Reklama
Zatrzymany kolejny podejrzany o morderstwo w Miłoszycach. AKTUALIZACJA
- 14.06.2017 11:20 (aktualizacja 27.09.2023 11:32)
Jak poinformowała "Gazeta Wrocławska" to 42-latek, który siedzi w więzieniu za inne gwałty. Wczoraj doprowadzono go do prokuratury. Jest podejrzany o udział w zbrodni, do której doszło w 1996 roku w Miłoszycach. Zamordowano wtedy 15-letnią Małgorzatę.
Sprawdziliśmy, nasze źródło również potwierdziło informację o zatrzymanym mężczyźnie, który jest podejrzany o udział w tym morderstwie.
Aktualizacja. Policja wydała już oficjalny komunikat:
- Mężczyzna podejrzany o udział w zabójstwie nastolatki, do którego doszło 20 lat temu został ustalony w wyniku wspólnych działań policji i prokuratury - asp. szt. Łukasz Dutkowiak. - 42-latek usłyszał już zarzut zabójstwa oraz dokonania gwałtu ze szczególnym okrucieństwem, a sad podjął decyzję o zastosowaniu wobec niego środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztu.
Na wniosek Naczelnika Dolnośląskiego Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji we Wrocławiu w listopadzie 2016 roku Komendant Wojewódzki Policji we Wrocławiu powołał grupę śledczą do wykonywania czynności procesowych i operacyjnych w sprawie zgwałcenia ze szczególnym okrucieństwem 15-letniej dziewczyny.
W skład tej specjalnej grupy weszli najbardziej doświadczeni dolnośląscy policjanci z Wydziału Dochodzeniowo Śledczego i Wydziału Kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu oraz funkcjonariusz z wrocławskiego zarządu Centralnego Biura Śledczego Policji.
Funkcjonariusze ustalili, że jednym ze sprawców tej zbrodni jest 42-letni mężczyzna, który obecnie odbywa karę pozbawienia wolności za inne przestępstwa na tle seksualnym.
Zebrany przez zespół policjantów i prokuratorów materiał dowodowy pozwolił na przedstawienie 13 czerwca podejrzanemu zarzutu zabójstwa oraz dokonania gwałtu ze szczególnym okrucieństwem. Natomiast 14 czerwca Sąd Rejonowy dla Wrocławia Śródmieścia zastosował wobec tego mężczyzny środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania na trzy miesiące.
Nad sprawą nadal pracują policjanci i prokuratorzy, wykonywane są intensywne czynności zmierzające do wyjaśnienia jej wszelkich okoliczności.
(źródło: policja dolnośląska)
***
- Dziewczynę była tak okrutnie zgwałcona, że nawet biegły, który jest doświadczonym lekarzem, stwierdził, że mamy tu czynienia z wyjątkową brutalnością, zapierającą dech - mówiła nam w 1997 roku mecenas Ewa Szymecka, pełnomocnik rodziców Małgosi. - To jest taka zbrodnia, która woła o pomstę do nieba. Sprawca rysuje się tutaj jako ktoś na wskroś zwyrodniały.
W marcu 2016 roku informowaliśmy, że minister sprawiedliwości polecił, aby sprawę ponownie zbadali śledczy:
Co się wydarzyło w Miłoszycach
Poniżej artykuł, który opublikowaliśmy w ubiegłym roku
W ostatni dzień grudnia 1996 Małgosia bawiła się w towarzystwie koleżanek w miłoszyckim klubie "Alcatraz". Tuż po północy ostatni raz widziano ją żywą
Przebywała wtedy w towarzystwie Krzysztofa z Miłoszyc. Po pierwszej w nocy to właśnie on wyprowadził ją z dyskoteki, bo źle się poczuła. Do Krzyśka i Małgosi podeszło wtedy dwóch młodych mężczyzn. Jeden z nich, zwracając się do Małgosi po imieniu, miał do niej pretensje, że piła alkohol. Powiedział, że nazywa się Irek, jest jej bratem i odprowadzi ją do domu. W rzeczywistości jednak Małgosia nie miała brata. Po chwili Krzysiek wrócił na dyskotekę, a mężczyzna, z którym przyszedł Irek, odszedł na bok. Dziewczyna została sam na sam z owym "bratem". Razem weszli na posesję, znajdującą się niecałe sto metrów od dyskoteki. Jeden ze świadków widział, że podszedł do nich jeszcze jeden młody mężczyzna. Według zeznań tego świadka, obaj mężczyźni prowadzili Małgosię między sobą, kierując się w stronę Jelcza-Laskowic. Co się potem działo - dokładnie nie wiadomo. Po godzinie pierwszej Iwona, koleżanka Małgosi, zabrała z szatni jej kurtkę i wróciła do domu. Około godziny czwartej zadzwonili do niej zaniepokojeni rodzice Małgosi. Gdy dowiedzieli się, że nikt nie potrafi powiedzieć, gdzie jest ich córka, rozpoczęli poszukiwania. W ich trakcie byli także przed bramą, w której zniknęła Małgosia, prowadzona przez tajemniczego Irka. Niczego podejrzanego jednak nie zauważyli. O 13.05 złożyli na policji zawiadomienie o zaginięciu córki, a mieszkaniec Miłoszyc Józef R. kwadrans później zawiadomił policję, że przy jego stodole leżą nagie zwłoki młodej kobiety. Było to właśnie na tej posesji, przez którą przechodziła Małgosia, prowadzona przez "brata". W promieniu kilku metrów leżała porozrzucana i podarta garderoba, zmieszana ze śniegiem. Zabrakło butów oraz srebrnej, dosyć charakterystycznej biżuterii.
- Dziewczynę była tak okrutnie zgwałcona, że nawet biegły, który jest doświadczonym lekarzem, stwierdził, że mamy tu czynienia z wyjątkową brutalnością, zapierającą dech - mówiła nam w 1997 roku mecenas Ewa Szymecka, pełnomocnik rodziców Małgosi. - To jest taka zbrodnia, która woła o pomstę do nieba. Sprawca rysuje się tutaj jako ktoś na wskroś zwyrodniały.
Biegły z zakresu medycy sądowej stwierdził, że charakter obrażeń świadczy o dużej brutalności i zdecydowanym działaniu sprawców. Małgosia została pobita, pogryziona, skopana i zgwałcona. Według biegłych, od chwili dokonania gwałtu i pozostawienia dziewczyny na 20-stopniowym mrozie, Małgosia mogła żyć jeszcze kilka godzin. W tym czasie nikt z sąsiadów niczego nie zauważył. Są jednak świadkowie, którzy tej nocy z terenu posesji, gdzie zniknęła Małgosia, słyszeli głos wołający "Mamo, Mamo!". Małgosia wykrwawiła się, zanim wzeszło słońce pierwszego dnia 1997 roku.
*
Sprawa od początku budziła wiele emocji. Początkowo prowadziła ją prokurator Renata Procyk z Prokuratury Rejonowej w Oławie. Mówiła wtedy "Wiadomościom Oławskim", że na miejscu przestępstwa sprawcy pozostawili sporo śladów, m.in. włosy, odcisk zębów, a także ślady organiczne, umożliwiające jednoznaczne udowodnienie mu winy, jeśli tylko zostałby namierzony. To jednak okazało się niemożliwe - mimo przesłuchania setek osób, mimo wykonania wielu ekspertyz i badań, mimo wykonania portretów pamięciowych osób, które widziały Małgosię po raz ostatni, mimo przeprowadzenia kilkudziesięciu okazań i konfrontacji, mimo wielu opinii biegłych z zakresu medycyny sądowej i innych specjalności, mimo ogromnego nacisku społecznego.
