- Rozwalili mi wszystko, wywrócili mi całą celę do góry nogami, jakby fadromą ktoś wjechał. - mówił. - Płyty CD są połamane, wyrzucili mnie w samych majtkach. Trzy razy jestem rozbierany do naga przed każdą rozprawą. Po złości mi to zrobili. Nie mam możliwości bronienia się w takim stanie. Odmówiłem brania posiłków. Powiedzieli mi, że nie mam żadnych praw, że powinienem się powiesić. Ten areszt to prywatny folwark. Nikt nie reaguje. Wnoszę o odroczenie rozprawy, bo nie mogę się bronić.
W ocenie oskarżyciela prokuratora Sobieskiego nie było podstaw do odroczenia rozprawy. Podobnie po chwili przerwy zadecydował sąd, uznając że okoliczności podane przez oskarżonego nie stanowią przeszkody w prowadzeni postępowania, czyli przesłuchaniu kolejnych świadków. Sędzia poinformował jednak, że odpowiedni wypis z protokołu rozprawy zostanie przekazany do wydziału penitencjarnego, nadzorującego wykonywanie odbywania aresztowania tymczasowego Ireneusza M., celem rozpatrzenia skargi.
*
Przed sądem stanęła Joanna P. (40 lat, z zawodu cukiernik). Była jedną z uczestniczek tamtego sylwestra z 1996 na 1997 rok, kiedy zginęła Małgorzata. Ponieważ teraz niewiele już pamięta, sąd odczytał jej poprzednie zeznania. Najciekawsze były te z 1 stycznia 1997 roku.
- Po północy widziałam jak dwóch chłopców ciągnęło Małgosię w kierunku polnej drogi, nie miała kurtki - zeznawała wtedy. - Jeden był niższy ode mnie, a ja miałam 164 cm. Ten drugi był nieco wyższy, na głowie miał czarną czapkę z wełny, mocno naciągniętą na głowę, więc nie widziałam twarzy.
Potem jednego z nich rozpoznała - to był Krzysztof K., co zgadza się z zeznaniami innych. Nie wszystko jednak się zgadzało. Iwona - koleżanka Małgosi, z którą ta przyszła na dyskotekę - zeznała, że Joanna mówiła, jakoby ci chłopcy prowadzili dziewczyną w kierunku konkretnych posesji nr 2 lub 3. Była nawet w tej sprawie konfrontacja obu dziewczyn, podczas której każda upierała się przy swoim.
- Nie mogłam jej tego mówić, nie wiem, dlaczego Iwona tak mówi - zeznawała Joanna P. w 1998 roku.
- Na pewno tak nie mówiłam - powtórzyła teraz przed sądem. Podczas późniejszych zeznań Iwona K. wycofała się ze swoich wcześniejszych twierdzeń na temat tego, co miała jej powiedzieć koleżanka.
Na pytanie Norberta Basiury, czy tą osobą, która prowadziła wtedy Małgosię, był on, odpowiedziała: - Nie, jestem tego pewna.
Podobne pytanie zadał Ireneusz M.: - Czy to byłem ja?
- Tego nie mogę powiedzieć, ponieważ widzę pana pierwszy raz, a Basiurę znałam wtedy z widzenia, bo mieszkał niedaleko.
*
Napisz komentarz
Komentarze