- Podczas konferencji prasowej KO przedstawiono pana jako osobę znaną w Oławie, która się tu urodziła, chodziła do szkoły, mieszka. Tymczasem wielu mieszkańców pyta: "A kto to jest Soroczyński?". Czy nie za późno zabiera się pan za kampanię?
- KO jest partią i zanim podamy oficjalne informacje, musimy zachować pewne procedury, które nie obowiązują małych komitetów wyborczych. Nie, nie uważam, że za późno rozpoczynamy kampanię, bo nie jest ważne jak się zaczyna, tylko jak się kończy. Jesteśmy przygotowani, zmobilizowani, mamy głowy pełne pomysłów, na naszych listach są młode osoby z pasjami, którym zależy na tym, by miasto wreszcie było dla mieszkańców. Oława jest stosunkowo duża i na pewno nie wszyscy mnie znają, ale zapewne nie wszyscy też znają obecnego burmistrza, bo jest wiele osób, które nie interesuje się polityką, nawet tą lokalną. Natomiast ci, którzy angażują się społecznie, na pewno mnie znają, bo ja też od lat często angażuję się społecznie.
- Proszę podać kilka przykładów?
- W 2014 podczas Dni Koguta promowałem w Oławie Dni Dawcy Szpiku Kostnego, bo sam też jestem takim dawcą. Angażowałem się w akcję zbierania podpisów pod ustawę obywatelską o in vitro wraz z przedstawicielami lokalnych struktur PO, przyłączyłem się w działań zmierzających do budowy ścieżek rowerowych na terenie miasta i powiatu, a zawsze wszystko to robiłem w swoim wolnym czasie, a nie z racji pełnionej funkcji. Więc, ci którzy interesują się tym, co dzieje się w Oławie, i chcieli mnie poznać, na pewno znają. Gdy oficjalnie ogłoszono, że jestem kandydatem na burmistrza, jeszcze tego samego wieczora odebrałem bardzo dużo telefonów i SMS-ów z gratulacjami od mieszkańców Oławy, ale też od pracowników Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego, gdzie pracuję. Ci drudzy życzyli mi wygranej, a jednocześnie wyrażali żal, że będzie to duża strata dla naszego urzędu, gdzie od dwóch lat prowadzę związek zawodowy, który założyłem i walczę o prawa współpracowników. Nie tylko tych pracujących w zespole zamiejscowym Departamentu Inspekcji Bankowych we Wrocławiu, ale całego urzędu KNF w całej Polsce.
- Ale nadal mieszka pan w Oławie?
- Tak. I zawsze mieszkałem. Wprawdzie byłoby rozsądniej przenieść się do Wrocławia czy Warszawy, to jednak Oława zawsze była i jest moim domem. Już nawet w pracy śmieją się, że jestem lokalnym patriotą, bo gdy jadę w delegację albo biorę udział w zawodowych spotkaniach, to w wolnych chwilach zawsze opowiadam o Oławie, o herbie - kogucie i pokazuję zdjęcia Oławy.
- Zawsze tak było?
- Tak, bo Oława zawsze mi się podobała. Tu urodzili się moi rodzice, moje rodzeństwo i ja oraz mój brat bliźniak. Oni się wyprowadzili, ja zostałem. Wcześniej pracowałem w centrali Banku Spółdzielczego w Oławie, później przeszedłem do pracy w nadzorze bankowym, ale w Oławie mam dużo przyjaciół i naprawdę kocham to miasto. Mam jednak wiele zastrzeżeń do zmian, jakie tu zachodzą, oraz do sposobów ich wprowadzania. Chcę to zmienić. Teraz na burmistrza startuje sześciu kandydatów i każdy ma jakieś pomysły na miasto. Szanuję te wszelkie inicjatywy i będę im kibicował, bo dobre pomysły trzeba realizować niezależnie od tego, kto jest ich autorem.
- Jaki jest pański przepis na sukces?
- Zawsze z optymizmem patrzę w przyszłość i myślę pozytywnie. Oczywiście nie zawsze wszystko się udaje, bo świat już taki jest, ale jeżeli myślimy pozytywnie, są duże szanse na sukces. Jestem tego przykładem. Dotychczas spełniały się wszystkie moje cele zarówno w życiu prywatnym jak i zawodowym. Otwartość i pozytywne nastawienie są również drogą do sukcesu w kontaktach międzyludzkich. Tylko poprzez rozmowę jesteśmy w stanie zrozumieć drugiego człowieka i poznać jego dążenia. Owszem, bywa to trudne, zwłaszcza gdy stoi się po przeciwnej stronie tzw. barykady, ale osiem lat pracy w urzędzie pokazało mi, że to potrafię. Od 14 lat zajmuję się oceną ryzyka (specjalizuje się w ryzyku operacyjnym, w tym prawnym, oraz badam ryzyko kredytowe), więc zanim podejmę decyzję, dokładnie sprawdzam fakty i na nich się opieram. Praca inspektora w Urzędzie Komisji Nadzoru Finansowego nauczyła mnie dobrej organizacji pracy i że należy zawsze przestrzegać przepisów prawa - nie ma wyjątków.
- Nie wszystko w Oławie się panu podoba. Co konkretnie wymaga zmiany?
