Niedziela 17 maja
Dzień rozpoczynamy mszą świętą razem z harcerzami z Polski. Tak jak w czasie wojny, ołtarz polowy - monstrancja i wielkie bukiety czerwonych maków na masce jednego z naszych jeepów, a w tle klasztor. Doskwiera upał, a my ruszamy na teren bitwy. Naszym przewodnikiem jest Krzysztof Piotrowski z Jelcza-Laskowic, bez wątpienia jeden z największych znawców terenu bitwy o Monte Cassino. Krzysztof jest w Cassino już od wielu lat. Poświęcił wiele pracy i wysiłku na badanie i utrwalanie historii bitwy. Kierujemy się na wzgórze 575, po drodze mijamy wzgórze 569 i zwiedzamy ruiny Masseria Albaneta. Na wzgórzu 575 znajduje się pomnik 5. Kresowej Dywizji Piechoty, która poniosła największe straty w bitwie. Pomnik w formie prostego stalowego krzyża przypomina nam krzyż na Giewoncie. Pod pomnikiem zastaliśmy grupę harcerzy, porządkujących otoczenie monumentu. W tym dniu we Włoszech panowały rekordowe upały, marsz pod górę nie był łatwy, pomimo to nasza grupa, oczywiście w pełnym umundurowaniu, rusza dalej. Z terenu walk 5. Dywizji docieramy do miejsc walk 4. Pułku Pancernego „Skorpion”. Dla nas i naszego „Szwadronu Skorpion” jest to szczególne miejsce, oznaczane na mapach jako „Gardziel”. Tu znajduje się niezwykły polski pomnik. W pierwszym dniu bitwy, 12 maja, nasze czołgi dotarły do tego miejsca.
Sherman nr T-14550, o nazwie “Sułtan”, dowodzony przez ppor. Ludomiła Białeckiego, wjechał na zestaw min. W wyniku eksplozji zginęła cała załoga, ppor. Białecki po kilku godzinach, a całkowicie poparzony kpr. Nickowski zmarł w szpitalu 19 maja 1944. Ten sherman stoi tak do dziś, jak pozostał po wybuchu. Wieża leży obok z wbitą w ziemię lufą, pancerz po prawej stronie jest rozerwany siłą eksplozji. Po wojnie z gąsienic shermana zespawano wysoki krzyż i umieszczono na czołgu, po bokach znajdują się tablice pamiątkowe pułku, wraz z wykazem poległych. Tablice z brązu kiedyś były trzymane przez kleszcze dwóch wielkich (ponad 1 metr) skorpionów z brązu. Piszę kiedyś - bo już w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku skradziono obydwa skorpiony. Szkoda, że ich nie odtworzono. Zapewne trudno podjąć decyzję o przywróceniu rzeźb, miejsce jest odludne, turyści tu nie docierają (pomimo że odległość od polskiego cmentarza nie jest duża). Nawet gdyby wielkie skorpiony były np. ceramiczne, to i tak znajdą się „chętni” na tak ciekawą rzeźbę, i chyba tylko z tego powodu ten polski pomnik pozostaje od lat ogołocony z symboli pułku. Przy „naszym” shermanie zapalamy kilkadziesiąt zniczy, zaciągamy wartę honorową i po krótkim odpoczynku ruszamy dalej, kierując się do miejsc znanych jako „duża i mała miska”. Teraz do akcji wkraczają Karpatczycy, przechodzimy przez teren walk 3. Dywizji Strzelców Karpackich. Teren bitwy po 65 latach jest inny niż ten, który znamy z archiwalnych zdjęć. Wtedy zanikła roślinność, dzisiaj przyroda wróciła na swoje miejsce. Nasz przewodnik pokazuje nam linie natarcia i liczne stanowiska, bunkry. Pomimo że teren jest trudno dostępny i porośnięty kolczastymi krzewami, ślady walk są wciąż widoczne. Na ścieżkach sporo odłamków, na skałach ślady eksplozji, liczne schrony otoczone murkami z kamieni, resztki drutów kolczastych, pozostałości skrzynek amunicyjnych i opakowań po pociskach. Przechodzimy fragment drogi polskich saperów, a następnie kierujemy się na wzgórze 598 i do „Domku doktora”. To teren walk Karpatczyków. Dla mnie jest to szczególne miejsce. Idziemy przez miejsce walk 1 batalionu, w tym miejscu walczył mój dziadek, i tu w pobliżu tzw. „bramki” był ranny w bitwie. Z wysiłkiem maszerujemy pod górę, upał coraz większy, a w manierkach coraz mniej wody. Po chwili docieramy na wzgórze, „Domek doktora” był miejscem, gdzie znoszono i opatrywano rannych, z tego miejsca bataliony Karpatczyków wyruszały do walki o wzgórze 593. To właśnie na zboczu tego wzgórza (593) znajduje się polski cmentarz. Spod „Domku” ruszamy trasą natarcia, mijamy „bramkę” i docieramy na szczyt, gdzie znajduje się pomnik 3. Dywizji Strzelców Karpackich. Monumentalny pomnik wykonany z trawertynu, z wieloma polskimi symbolami, wykutymi nazwiskami poległych i napisem w językach polskim, włoskim i angielskim: „Za wolność naszą i waszą my żołnierze Polscy, oddaliśmy Bogu ducha, ziemi włoskiej ciało, a serca Polsce”. W tym miejscu podczas bitwy było krwawe piekło, dzisiaj na szczycie wzgórza panuje cisza, w dole piękny widok opactwa Monte Cassino, wokół czerwone maki i panorama skalistych gór. Pod pomnikiem również krótki odpoczynek, dyskusja o bitwie i wiele pamiątkowych zdjęć.
Po wielogodzinnym forsownym marszu docieramy wieczorem do klasztoru. Grupa szykuje się do wieczornego spotkania z kombatantami, w Cassino. Mnie i mojemu jeepowi przypadła inna rola, konieczna była pomoc chirurgiczna dla jednej z rannych harcerek. Nie było czasu, willys pojechał z ranną do miasta w poszukiwaniu szpitala. W szpitalu okazano wiele troski, udzielono pomocy i wszystko zakończyło się szczęśliwie, a w tym czasie jeep przed szpitalem stał się obiektem zainteresowania kilku sympatycznych lekarzy.
Napisz komentarz
Komentarze