Kurowskie stawy rybne zaczęto budować od strony rzeki i młyna wodnego. Posuwano się w kierunku Witowic i Kurowa. Aby zapewnić wodę dla kurowskiego młyna, należało zbudować tamę na rzece i groblę. Wodę młyńską zaczęto wykorzystywać do napełniania stawów rybnych, najpierw zakładanych w naturalnych zagłębieniach terenowych. Później zaczęto już budować stawy z prawdziwego zdarzenia, zgodnie ze sztuką rybacką. Hodowano liny, szczupaki i inne mniej wybredne ryby, niewymagające dokarmiania. Gdy się okazało, że hodowla ryb się opłaca, zaczęto się zajmować hodowlą karpia. Ryby dokarmiano pośladami z młynów: biskupickiego i kurowskiego. W końcowym etapie rozwoju kurowskie stawy połączyły się lub raczej doszły do granicy stawów, należących do Witowic.
Stawy witowickie musiały się wtedy liczyć, gdyż ten kompleks nazywano "Witowicką krainą stawów". Na początku XIX wieku stawy zaczęto osuszać, gdyż bardziej opłacalne były produkcja roślinna, chów bydła i owiec. Dzisiaj po stawach zostały jedynie "pamiątki", w postaci fragmentów grobli i bogatej sieci rowów odwadniających. W Kurowie takich pamiątek po dawnej świetności jest więcej. Po pałacu została jedynie kupa gruzu, porośnięta krzakami i pokrzywami. Owczarnie, stodoły i inne zabudowania pofolwarczne są puste, zrujnowane, albo fragmentarycznie wykorzystywane, jako chlewiki. Szczególnie smutne wrażenie sprawia ogromne puste podwórze porośnięte chwastami. Trzeba mieć wyobraźnię jak Walt Disney, żeby wyobrazić tu sobie kwitnący ogród kwiatowy, sad, tętniący życiem pałac...
Aby nie kończyć w smutnym nastroju, pocieszam siebie i czytelników, że może na gruzach starego powstanie nowe, lepsze. Może...
Opr.: Anna Borkowska-Szwarc redakcja@gazeta.olawa.pl
Napisz komentarz
Komentarze