- Jestem ekologiem, lubię naturę i tego mi brakuje. Obecna polityka miasta promuje betonozę. Trzeba to zmienić. Tworzyć zielone skwery, a nie stawiać doniczki, nie wycinać drzew, tylko je ratować. Chciałbym np. stworzyć w Oławie miejsce, gdzie każdy, komu urodzi się dziecko, będzie mógł tam z tej okazji posadzić drzewo ze stosowną plakietką i przez kolejne lata o nie dbać. W ten sposób nie tylko tworzy się zielone miejsca, ale też angażuje społeczeństwo. Tak można by np. zasadzić część drzew w parku miejskim, który chciałbym stworzyć na osiedlu Sobieskiego. Większość drzew w tym parku oczywiście posadziłoby miasto, ale część sukcesywnie mogliby sadzić mieszkańcy. Choć to nie zadanie miasta, chciałbym by w końcu odnowiono budynek dworca PKP w Oławie aby był piękną wizytówką miasta. Dlaczego w innych miasteczkach mogą one być ładne, a u nas nie? Burmistrz powinien też lobbować za innymi sprawami, które wprost nie należą do zadań miasta, ale mają wpływ na jego wizerunek czy funkcjonalność. Jeżeli się rozmawia z ludźmi, pokazuje, że nam zależy, to jest większa szansa na sukces.
- Czyli nie pisma, a rozmowa?
- Pisma też, ale w ślad za tym spotkania i rozmowa. Jako związkowiec nie raz na początku sprawy słyszę "nie da się", ale gdy się za tym chodzi i dobrze argumentuje, to zawsze się da. Co do wspomnianych zmian to bardzo ważne jest jak burmistrz traktuje mieszkańców, a w szczególności tych, którzy chcą się angażować w życie miasta. Obecnego burmistrza nie interesuje opinia mieszkańców, czego ja i Agnieszka Mikołajek, autorzy zwycięskich projektów Oławskiego Budżetu Obywatelskiego, jesteśmy najlepszym przykładem. Chociaż to nasze pomysły wygrały, burmistrz o niczym nas nie informuje, nie konsultuje, nie zaprasza do współpracy, nie angażuje, choć bardzo tego chcemy, wręcz oczekujemy. Tymczasem prace trwają, a my o wszelkich zmianach czy planach dowiadujemy się z mediów społecznościowych albo z gazety. Tak być nie powinno i trzeba to zmienić. Nie znaczy to, że wszyscy w urzędzie miasta pracują źle i wszystko wymaga zmiany, a ja - gdy zostanę burmistrzem - to wymienię wszystkich urzędników.
- Nie będzie pan przysłowiową miotłą polityczną?
- Nie. I chciałbym to jasno powiedzieć, uspokoić pracowników urzędu miejskiego oraz jednostek mu podległych. Jestem związkowcem i uważam, że jeżeli ktoś dobrze pracuje, wypełnia swoje obowiązki, to nie ma powodu go zwalniać. Co więcej - wiem, że mobbing i dyskryminacja są w prawie każdym zakładzie pracy, dlatego uważam, że każdy zakład podobnie jak urząd powinien z tym skutecznie walczyć. Należy wprowadzić np. kodeks etyki w tym m.in. standardy postępowania związane ze sprawowaniem funkcji kierowniczych oraz standardy postępowania w zakresie kultury pracy i relacji pracowników. Muszą być też jasno określone zasady zarządzania konfliktem interesów. To, że coś jest dopuszczalne prawnie, nie znaczy, że powinno mieć miejsce. Nie ma tak, że jak ktoś coś komu załatwi albo jest z rodziny, to jest traktowany inaczej. Nie powinno tak być i są na to jasno określone zasady. Skuteczne zarządzanie konfliktem interesów chroni nie tylko mieszkańców, ale też pracowników urzędu. Apeluję więc do urzędników, by się nie bali, bo słyszałem już głosy, żeby uważali, bo przyjdzie nowa miotła i ich wszystkich pozwalnia. Powtarzam jeszcze raz - nie zwalnia się nikogo bez powodu. Zależy mi na tym, aby warunki pracy były jak najlepsze, jasne zasady awansu, nagradzania i podwyżek, a na stanowiska kierownicze prawdziwe konkursy, a kandydaci oceniani za umiejętności, a nie po znajomości. Urząd ma być transparentny, a burmistrz otwarty na rozmowę z mieszkańcami i radnymi niezależnie od tego, czy są oni z jego koalicji czy z opozycji. Po wygranych wyborach na pewno zrobię w urzędzie audyt otwarcia, jak się to obecnie dzieje w ministerstwach, żeby wiedzieć, na czym stoję, bo bez tego nie wyobrażam sobie rozpoczęcia pracy i zarządzania urzędem.
- Jakie są najważniejsze punkty pana programu wyborczego?
- Ogromnym problemem w Oławie są korki uliczne. Nie może być jednak tak, że zarządca każdej drogi rządzi się swoimi prawami, a burmistrz tylko wystawia opinie. To muszą być wspólne uzgadniania, bo w ten sposób problem nigdy się nie zmniejszy.
- Problem korków w mieście można rozwiązać bez budowy kolejnych dróg?
- Konieczna jest budowa obwodnicy miasta. To trudny temat. Dlaczego jednak inne nawet małe miasta je mają, a Oława, mimo że temat powraca od lat, wciąż tej obwodnicy nie ma? Kilka lat temu przed wjazdem do miasta wisiały banery głoszące: "Mamy obwodnicę!", tymczasem do tej pory nie wbito nawet łopaty pod tę inwestycję. Moim zdaniem dotychczas za mało lobbowano w tej sprawie.
Napisz komentarz
Komentarze