Przez chwilę wydawało się, że sprawa jest łatwa, bo już w Nowy Rok do gwałtu przyznał się Krzysiek - ten, który odprowadzał Małgosię. Potem jednak wielokrotnie zmieniał zeznania, a badania wykluczyły, aby to on był głównym sprawcą. Jaki zatem był jego udział w sprawie? Dlaczego tak szybko przyznał się, a potem odwołał zeznania?
Po trzech miesiącach śledztwo przejął prokurator Jacek Klimowicz z Prokuratury Wojewódzkiej we Wrocławiu. Po nim sprawą zajął się prokurator Marek Janczyński, a nadzór objęła Prokuratura Apelacyjna. Wszystko na nic. 31 marca 1999 roku prokurator umorzył sprawę Małgosi, "wobec niewykrycia sprawców przestępcy". W następnym miesiącu mecenas Ewa Szymecka złożyła zażalenie na tę decyzję, z jednoczesnym wnioskiem o odsunięcie Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu od dalszych czynności. W zażaleniu wskazała luki oraz błędy w dotychczasowym śledztwie, co - według niej - uniemożliwiało podjęcie decyzji o umorzeniu postępowania.
- Uważam, że dotychczasowy nadzór prokuratorski nie był wystarczający - mówiła nam Ewa Szymecka w 1999 roku. - Połączenie pewnych zdarzeń mogłoby doprowadzić do ich oczywistego wyjaśnienia. A prokurator musi mieć potrzebę wyjaśnienia wszystkich faktów. Są przecież pewne podejrzenia, że ta sprawa jest powiązana z innymi. Tymczasem dotychczasowe czynności były prowadzone jakby każda osobno. Nikt nie zechciał ich połączyć w całość. Wtedy, być może, mielibyśmy lepszy efekt. Jest dla mnie w całej tej sprawie wiele rzeczy zdumiewających, np. to, że z jednej strony ktoś występuje jako świadek, a z drugiej jako osoba przeprowadzająca czynności procesowe, czyli mająca... dostęp do akt. Mieliśmy tu do czynienia z zastraszaniem świadków, których zaznania mogłyby się przyczynić do szybszego ustalenia kręgu podejrzanych. Cała sytuacja budzi moją obawę, czy sprawa, w taki sposób prowadzona, ma szansę być zakończona pozytywnie. Bo czy to przypadek, że akurat osoby składającej zeznania są zastraszane? I to właśnie po złożeniu zeznań. Na dodatek osoby, które dokonują zastraszania, bardzo dużo wiedzą o treści tych zeznań.
Prokuratura Apelacyjna uznała skargę pełnomocnika pokrzywdzonych rodziców i nakazała wznowić śledztwo w sprawie zgwałcenia Małgosi.
*
Śledztwo trwało 4 lata. Rodzice Małgosi wielokrotnie skarżyli się na działania prokuratury, postępowanie było objęte nadzorem Prokuratury Krajowej, w stosunku do niektórych prokuratorów wszczęto postępowania wyjaśniające i dyscyplinarne. Akt oskarżenia do sądu, ale tylko przeciwko jednemu z co najmniej trzech sprawców, skierował dopiero piąty z kolei prokurator, prowadzący sprawę. Zarzucono Tomaszowi K. udział w gwałcie ze szczególnym okrucieństwem. Dopiero potem zmieniono kwalifikację czynu na zabójstwo. Tomasza K. obciążyło parę dowodów. Na miejscu znaleziono czapkę, a na niej włos, którego kod DNA był identyczny z jego. Psy rozpoznały ślady zapachowe z czapki jako zapach Tomasza K. Także ślady pogryzień na ciele Małgosi odpowiadały uzębieniu oskarżonego. Tomasza K. początkowo skazano na 15 lat więzienia, ale w apelacji sąd podniósł karę do 25 lat - skazany odbywa ją w Zakładzie Karny w Strzelinie. Prawomocny wyrok zapadł 16 czerwca 2004 roku w Sądzie Apelacyjnym we Wrocławiu.
(ck)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze