Jankowice. Wieś pełna historii
Jankowice to mała wieś przy trasie Wrocław - Oława. Nie wyróżnia się niczym szczególnym. Jednak, gdy poznamy historię ludzi i różnych jej miejsc, wszystko nabiera zupełnie innego wyrazu. Inicjatorem spotkań z mieszkańcami jest sołtys Grzegorz Kotulla. Mieszka w tej wsi od kilku lat, bardzo interesuje się jej historią i robi wiele, aby ją poznać.
Dzieje miejscowości
Pierwsze wzmianki o Jankowicach sięgają końca XIII wieku. Rozrastała się przez stulecia, a jej mieszkańcy mówili w różnych językach. Jungwitz, bo taką nazwę nosiła ta wieś przed drugą wojną światową, była prawie samowystarczalna. Mieściły się tu ubojnia, młyn, piekarnia, kuźnia oraz dwie szkoły - katolicka i ewangelicka. Oprócz młyna w centrum, był jeszcze jeden, drewniany, za drogą, łączącą Oławę z Wrocławiem, nad rzeką Oławą. Po wojnie stopniowo popadał w ruinę, więc go rozebrano. W 1939 roku było tu 119 gospodarstw i 449 mieszkańców, ewangelików i katolików.
Pierwsi Polacy
Jedną z pierwszych powojennych mieszkanek Jankowic jest Teresa Borsuk, z domu Kempińska, urodzona w 1929 roku. Przed wojną mieszkała w Kulczycach Szlacheckich, dziś to Ukraina. Ojciec Teresy zmarł kilka miesięcy po jej przyjściu na świat. W czasie wojny dochodziło do różnych zdarzeń, ale najgorzej było w 1945 roku. Pewnej majowej nocy w jednym z domów wybuchł pożar. W tym czasie, w obawie przed banderowcami, sąsiedzi pełnili warty. Okazało się, że banda ukraińska zaatakowała dom, w którym mieszkała z mężem siostra Teresy. Do środka wrzucono granat. On zginął na miejscu, siostra przeżyła z poważnymi oparzeniami. Kilka dni później większość ludzi postanowiła uciekać. - Udaliśmy się z rodziną do Sambora - opowiada Teresa. - Tam przebywaliśmy około miesiąca. Później pociągiem dotarliśmy niedaleko Katowic, a stamtąd mieliśmy dojechać do Zielonej Góry. Jednak w podwrocławskim Brochowie Rosjanie zatrzymali nasz transport i kazali wysiadać. Wysłano dwie grupy w poszukiwaniu miejsca na osiedlenie. Jedna ruszyła do Świętej Katarzyny, druga do Jankowic. Ostatecznie zamieszkaliśmy tutaj, chociaż wstępnie udaliśmy się do Świętej Katarzyny. Nawet zdążyłam posprzątać dom, w którym mieliśmy się osiedlić. Kiedy dotarliśmy do Jankowic, w lipcu 1945, nikogo tutaj nie było. Domy stały pootwierane, można było wybrać dowolne gospodarstwo. My wprowadziliśmy się do budynku piekarni, w centrum wsi. Niedługo potem wrócili Niemcy, którzy w czasie, gdy przechodził tu front, ukryli się w pobliżu. Wspólnie z nami zamieszkały dwie kobiety z dwójką dzieci. Pewnego dnia, gdy nas nie było w domu, jedną z tych kobiet zgwałcił rosyjski żołnierz. Niedługo potem niemiecka rodzina wyjechała i już nigdy więcej ich nie spotkaliśmy.
Napisz komentarz
Komentarze