W tym roku wielkich laurów dla nas nie przywiozłem, ale zawsze warto odnotować nominację Xawerego Piśniaka w kategorii "ekonomia". Podkreślam tę kategorię, bo głównie właśnie o ekonomii rozmawialiśmy w kuluarach gali.
Uwaga pierwsza, pozytywna - nie jest z nami, tygodnikami lokalnymi, tak źle, jak to widać w mediach ogólnopolskich.
Uwaga druga, negatywna - nie jest tak dobrze, jak byśmy chcieli i jak bywało.
Oczywiście, ogólnoświatowy trend zanikania prasy drukowanej dotknął i Polskę, ale na szczęście głównie prasę centralną, gdzie procenty spadku nakładów liczy się już dwoma cyferkami. W naszym lokalnym świecie nie jest tak źle, nakłady raczej się utrzymują, choć już nie rosną tak, jak przed laty (jednak styczeń 2013 do stycznia 2012 to u nas wzrost o 1,8%). Pod tym względem nadal cieszymy się miejscem w pierwszej piętnastce polskich tygodników lokalnych, badanych przez Związek Kontroli Dystrybucji Prasy, a tylko takie się liczą, bo gwarantują prawdziwą sprzedaż i realny nakład. Jeśli dodać, że wśród tych najmocniejszych są gazety ze stosunkowo dużych miast,jak np. "Tygodnik Zamojski" czy "Tygodnik Siedlecki" (dziś traktowane jako lokalne, ale kiedyś to ho, ho!), to na naszą pozycję wciąż można patrzeć ze sporym optymizmem. Z jeszcze większym - na markę "Tygodnik Lokalny", zrzeszającą już 121 niezależnych tygodników lokalnych - mamy taki znaczek "TL" przy winiecie na pierwszej stronie. To jest właśnie TO. Otóż te wszystkie gazety, działające w porozumieniu reklamowym, mogą dziś dotrzeć nawet do 6 milionów Polaków. I to jest wzrost ogromny, w porównaniu do 2009 nawet o 50%! Wyraźnie widać, że Polska lokalnością stoi. Teraz tylko trzeba uważać, aby ta lokalność w walce o ilość nie zjeżdżała z jakością, co się zdarza, i co nam wszystkim wytknął w anegdocie Stanisław Tym, który prowadził naszą galę w sali kolumnowej Sejmu.
Otóż opowiedział, jak to kiedyś dziennikarz lokalnej gazety zapytał go o jakąś śmieszną historyjkę z PRL. Tym opowiedział mu, jak to wszyscy oczekiwali wtedy na kupno polskiego fiata 126, czyli wymarzonego "malucha". A gdy już kupili, otaczali autko niemal nabożnym szacunkiem. I rzecz dzieje się właśnie w takiej rodzinie, cieszącej się posiadaniem swojego "malucha":
Małżonkowie siedzą przy stole. Żona wygląda przez okno (oczywiście w bloku) i nagle krzyczy:
- Ktoś odjeżdża naszym autem. Leć za nim!
Mąż wyskakuje z bloku, leci na parking. Po chwili wraca.
- No i jak tam?
- Złapać nie złapałem - z dumą obwieszcza maż. - Ale udało mi się zapisać numer rejestracyjny!
W wersji dziennikarza gazety lokalnej anegdota, opowiedziana mu przez Tyma, brzmiała tak:
- Ktoś odjeżdża Ktoś odjeżdża naszym autem. Leć za nim!
Mąż wyskakuje z bloku, leci na parking. Po chwili wraca.
- No i jak tam?
- Złapać nie złapałem - z dumą obwieszcza maż. - Ale udało mi się zapisać numer... telefonu!
Jerzy Kamiński
Reklama
Tym razem lokalnie
Parę dni temu wróciłem z uroczystej gali, podsumowującej tegoroczny konkurs Local Press, organizowany przez Stowarzyszenie Gazet Lokalnych, pod patronatem marszałka Sejmu
- 19.02.2013 08:29 (aktualizacja 27.09.2023 16:30)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze