I dalej: - Już w piątek źle się czułam, pokaszliwałam, katar, wieczorem stan podgorączkowy, ale myślę, że weekend, to wygrzeje się, podleczę sama, może przejdzie.... - napisała do nas pani Anna Brzeszcz. - No, niestety, w niedzielę straciłam głos, więc w poniedziałek już od godz. 7.55 usiłowałam dodzwonić się do mojego lekarza pierwszego kontaktu w Przychodni Rodzinnej Doktora J. Bez skutku... Głuchy telefon. Mam nocną zmianę, więc załatwiłam sobie wolne, bo o ile w dzień jeszcze jako tako funkcjonuję, to wieczorem gorączka i kaszel są bardzo uciążliwe. Wtorek rano... 8.30 wchodzę do rejestracji w/w PRZYCHODNI, panie pielęgniarki zagadane, nie śmiem przerywać, ale mój kaszel im w końcu nie daje dokończyć tematu... Mówię /skrzeczę raczej/, o co mi chodzi, pani z nerwem przerzuca kartki kalendarza....
- No, niestety nie mam, co z panią zrobić, teraz doktor przyjmuje w Owczarach, pani jest może z tej okolicy?
- Nie, jestem z Oławy...
- Od 15.30 przyjmuje doktor A., no ale nie mam co z panią zrobić, trzeba było przyjść przed 8.00, ludzie już od 8.00 pod przychodnią stoją... Teraz przyjmuje pediatra, ale on pani nie przyjmie..
Ręce mi opadły, jeszcze tylko wzięłam nr tel do doktora, bo może zadzwonię ze skargą.
Naprawdę nie choruję często, nie zawracam im głowy jakimiś błahostkami, ale jak już naprawdę źle się czuję, to chciałabym móc skorzystać z podstawowej opieki medycznej, jaka mi się do cholery jasnej /przepraszam/ należy.
To nie pierwszy taki przypadek, kiedy te "zapracowane" panie odesłały mnie z kwitkiem... W tej przychodni ewidentnie coś nie gra i tylko nie wiem czy Pan doktor J. jest tego nieświadomy czy to jest jawne lekceważenie pacjentów. Przykre.
Z poważaniem
Anna Brzeszcz - wkrótce już była pacjentka przychodni doktora J.
Napisz komentarz
Komentarze