Jelcz-Laskowice. Kto ma rację?
Wodociąg na ulicy Cichej wybudowano ponad 20 lat temu. Jak to wówczas bywało, nikt nie pytał mieszkańców, czy chcą. - Przyszedłem do domu i okazało się, że tak jak sąsiedzi, zostałem podłączony do wodociągu, chociaż nikogo o to nie prosiłem, bo miałem własną studnię, ale że woda nie była najlepsza, zacząłem korzystać z wodociągu miejskiego - mówi Zdzisław Balawajder, mieszkanka ulicy Cichej. - Początkowo płaciłem rachunki za wodę w urzędzie gminy, bez umowy na dostawę wody. Dopiero gdy powstał Zakład Gospodarki Komunalnej, otrzymałem zawiadomienie, żeby przyjść do zakładu i odpisać umowę. Tak zrobiłem. To był rok 2002.
Trzy lata temu z kranów w domu Balawajdera woda praktycznie przestała lecieć.Ciśnienie w rurach było tak słabe, że na piętrze wody nie było wcale, a na parterze ledwo się sączyła. Jeszcze gorzej było, gdy w tym samym czasie kran odkręcał sąsiad. - Wtedy wody nie było ani u niego ani u mnie, bo przyłącze jest jedno na dwa domy - dodaje pan Zdzisław. - Początkowo dzwoniłem do ZGK i prosiłem, a później żądałem naprawy przyłącza. Bez skutku.
Okazało się, że taki sam problem mają inni mieszkańcy osiedla, a także sąsiedzi z ulicy Cichej. Napisali w tej sprawie do burmistrza. List podpisało 12 osób, ale to też nie pomogło.W końcu większość miała dość czekania i wymieniła przyłącza na własny koszt. Zdzisław Balawajder nie wymienił.
Umowa to umowa
Po kolejnej, tym razem pisemnej, interwencji mieszkańca, ZGK zażądał od niego dokumentów odbioru przyłącza. Gospodarz ich nie ma, bo nikt nigdy mu ich nie przekazał. Takiego dokumentu nie ma też ZGK. Najprawdopodobniej, nigdy go nie sporządzono. Przyłącze wykonano bowiem w latach dziewięćdziesiątych. Jak mówią mieszkańcy, pracowało przy tym kilka firm na zasadzie pospolitego ruszenia.
O dokument nikt nie pytał także wtedy, gdy podpisywano z gospodarzem umowę na dostawę wody. Nikt też nie podnosił tego tematu przy płaceniu rachunków. Dlaczego teraz ma znaczenie? Jak się okazuje, nie ma. Problem leży w umowie na dostawę wody, którą inaczej interpretują strony sporu. - Ta umowa gwarantuje mi dostawę wody, a ZGK, w myśl podpisanej ze mną umowy, ma obowiązek mi to zapewnić - mówi Balawajder. - Ta sama umowa mówi też, że ZGK odpowiada za przyłącze, do pierwszego zaworu za wodomierzem. A więc to oni są zobowiązani do usunięcia problemu.
To nie awaria
Prezes ZGK Mariusz Ciechanowski przyznaje, że spółka gminna jest zobowiązana do naprawy przyłącza, ale ... tylko wtedy, gdy dochodzi do awarii. Zdaniem prezesa, awaria to zdarzenie nagłe, które powoduje, że z kurka nagle przestaje lecieć woda. W domu Balawajdera woda płynie, tylko słabo, bo stalowe przyłącze zarosło kamieniem. - Urządzenie więc działa, tyle że wadliwie, bo przez 20 lat się zużyło - stwierdza Ciechanowski. - Przyłącze jest stalowe i zarosło kamieniem, dlatego ciśnienie wody w kranie jest słabe. To jednak nie awaria. Jest tez inny problem. Przyłącze wody poprowadzone jest przez działkę sąsiada, który nie zgadza się na to by wykonać tam jakiekolwiek wykopy. Przyłącza nie można więc naprawić. Jedynym rozwiązaniem jest wykonać nowe. A zgodnie z ustawą o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę to obowiązek właściciela nieruchomości, a tego umowa nie obejmuje.
Chcą, tylko im nie wychodzi
Balawajder nie zgadza się z takim stanowiskiem. Według niego ZKG ma obowiązek przestrzegać umowy, a więc zapewnić mu wodę. Nie interesuje go, jak to zrobi, bo to nie jego problem: - Jeżeli kiedyś jakiś prezes popełnił błąd, chciał zaoszczędzić budując jedno przyłącze na dwa domy, to niech obecny prezes to naprawia. Dlaczego ja i inni mieszkańcy mamy za to płacić? Ja mam umowę, która gwarantuje mi dostawę wody, a ZGK ma obowiązek ją dostarczyć. Jeżeli prezes spółki i jego prawnicy nie umieją czytać umów i uznają, że moja umowa nie jest dla nich wiążąca, to ... nie powinni tam pracować. I zrobię wszytko, żeby tak się stało. Jeżeli będzie trzeba, napiszę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, bo tak być nie może.
Sprawą zajmowały się już władze gminy i radni którzy próbowali występować w roli mediatorów. Bezskutecznie. Zdzisław Balawajder zgłosił sprawę do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. W konsekwencji urząd nałożył na ZKG karę wysokości 33 tys. zł. za to, że kazał mieszkańcom płacić za wykonanie przyłącza od granicy nieruchomości do sieci.
To nie wpłynęło na zmianę decyzji Mariusza Ciechanowskiego: - Nakazy UOKIK nie mają związku ze sprawą Balawajdera. ZGK od samego początku chce dostarczyć mu wodę, ale musi mieć ku temu możliwość. Chcemy rozwiązać ten problem poprzez wykonanie nowego przyłącza, ale pan Balawajder nie wyraża woli współpracy w tej sprawie.
Tekst i fot.:Wioletta Kamińśka
Reklama
Ma umowę i płaci rachunki, ale... z wodą jest problem
- Nie mogą mnie odciąć od wody, bo mam umowę na jej dostawę - mówi Zdzisław Balawajder z ulicy Cichej. - Jeżeli będzie taka potrzeba będę szukał sprawiedliwości w Strasburgu. Mariusz Ciechanowski prezes Zakładu Gospodarki Komunalnej ripostuje, że w tym przypadku umowa nie wystarczy
- 23.10.2013 07:45 (aktualizacja 27.09.2023 16:16)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze