Cassino
16 maja powitał nas słoneczny poranek. Piękna pogoda, my na szczycie wzgórza klasztornego Monte Cassino, szeroki widok na polski cmentarz, pomniki na wzgórzach i całą dolinę rzeki Liri. Nie mieliśmy zbyt wiele czasu na podziwianie panoramy. Dużo zaproszeń, uroczystości i ważnych spotkań naszej grupy - to, wymagało tempa, dyscypliny i sprawności organizacyjnej. W pierwszym dniu jedziemy do Acquafondata. Małe miasteczko prawie 30 km od Cassino. Tam rozpoczynają się rocznicowe uroczystości. Jedziemy w mundurach i pełnym oporządzeniu, z flagami, najpierw do Cassino, tam początkowo grzęźniemy w korkach, nie możemy znaleźć właściwej drogi, ale szybko zaczynamy jeździć „po włosku” i w ostatniej chwili trafiamy do celu. W Acquafondata uroczystości celebrowano pod polskim pomnikiem w centrum miasteczka. Pomnik niezwykły - obelisk i krzyż z gąsienic Universal Carriera. Wielu kombatantów, Wojsko Polskie, przedstawiciele armii włoskiej, władze państwowe i oprócz naszej grupy, również inne grupy rekonstrukcji historycznej z Polski. Po uroczystościach pod pomnikiem wszyscy udali się na teren pierwszego polskiego cmentarza. Naszych żołnierzy początkowo pochowano właśnie tu, dopiero po ukończeniu budowy cmentarza na Monte Cassino ekshumowano i przeniesiono wszystkich poległych. Ten pierwszy cmentarz wciąż pozostaje symbolicznym miejscem pamięci. Po uroczystościach zaproszono wszystkich gości na Rynek przed ratuszem, gdzie przygotowano włoskie potrawy. Duszą tych uroczystości był nasz przyjaciel Romano. Jako młody chłopiec towarzyszył naszym oddziałom właśnie tu w Acquafondata. Z wielką życzliwością wspominał naszych żołnierzy, ich otwartość i wielką, stałą pomoc dla mieszkańców. W 1944 roku największym problemem był głód. Nasi żołnierze dzielili się żywnością z włoskimi rodzinami przez wiele miesięcy - pomagając przetrwać czas po zakończeniu wojny. Feta na Rynku była niezwykła, wielu kombatantów z całego świata, rozmowy, wspomnienia, zdjęcia i gościnność Włochów. Zapytałem naszego gospodarza, czy coś pozostało po polskich żołnierzach. Oczywiście, że zostało, Romano wydobył ze swojego strychu metalową skrzynię (z datą produkcji 1942) po pociskach moździerzowych. Od lat trzymał w niej stare listy. Polska skrzynia to cenna pamiątka, związana z naszą historią. Po chwili prezent - wielka skrzynia ląduje na masce jeepa, a my musimy jechać dalej. Kolejne uroczystości, tym razem w Piedimonte San Germano. Żałujemy, że musimy pożegnać naszych gospodarzy. Brak czasu był największym problemem całej podróży. Z jednej strony wyjątkowa okazja wysłuchania wspomnień i relacji, zobaczenie nieznanych pamiątek po polskich żołnierzach, z drugiej - stały plan dnia, wymuszony kolejnymi uroczystościami. Znowu z trudem, ale punktualnie docieramy pod polski pomnik 6. Lwowskiej Brygady Strzelców. Tu również pełna gala i kompanie reprezentacyjne, przemówienia. Polskę reprezentuje minister obrony narodowej Bogdan Klich oraz szef Urzędu do spraw Kombatantów Janusz Krupski. Po uroczystościach kolejna okazja do rozmów z weteranami. Pomimo zaawansowanego wieku, przybyli na uroczystości z różnych kontynentów. Trudno pisać o sobie, ale czujemy, że są z nas zadowoleni, że nasza szczegółowa rekonstrukcja, z willysami włącznie, sprawia im radość. Niektórzy pytają: jak to możliwe i kto to przygotował. Z Piedimonte wracamy do Cassino, zatrzymujemy się w Rynku, gdzie przed ratuszem umieszczono pomnik - czołg sherman, symbolicznie wspinający się po gruzach klasztoru. Obok czołgu - zniszczone niemieckie działo. Z powodu naszej wizyty zebrało się w Rynku wielu mieszkańców oraz kilku polskich kombatantów z Anglii i z USA. Z weteranami przegadaliśmy cały wieczór. Już nocą, cztery jeepy znowu wspinają się wysoko serpentyną drogi do klasztoru, pod mury opactwa. Przez trzy kolejne dni wiele razy pokonywaliśmy tę krętą trasę na stromym zboczu. Codziennie w Cassino Włosi oglądali naszą „defiladę” z flagami i czasem ze śpiewem na ustach (wiadomo: „O mój rozmarynie” i podobne utwory). I znowu najczęściej słyszeliśmy pozdrowienia i „grazie Pollacci”.
Napisz komentarz
Komentarze