Polskie sądy od paru lat zalewane są tysiącami pozwów pielęgniarek i położnych. Chodzi o dwie sytuacje, wynikające z nowelizacji ustawy zmieniającej sposób finansowania personelu placówek medycznych z lipca 2022 roku.
Sytuacja numer 1 - pielęgniarki i położne z formalnie niższymi kwalifikacjami sądzą się ze szpitalami, bo uważają, że są dyskryminowane dostając niższe wynagrodzenie za tę samą pracę i ten sam zakres zadań.
Sytuacja numer 2 - pielęgniarki z wyższym wykształceniem magisterskim i specjalizacją sądzą się, gdy szpital nie uwzględnia ich wykształcenia i specjalizacji przy ustalaniu wysokości wynagrodzenia.
W jednym i drugim przypadku zapadają różne wyroki, a dyrekcje muszą płacić zaległe wynagrodzenia, bo nowelizacja okazała się swego rodzaju pułapką dla szpitali. Zróżnicowano wynagrodzenia tym z wyższym wykształcenie, to dyrekcje oskarżane są o dyskryminację pozostałych. Nie zróżnicowano - przegrywają procesy o zapłatę wynagrodzenia zgodnie z ustawą.
W przypadku oławskiego szpitala mamy do czynienia z obiema sytuacjami, ale teraz interesuje nas ta numer 2 - otóż trzynaście pielęgniarek i położnych zawalczyło w sądzie o wyższe wynagrodzenie, uwzględniające ich wykształcenie magisterskie i specjalizację, czego dyrekcja oławskiego szpitala dotąd nie chciała wziąć pod uwagę.
- Dyrektor twierdził, że dla niego jako dyrektora szpitala to wyższe wykształcenie pielęgniarek czy położnych nie ma żadnego znaczenia i nie jest przez niego wymagane - mówi adwokat Joanna Pawłowska, prowadząca sprawy 13 pielęgniarek i położnych z oławskiego szpitala. - Uważam, że prawidłowa wykładnia tego przepisu jest taka, że to ustawodawca zaszeregował pracowników z określonymi kwalifikacjami do określonych grup, którym należało o taki czy inny procent podnieść wynagrodzenie i tutaj nie mogło być żadnej roli dyrektora. Tymczasem dyrektor naszego szpitala to sobie przyznał prawo decydowania o tym, że pracownik, który podniósł kwalifikacje, może je mieć, ale on wykorzystuje tylko jego wiedzę z zakresu szkoły średniej, bo więcej to już go nie interesuje. Dziwię się panu dyrektorowi, że zaryzykował, bo wszyscy inni dolnośląscy dyrektorzy podnosili wynagrodzenie. Już w trakcie procesu dyrektor musiał też wiedzieć, że zapadają niekorzystne wyroki dla szpitali.
Sześć spraw z tych trzynastu już zakończyło się prawomocnymi wyrokami sądu apelacyjnego i przykładowo ZOZ w Oławie musi teraz wypłacić jednej z położnych 7200 zł brutto tytułem wynagrodzenia za płacę za okres od sierpnia 2021 do lipca 2022, bo takiego okresu dotyczył pozew. Średnio dla wszystkich pań jest to między 5 a 7,5 tys. zł od osoby. Do tego dojdą oczywiście ustawowe odsetki od tej kwoty, a także pochodne. W przypadku wszystkich 13 pielęgniarek i położnych, których sprawy dobiegają końca, oraz uwzględniając to, że dyrekcja oławskiego szpitala będzie zmuszona zapłacić im wyższe wynagrodzenie wraz z odsetkami oraz pochodnymi także za kolejne lata, czyli od lipca 2022 do teraz, może chodzić o niebagatelną kwotę ok. 400 tys zł. Jeśli jeszcze do tego uwzględnimy, że w podobnej sytuacji jak te 13 pań jest w naszym szpitalu kolejnych niemal 20 pielęgniarek i położnych, kwota należności może zbliżyć się do miliona złotych!
Na razie nie ma uzasadnienia tych pierwszych "oławskich" wyroków Sądu Okręgowego we Wrocławiu, rozpatrującego apelację 28 i 30 stycznia 2025, ale w innych podobnych sprawach sądy uznawały, że uzyskanie przez pielęgniarki i położne dodatkowych kwalifikacji formalnych, czyli właśnie wyższego magisterskiego wykształcenia przekłada się na większą ilość oraz lepszą jakość wykonywanej przez nich pracy. - Uzyskanie wyższego wykształcenia magisterskiego i specjalizacji przekłada się na większy zakres uprawnień pielęgniarek, a tym samym powinien wpływać na wysokość wynagrodzenia konkretnych pracowników - czytamy np. w uzasadnieniu wyroku Sądu Okręgowego w Kielcach.
- Nasze pozwy poszły do sądu w lutym 2022 roku, a wcześniej próbowałyśmy się dogadać z dyrekcją polubownie, ale nie było takiej woli ze strony szpitala - mówi Paulina Bagińska, położna oddziału neonatologicznego szpitala w Oławie.
- W momencie, gdy składałyśmy pozew, nasze wynagrodzenie zasadnicze oscylowało w granicach 4800 zł, a z ustawy wynikało, że powinno być 5400 zł - mówi Agnieszka Stolarczyk - położna oddziału ginekologiczno-położniczego.
Na co liczą po wygraniu sprawy?
- Liczę na to, że moje kwalifikacje zostaną uznane i że będę miała zapłacone zgodnie z ustawą - mówi Paulina Bagińska. - Przez to, co dyrektor robił do tej pory, nie czułam się doceniana. Spędziłam na nauce w sumie 10 lat, aby mieć te wszystkie kwalifikacje. Do wielu czynności nie potrzebuję teraz obecności lekarza. Mam na tyle wysokie kompetencje, że niektóre rzeczy mogę robić bez zlecenia lekarskiego, co oczywiście jest z korzyścią dla pacjenta, bo usprawnia pracę całego oddziału. My ustawowo mamy obowiązek podnoszenia kwalifikacji, umiejętności i wiedzy. To nie jest nasze widzimisię. Natomiast dyrektor nie brał tego pod uwagę. Mówił nam, że on nie potrzebuje tego "magistra" u pielęgniarek i położnych. Gdy jednak tłumaczyłyśmy mu, jakie są zmiany w naszych kompetencjach, że z odpowiednim wykształceniem mogę teraz robić wiele rzeczy, których wcześniej nie mogłam wykonywać, dyrektor robił wielkie oczy, jakby nie miał świadomości, co ten magister daje pielęgniarce czy położnej. A w przypadku położnej, którą jestem, to np. możliwość podawania leków bez zlecenia lekarskiego. Przy zaburzeniach oddychania u dziecka mam możliwość rozpoczęcia leczenia na zasadzie tlenoterapii i też nie potrzebuję przy tym lekarza, co w nagłych przypadkach jest niesamowicie potrzebne. Z drugiej strony są prawa pacjenta, które mówią, że pacjent ma prawo do najnowszej i najlepszej wiedzy oraz takiej też jakości opieki. My nie możemy się tego zrzec. Dyrektor nie uznając moich kwalifikacji też tak naprawdę je wykorzystuje, bo mam ustawowy obowiązek je wykorzystywać wobec pacjenta. Za to jednak nie miałam płacone.
Napisz komentarz
Komentarze