkowo nielicznej klasy wywodzą się: nauczycielka biologii w naszej Alma Mater wspominana wcześniej Halinka Kowalska, dyrektorka Okręgowej Stacji Hodowli Zwierząt w Opolu Agnieszka Szanek, Rysiek Bronowski, który był naczelnym inżynierem w Przedsiębiorstwie Budowlanym "BUDOMASZ" w Bielsku Białej, Sławek Zawadzki - dyrektor naczelny Dolnośląskich Zakładów Tworzyw Sztucznych w Oławie, Ryszard Olejnik - ceniony dydaktyk w szkole Jelczańskich Zakładów Samochodowych, a przede wszystkim wybitny działacz sportowy w regionie i w kraju, Ludwik Rzeszotnik - dyrektor Zespołu Szkół w Kluczborku, czy w końcu Michał Mazur obdarzony świetnym głosem znany, chyba wszystkim oławianom.
Moi niektórzy rozmówcy podnosili to, że Pani Profesor była niekiedy dość zdystansowana. Nawet jeśli tak było, to chyba dobrze, bo w sytuacjach nieco kontrowersyjnych nie mogło dojść do podejmowania działań, czy decyzji emocjonalnych. W tym miejscu chcę przytoczyć opinię Tadeusza Myślika (matura 1947) zawartą w publikacji z okazji 50 lat Liceum (Agencja Wydawnictwo "AWIA"), cytuję: Osobiście najwięcej zawdzięczam dwóm znakomitym kobietom: polonistce Pani Marii Polańskiej-Krasuskiej i historyczce Pani Stanisławie Sajkiewicz i dalej: Ich umiejętnościom zawdzięczam, że w ciągu dwu lat liceum w Oławie nauczyłem się więcej niż w ciągu czterech lat studiów wyższych. (...)
Gdy dziś z perspektywy kilku dziesięcioleci wspominam, ale też poddaję krytycznej analizie procesy: dydaktyczny i pedagogiczny, realizowane przez Panią Profesor, odnajduję w nich w zakresie teorii pierwiastki Jej znaczącej wiedzy filozoficznej, skłaniającej się do poglądów pisarza i myśliciela hrabiego Lwa Tołstoja, głosiciela doktryny, "nieprzeciwstawiania się złu przemocą", a w zakresie praktyki - do organizacji procesu nauczania wg wzorców z jego szkoły w Jasnej Polanie.
Życie Pani Stanisławy, o dziwo, przeplatało się odrobinę z życiem mojej rodziny. Gdy w 1957 roku kończyłem naukę w Liceum, dwa miesiące później rozpoczynała ją moja cioteczna siostra św. p. Maria Drozd (z domu Jagodzińska), a Jej wychowawczynią została... Pani Profesor Sajkiewicz. Marysia kilka lat później została nauczycielką biologii w Szkole Podstawowej nr 1. Po pewnym czasie od przejścia na emeryturę Pani Profesor zamieszkała przy ul. Krótkiej 1, a pod adresem Krótka 3 zamieszkiwała moja babcia ze stron mamy - Rozalia, którą bardzo często odwiedzałem.
Pod koniec długoletniej aktywności zawodowej naszej wychowawczyni pojawiły się problemy zdrowotne, a także inne, które zadecydowały o podjęciu przez nią decyzji przejścia w stan spoczynku.
Profesor Stanisława Sajkiewicz odeszła od nas 7 września 1983 r. i spoczęła na oławskim cmentarzu przy ul. Zwierzynieckiej. Na jej mogile, gdy jestem w Oławie, widuję dowody pamięci o Niej: kwiaty i znicze.
Zygmunt Piskozub
(korzystałem m.in. z ustnej relacji Heleny Zagórskiej z d. Tarnowska)
Napisz komentarz
Komentarze